Êàê ÷àñòî ÿ âèæó êàðòèíêó òàêóþ Âîî÷èþ, èëè îíà òîëüêî ñíèòñÿ: Äâå äåâî÷êè-ãåéøè î ÷¸ì-òî òîëêóþò, Çàáûâ, ÷òî äàâíî èì ïîðà ðàñõîäèòüñÿ. Íà óëèöå ò¸ìíîé âñå äâåðè çàêðûòû. Ëåíèâîå ïëàìÿ â ôîíàðèêå ñîííîì… À äåâî÷êè-ãåéøè êàê áóäòî çàáûòû Äâóìÿ îãîíüêàìè â ïðîñòðàíñòâå áåçäîííîì. Íó ÷òî âàì íå ñïèòñÿ, ïðåêðàñíûå ãåéøè? Âåäü äàæå ñâåð÷êè íåóìîë÷íû

Przed ?witem

Przed ?witem Morgan Rice Wampiry, Upad?a #1 W PRZED ?WITEM (Ksi?dze 1 Wampir?w, Upad?ej) siedemnastolatka, Kate, nienawidzi swojego ?ycia. Jako wyrzutek w?asnej rodziny, kt?ra jej nie rozumie, jest obiektem nienawi?ci starszej, bardziej popularnej i ?adniejszej siostry, oraz pogardy ze strony zaborczej matki, kt?ra faworyzuje jej siostr?. To co pomaga jej przetrwa? to przyjaci??ki oraz jej spryt. Mimo to jednak, jej ?ycie zdaje si? zmierza? wprost w ?lepy zau?ek – zw?aszcza kiedy jej mama oznajmia, ?e Kate b?dzie musia?a zrezygnowa? z college’u, by op?aci? korepetycje starszej siostry. Lecz pewnego dnia wszystko ulega zmianie. W dniu jej siedemnastych urodzin zwraca na ni? uwag? jeden z najbardziej popularnych ch?opak?w w szkole. W tym samym czasie w jej szkole pojawia si? Elijah, tajemniczy nowy ch?opak, z kt?rym bezsprzecznie co? j? ??czy. Wszystko zdaje si? z powrotem i?? po jej my?li – kiedy straszny wypadek wywraca jej ?ycie do g?ry nogami. Kate pisana jest ?mier?. Jednak na granicy ?ycia i ?mierci ma miejsce co?, co utrzymuje j? przy ?yciu, co przemienia j? w co?, czym nigdy nie mia?a zosta?. Pogr??ona mi?dzy ?yciem a ?mierci?, Kate staje si? czym?, czym jeszcze nigdy nikt nie by?. Debiutuj?cy, nowy, efektowny cykl powie?ci obfituj?cy w r??norodno?? prze?y?: mi?o??, strat?, mi?osne zawody oraz wybawienie, PRZED ?WITEM, oferuje nowe spojrzenie na literatur? o wampirach. Przyprawiaj?c o mocne bicie serca i przedstawiaj?c bohater?w, w kt?rych nie spos?b si? nie zakocha?, sprawi, ?e do p??nej nocy nie oderwiesz si? od lektury i na nowo rozmi?ujesz si? w gatunku fantasy. Dost?pny jest r?wnie? cykl Wampirzych Dziennik?w sk?adaj?cy si? z dwunastu cz??ci, kt?rej pierwsza nosi tytu? PRZEMIENIONA i posiada ponad dziewi??set pi?ciogwiazdkowych komentarzy na Amazonie – dost?pna jest nieodp?atnie. Orze?wiaj?ca i niepowtarzalna, zawiera klasyczne elementy spotykane w wielu paranormalnych powie?ciach dla m?odego czytelnika… Czyta si? ?atwo, cho? wydarzenia zmieniaj? si? w wyj?tkowo szybkim tempie.. Dla wszystkich, kt?rzy uwielbiaj? czyta? ?agodne romanse paranormalne. Zalecany nadz?r rodzicielski. The Romance Reviews (komentarz dot. Przemienionej) Zaw?adn??a moj? uwag? od samego pocz?tku i do ko?ca to si? nie zmieni?o.. To historia o zadziwiaj?cej przygodzie, wartkiej i pe?nej akcji od samego pocz?tku. – Paranormal Romance Guild (komentarz dot. Przemienionej) Morgan Rice Przed ?witem Wampiry, Upad?a – Ksi?ga 1 Przek?ad: Micha? G?uszak O autorce Powie?ci Morgan Rice zajmuj? pierwsze miejsce na li?cie najlepiej sprzedaj?cych si? ksi??ek w rankingu USA Today. Jest autork? bestselerowej serii fantasy KR?G CZARNOKSI??NIKA, obejmuj?cej siedemna?cie cz??ci; bestselerowej serii WAMPIRZE DZIENNIKI, obejmuj?cej jedena?cie cz??ci (kolejne w przygotowaniu); bestselerowego cyklu TRYLOGIA O PRZETRWANIU, post-apokaliptycznego thrillera obejmuj?cego dwie cz??ci (kolejna w przygotowaniu); oraz najnowszej serii fantasy KR?LOWIE I CZARNOKSI??NICY, sk?adaj?cej si? z sze?ciu cz??ci. Powie?ci Morgan dost?pne s? w wersjach audio i drukowanej, w ponad dwudziestu pi?ciu j?zykach. Pisarka ch?tnie czyta wszelkie wiadomo?ci od was. Zach?camy zatem do kontaktu z ni? za po?rednictwem strony www.morganricebooks.com (http://www.morganricebooks.com/), gdzie mo?na dopisa? sw?j adres do listy mailingowej, otrzyma? bezp?atn? ksi??k? i darmowe materia?y reklamowe, pobra? bezp?atn? aplikacj?, otrzyma? najnowsze, niedost?pne gdzie indziej informacje, po??czy? si? poprzez Facebook i Twitter i po prostu pozosta? w kontakcie. Wybrane komentarze Rywal ZMIERZCHU oraz PAMI?TNIK?W WAMPIR?W. Nie b?dziesz m?g? oprze? si? ch?ci czytania do ostatniej strony. Je?li jeste? mi?o?nikiem przygody, romansu i wampir?w to ta ksi??ka jest w?a?nie dla ciebie! – Vampirebooksite.com (komentarz dotycz?cy Przemienionej) Rice udaje si? wci?gn?? czytelnika w akcj? ju? od pierwszych stron, wykorzystuj?c genialn? narracj? wykraczaj?c? daleko poza zwyk?e opisy sytuacji… PRZEMIENIONA to dobrze napisana ksi??ka, kt?r? bardzo szybko si? czyta, – Black Lagoon Reviews (komentarz dotycz?cyPrzemienionej) Idealna opowie?? dla m?odych czytelnik?w. Morgan Rice zrobi?a ?wietn? robot?, buduj?c niezwyk?y ci?g zdarze?. Orze?wiaj?ca i niepowtarzalna. Skupia si? wok?? jednej dziewczyny, jednej niezwyk?ej dziewczyny! Wydarzenia zmieniaj? si? w wyj?tkowo szybkim tempie. ?atwo si? czyta. Zalecany nadz?r rodzicielski. – The Romance Reviews (komentarz dotycz?cy Przemienionej) Zaw?adn??a moj? uwag? od samego pocz?tku i do ko?ca to si? nie zmieni?o… To historia o zadziwiaj?cej przygodzie, wartkiej i pe?nej akcji od samego pocz?tku. Nie ma tu miejsca na nud?. – Paranormal Romance Guild (komentarz dotycz?cy Przemienionej) Kipi akcj?, romansem, przygod? i suspensem. Si?gnij po ni? i zakochaj si? na nowo. – vampirebooksite.com (komentarz dotycz?cy Przemienionej) Wspania?a fabu?a. To ten rodzaj ksi??ki, kt?r? ci??ko od?o?y? w nocy. Zako?czona tak nieoczekiwanym i spektakularnym akcentem, i? b?dziesz natychmiast chcia? kupi? drug? cz???, tylko po to, aby zobaczy?, co b?dzie dalej. – The Dallas Examiner (komentarz dotycz?cy Kochany) Morgan Rice udowadnia kolejny ju? raz, ?e jest szalenie utalentowan? autork? opowiada?… Jej ksi??ki podobaj? si? szerokiemu gronu odbiorc?w ??cznie z m?odszymi fanami gatunku fantasy i opowie?ci o wampirach. Ko?czy si? niespodziewanym akcentem, kt?ry pozostawia czytelnika w szoku. – The Romance Reviews (komentarz dotycz?cy Kochany) Ksi??ki Morgan Rice OF CROWNS AND GLORY SLAVE, WARRIOR, QUEEN (Cz??? 1) KR?LOWIE I CZARNOKSI??NICY POWR?T SMOK?W (Cz??? 1) POWR?T WALECZNYCH (Cz??? 2) POT?GA HONORU (Cz??? 3) KU?NIA M?STWA (Cz??? 4) KR?LESTWO CIENI (Cz??? 5) NOC ?MIA?K?W (Cz??? 6) KR?G CZARNOKSI??NIKA WYPRAWA BOHATER?W (Cz??? 1) MARSZ W?ADC?W (Cz??? 2) LOS SMOK?W (Cz??? 3) ZEW HONORU (Cz??? 4) BLASK CHWA?Y (Cz??? 5) SZAR?A WALECZNYCH (Cz??? 6) RYTUA? MIECZY (Cz??? 7) OFIARA BRONI (Cz??? 8) NIEBO ZAKL?? (Cz??? 9) MORZE TARCZ (Cz??? 10) ?ELAZNE RZ?DY (Cz??? 11) KRAINA OGNIA (Cz??? 12) RZ?DY KR?LOWYCH (Cz??? 13) PRZYSI?GA BRACI (Cz??? 14) SEN ?MIERTELNIK?W (Cz??? 15) POTYCZKA RYCERZY (Cz??? 16) ?MIERTELNA BITWA (Cz??? 17) TRYLOGIA O PRZETRWANIU ARENA JEDEN: ?OWCY NIEWOLNIK?W (Cz??? 1) ARENA DWA (Cz??? 2) WAMPIRZE DZIENNIKI PRZEMIENIONA (Cz??? 1) KOCHANY (Cz??? 2) ZDRADZONA (Cz??? 3) PRZEZNACZONA (Cz??? 4) PO??DANA (Cz??? 5) ZAR?CZONA (Cz??? 6) ZA?LUBIONA (Cz??? 7) ODNALEZIONA (Cz??? 8) WSKRZESZONA (Cz??? 9) UPRAGNIONA (Cz??? 10) NAZNACZONA (Cz??? 11) OP?TANA (Cz??? 12) Pos?uchaj cyklu Wampirze Dzienniki w formacie audio! Copyright © 2016 Morgan Rice Wszelkie prawa zastrze?one. Poza wyj?tkami dopuszczonymi na mocy ameryka?skiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, ?adna cz??? tej publikacji nie mo?e by? powielana, rozpowszechniana, ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek spos?b, ani przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania informacji bez wcze?niejszej zgody autora. Niniejsza publikacja elektroniczna zosta?a dopuszczona do wykorzystania wy??cznie na u?ytek w?asny. Nie podlega odsprzeda?y ani nie mo?e stanowi? przedmiotu darowizny, w kt?rym to przypadku nale?y zakupi? osobny egzemplarz dla ka?dej kolejnej osoby. Je?li publikacja zosta?a zakupiona na u?ytek osoby trzeciej, nale?y zwr?ci? j? i zakupi? w?asn? kopi?. Dzi?kujemy za okazanie szacunku dla ci??kiej pracy autorki publikacji. Niniejsza praca jest dzie?em fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia s? wytworem wyobra?ni autorki. Wszelkie podobie?stwo do os?b prawdziwych jest ca?kowicie przypadkowe i niezamierzone. Ilustracja na obwolucie Copyright iStock.com/nsilcock – Przyjd?, ciemna nocy! Przyjd?, m?j dniu w ciemno?ci! To tw?j blask, o m?j luby, ja?nie? b?dzie Daj mi Romea, a po jego zgonie Rozsyp go w gwiazdki! A niebo zap?onie Tak, ?e si? ca?y ?wiat w tobie zakocha I czci odm?wi s?o?cu…     – William Shakespeare     Romeo i Julia ROZDZIA? PIERWSZY Kate obudzi?a si? rankiem w dniu swoich siedemnastych urodzin, maj?c z?e przeczucie. ?a?owa?a, ze nie czuje ekscytacji; wiedzia?a jednak, obawiaj?c si? jednocze?nie, ?e nie czekaj? na ni? ?adne prezenty, nie b?dzie ?adnego wyj?tkowego urodzinowego ?niadania, ?adnego tortu. Nie b?dzie ?adnych kartek. Mo?e m?wi? o szcz??ciu, je?li ktokolwiek z rodziny b?dzie w og?le pami?ta?. Poczu?a ciep?e s?o?ce Santa Barbary na powiekach, otworzy?a oczy i zamruga?a. Jej pok?j wci?? by? zastawiony kartonami do przeprowadzki. Panowa? tu rozgardiasz, a ona nie mog?a zmusi? si?, by zaprowadzi? jaki? porz?dek. By? mo?e, jak to sobie u?wiadomi?a, powodem by?a jej niech??, by tu zamieszka?. Nie chcia?a by? z rodzin? – nigdzie i nigdy. Bo i dlaczego? Nienawidzili jej przecie?. Naci?gn??a ko?dr? na g?ow?, odgradzaj?c si? od ?wiat?a, zrozpaczona, ?e musi wsta? z ???ka i stawi? czo?o nowemu dniu. Zdecydowa?a, ?e najlepiej b?dzie jak najszybciej wyj?? z domu i ruszy? do szko?y. Przynajmniej mia?a przyjaci??. Wiedzieli a? za dobrze, jak uk?ada si? jej w domu i zrobiliby wok?? tego mn?stwo zamieszania. W ko?cu wygrzeba?a si? z ???ka i ubra?a ulubione, wygodne d?insy i czarn? koszulk?. Potem w?lizgn??a si? w swoje czerwone sfatygowane Conversy i przeci?gn??a grzebie? przez ciemnobr?zowe w?osy na tyle tylko, by je rozczesa?, ale nie u?o?y? w jak?? konkretn? fryzur?. Poniewa? by?a to wyj?tkowa okazja, przyozdobi?a rz?sy odrobin? tuszu i obrysowa?a oczy kredk?. Cofn??a si? i przyjrza?a sobie w lustrze. Jej mamie nie spodoba si? ten str?j. I ta my?l sprawi?a, ?e si? u?miechn??a. Na korytarzu unosi? si? zapach nale?nik?w, bekonu, i syropu klonowego. Mama uwielbia?a udawa?, ?e jest uosobieniem ameryka?skiej matki, obnosz?c si? ze swoj? kr?tko obci?t? fryzur?. Ale w ?adnej mierze ni? nie by?a. Zwyk?e pozoranctwo, wszystko to by?o udawaniem. Typowa ameryka?ska matka powinna przecie? kocha? swe dzieci – a nie wybiera? jedn? c?rk? i obdarza? j? uwielbieniem, sprawiaj?c jednocze?nie, ?e druga czuje si? ma?a i niepotrzebna. Kate wiedzia?a ju?, ?e nale?niki nie s? dla niej. B?d? dla taty, Madison, jej siostry, oraz Maxa, jej brata, lecz nie dla niej. W jej g?owie wci?? rozbrzmiewa?y echem drwiny mamy. Gdyby? tylko zacz??a uprawia? jaki? sport, ciebie r?wnie? by?oby sta? na porz?dne ?niadanie. Ale skoro sp?dzasz ca?e dnie na czytaniu w domu, musisz dba? o figur?. Kate zebra?a si? w sobie przed wej?ciem do kuchni. Kuchnia w nowym domu by?a gustownie udekorowana, wyposa?ona we wszystkie najnowsze gad?ety. Wygl?da?a, jak wyj?ta z jakiego? czasopisma. By?a wszystkim, czego mama potrzebowa?a, ?eby odgrywa? fars? idealnej rodziny. Tata siedzia? przy stole. Po wczorajszej popijawie mia? nadal przekrwione oczy. Wpatrywa? si? ?a?o?nie w sw?j kubek czarnej kawy. Jego nale?niki le?a?y nietkni?te tu? obok niego. Kate wiedzia?a, ?e oznacza to, i? ma zbyt wielkiego kaca, by je zje??. Madison, kt?ra r?wnie? siedzia?a ju? przy stole, by?a zaj?ta nak?adaniem makija?u, spogl?daj?c w niewielkie podr?czne lusterko. Jej ciemne w?osy opada?y stylowo delikatnymi falami na ramiona i b?yszcza?y w s?o?cu. Sw?j wygl?d podkre?li?a jaskraw? czerwon? szmink?, sprawiaj?c, ?e przypomina?a bardziej studentk? ani?eli uczennic? ostatniej klasy liceum, kt?r? tak naprawd? by?a. Zewn?trznie nie by?o wida? tylko osiemnastu miesi?cy r??nicy mi?dzy dziewcz?tami. Madison by?a bardziej kobieca, podczas gdy Kate pod wieloma wzgl?dami nadal czu?a si? jak wychud?y dzieciak. Kate wesz?a do kuchni, pow??cz?c nogami, i podnios?a swoj? torb? z pod?ogi. Max zauwa?y? j? i u?miechn?? si?. Mia? czterna?cie lat i by? zdecydowanie najmilsz? osob? w rodzinie. Przynajmniej on stara? si? okazywa? jej wzgl?dy. – Chcesz? – spyta?, wskazuj?c palcem swoj? stert? nale?nik?w. Kate u?miechn??a si?. Wiedzia?a, ?e Max uwielbia nale?niki i prawdopodobnie musia? odwo?a? si? do resztek woli, by ich wcze?niej nie po?re?. Jego gest wzruszy? j?. – Nie trzeba, dzi?ki – powiedzia?a. W?a?nie wtedy mama odwr?ci?a si? z miejsca, w kt?rym nalewa?a sok przy kuchennym oknie. – Dla Kate nie ma nale?nik?w – powiedzia?a. – Wygl?da na to, ze przyty?a? ostatnio kilka funt?w. Zmierzy?a Kate wzrokiem od g?ry do do?u, nie kryj?c nawet odrazy, jaka wyziera?a z jej twarzy. Kate spojrza?a na ni? r?wnie ch?odno. Max spu?ci? wzrok na talerz, czuj?c wyrzuty sumienia, ?e przez niego mama zacz??a krytykowa? Kate. – Nie martw si?, matko – powiedzia?a beznami?tnie Kate. – Znam zasady. Zazwyczaj Kate post?powa?a ostro?nie i nie odszczekiwa?a mamie. To tylko pogarsza?o sprawy. Ale dzi? czu?a, ?e jest jako? inaczej. Mo?e dlatego, ?e mia?a siedemna?cie lat. Czu?a si? nieco silniejsza, nieco wi?ksza. W zakamarkach serca odczuwa?a, jakby sta?a u skraju czego? ekscytuj?cego. Otworzy?a lod?wk? i wyj??a jogurt naturalny. By? jedyn? rzecz?, kt?r? mama pozwala?a jej obecnie je?? na ?niadanie. Chwyci?a ?y?k? i zacz??a je??, przysiad?szy przy kuchennej wyspie, nie chc?c do??czy? do reszty rodziny siedz?cej przy ?niadaniowym stole. Mama podesz?a do sto?u z dzbankiem soku pomara?czowego i ka?demu nala?a po szklance. Madison zatrzasn??a swe podr?czno lusterko i podnios?a wzrok na siostr?. – Chcesz zabra? si? ze mn? i Maxem do szko?y? – powiedzia?a, w?druj?c oczyma od jej podniszczonych but?w, przez podarte d?insy do nietwarzowej koszulki. Kate zerkn??a na Maxa. Wygl?da? na jeszcze bardziej skruszonego, jak nigdy dot?d. Max zawsze je?dzi? z ni? do szko?y rowerem, lecz po przeprowadzce do nowego domu, dojazd sta? si? jeszcze d?u?szy i jej brat zacz?? doje?d?a? do szko?y samochodem z Madison. Nie powinno jej to martwi? – przeja?d?ka rowerem z nowego domu do szko?y San Marcos Senor School trwa?a godzin? w por?wnaniu z kwadransem samochodem ? ale t?skni?a za tym poczuciem solidarno?ci, jakie dzieli?a z bratem. Jakby poprzez wsp?ln? jazd? okazywali sw? dezaprobat? wobec hierarchicznego porz?dku obowi?zuj?cego w domu, na kt?rego szczycie najwyra?niej sta?a Madison. Teraz jednak, nawet ten niemy protest zosta? zduszony. W chwilach, kiedy Kate ulega?a wi?kszej paranoi, zastanawia?a si?, czy mama upiera?a si? przy przeprowadzce do tego domu przy Butterfly Beach tylko po to, by rozdzieli? j? z Maxem. – ?adne takie – ostrzeg?a mama, cho? jej ton wobec Madison nie by? ju? tak ostry. – Kate przyda si? troch? ruchu. Kate spojrza?a na ca?? siedz?c? przy stole czw?rk? i poczu?a uk?ucie zawi?ci. Jej rodzina by?a patologiczna, lecz by?a wszystkim, co mia?a, a rozstanie z ni? by?o dla Kate bolesne. – Pojad? rowerem – powiedzia?a, wypuszczaj?c powoli powietrze z p?uc. Madison wzruszy?a ramionami. Nie traktowa?a jej nad wyraz okrutnie, ale te? nigdy nie by?a skora, by stan?? po stronie siostry. To Madison by?a faworyzowana w tym domu i by?o jej ca?kiem wygodnie na szczycie domowej hierarchii. Nadmierne zadawanie si? z Kate mog?o jej zaszkodzi?. Wiedzia?a z pierwszej r?ki, z czym wi?za?o si? popadni?cie w nie?ask? mamy i najwyra?niej nie zrobi?aby nic, by si? jej narazi?. Po drugiej stronie pokoju, Kate zauwa?y?a k?tem oka, jak Max bezg?o?nie powiedzia? przepraszam. Potrz?sn??a g?ow? i r?wnie bezg?o?nie powiedzia?a w porz?dku. Max nie ponosi? winy za to, i? zawsze by? we wszystko zamieszany. Nie powinien czu? si? winny za niesprawiedliwo??, z jak? traktowa?a j? ich mama. Max wskaza? na torb? Kate i uni?s? brwi. Kate zmarszczy?a swoje i zajrza?a do torby na rami?. W ?rodku znajdowa?a si? jasnoniebieska koperta. Wyda?a st?umiony okrzyk. By?a to najwyra?niej kartka. Przepe?ni?a j? wdzi?czno??. Max podrzuci? jej kartk? urodzinow?. G?owa Kate podskoczy?a gwa?townie do g?ry. Z?apa?a z nim kontakt wzrokowy, a on u?miechn?? si? z zak?opotaniem. Dzi?kuj?, powiedzia?a bezg?o?nie. Skin?? g?ow? i u?miechn?? si? jeszcze szerzej. – Nie masz dzi? ?wicze?, kochanie? – mama spyta?a Madison. Jej oczy b?yszcza?y w poczuciu dumy, kiedy spogl?da?a na sw? pi?kn?, utalentowan?, najstarsz? c?rk?. Obydwie zacz??y terkota? o ?wiczeniach cheerleaderek, komentuj?c uszczypliwie, kt?ra z dziewcz?t pogr??a zesp??, albo te? kt?ra ostatnio pod?apa?a kilka funt?w cia?a. By?y podobne do siebie jak dwie krople wody: mama i Madison. Mama Kate odnosi?a sukcesy w dru?ynie cheerleaderek, kiedy sama chodzi?a do liceum i z wielkim rozczarowaniem przyj??a do wiadomo?ci, ?e Kate wymiga?a si? od tego na rzecz czytania i pisania. W?wczas w?a?nie tata wsta? od sto?u. Wszyscy znieruchomieli. By? bardzo wysokim m??czyzn? i g?rowa? nad nimi, rzucaj?c wok?? siebie ponury cie? kontrastuj?cy z jasn?, s?oneczn? kuchni?. – Sp??ni? si? do pracy – wymamrota?. Kate spi??a si? w sobie. Jedynym miejscem, do kt?rego jej tata powinien si? teraz uda?, by odespa? kaca, by?o ???ko. By? totalnie zamroczony, koszula wychodzi?a mu ze spodni i mia? kilkudniowy zarost na brodzie. Mo?e jego problem z piciem by? powodem, dla kt?rego mama tak bardzo krytykowa?a wygl?d Kate; mo?e nie by?a w stanie zapanowa? nad tym, jak prezentuje si? jej ojciec i dlatego wy?adowywa?a si? na c?rce. W pokoju zapanowa?a kompletna cisza, kiedy wszyscy wstrzymali oddech. Tata zatoczy? si?, capn?? kluczyki do samochodu z miski stoj?cej na blacie wysepki i zgarn?? swoj? teczk? z pod?ogi. Jego ruchy by?y nieskoordynowane i Kate zacz??a martwi? si?, jak w tym stanie dojedzie do pracy. Zastanawia?a si?, co my?l? o nim jego koledzy. Czy wiedzieli, ile pije wieczorami? Czy by? r?wnie dobry w udawaniu jak mama? Czy kiedy doje?d?a? do pracy, z ?atwo?ci? przywdziewa? mask?, udaj?c kogo? innego, lepszego cz?owieka, dobrego m??a i ojca, kt?remu nale?y si? szacunek? Awansowa? ju? tyle razy, ?e mogli przeprowadzi? si? do tego pi?knego domu w tej godnej pozazdroszczenia okolicy, a wi?c musia? co? robi? prawid?owo. Kiedy ju? drzwi zatrzasn??y si? z hukiem i rozleg? si? odg?os silnika, wszyscy nieco si? rozlu?nili. Ale nie za bardzo. Czasami tylko taty nieprzewidywalny temperament trzyma? humory mamy w ryzach. Teraz, kiedy nie by?o go ju? w pobli?u, mama szefowa?a ka?demu i wszystkiemu, a zw?aszcza Kate. – Wi?c – powiedzia?a, zwracaj?c swe lodowate spojrzenie w kierunku m?odszej c?rki. – Przegl?da?am nasze rachunki od chwili, kiedy sprowadzili?my si? do nowego domu i wygl?da na to, ?e twoje studia na razie nie wchodz? w gr?, Kate. Kate znieruchomia?a. Ca?e jej cia?o skamienia?o. – Co? – S?ysza?a? – powiedzia?a mama. – Ta okolica jest droga i nie sta? nas, by pos?a? was obie naraz. B?dziesz musia?a ust?pi? Madison. Mo?esz popracowa? w trakcie ostatniego roku liceum, potem zrobi? roczn? przerw?, by pom?c op?aca? korepetycje Madison. Kate poczu?a, jak jogurt z ?o??dka podszed? jej do gard?a. By?a tak zdruzgotana t? informacj?, ?e poczu?a, i? lada chwila zwymiotuje. – Nie… mo?esz mi tego zrobi? – wyj?ka?a. Max skuli? si? na swym krze?le. Madison r?wnie? spojrza?a, jakby poczu?a si? nieswojo, cho? Kate wiedzia?a, ?e nie wstawi si? za siostr? w ?aden spos?b. – Jestem twoj? matk? i dop?ki mieszkasz pod moim dachem mog? robi?, na co przyjdzie mi ochota. Madison dosta?a si? na ?wietn? uczelni? i nie pozwol?, by? zaszkodzi?a jej szansom na wyr??nienie si?. Mama mia?a zaci?ty wyraz twarzy. Jej r?ce by?y ciasno splecione na klatce piersiowej – Przyda?oby si? r?wnie? z?o?y? gratulacje – powiedzia?a szyderczo. – Wydaje mi si?, ?e nie pisn??a? ani s??wkiem od chwili, kiedy Madison otrzyma?a list. Nie zesz?a? nawet na ciasto. Mama wyda?a Madison przyj?cie z tej okazji w poniedzia?ek, kiedy przyszed? list. Upiek?a ciasto – aczkolwiek Kate nie wolno by?o tkn?? ani kawa?ka – a nawet zawiesi?a transparent. Uroczysto?? Madison by?a dok?adnie taka, jak przyj?cie urodzinowe, kt?rego Kate mia?a nie zazna?. Serce Kate wali?o mocno. Jej umys? przes?oni?a czerwona mg?a. Nagle wyparowa?a, nie potrafi?c powstrzyma? cisn?cych si? na usta s??w. – A ja? – krzykn??a. – Co ? ?yczeniami z okazji urodzin? Nawet nie zauwa?y?a?, ?e dzi? ko?cz? siedemna?cie lat! Dlaczego wszystko musi kr?ci? si? wok?? Madison? Mo?e dla odmiany zatroszczy?aby? si? o mnie? Max i Madison wytrzeszczyli oczy ze strachu. Kate nigdy jeszcze nie broni?a si? tak otwarcie i oboje martwili si? efektami jej zachowania. S?dz?c po wyrazie twarzy mamy, ?atwo by?o zauwa?y?, ?e zupe?nie zapomnia?a o urodzinach Kate. Ale nie zamierza?a przyzna? si? do b??du – nigdy tego nie robi?a. – Nie jestem gotowa o tym z tob? dyskutowa?, m?oda damo. B?dziesz sprz?ta? ze mn? domy, by pom?c op?aci? korepetycje Madison. Koniec. Kropka. Powiedzia?a to beznami?tnym, ozi?b?ym tonem. – Je?li jeszcze raz us?ysz?, ?e mi pyskujesz, wypisz? ci? ze szko?y i nie otrzymasz nawet ?wiadectwa. Zrozumiano? Spojrza?a na Kate z odraz? w oczach. – Poza tym, nie sp??nisz si? aby do szko?y? – doda?a. Kate sta?a przed mam?, czuj?c, jak wszystko si? w niej gotuje. ?zy cisn??y si? jej do oczu. Inne dzieciaki nie mog?y doczeka? si? prezent?w i przyj?cia w dniu urodzin. Na ni? czeka?y jedynie wie?ci, ?e pozbawiono j? przysz?o?ci. Cisn??a kartonik z jogurtem na blat i wybieg?a z domu. By? maj i s?o?ce przypieka?o ostro, pal?c jej blad? sk?r?. Zabra?a rower z miejsca, w kt?rym porzuci?a go wczoraj po szkole i pojecha?a ulic?, napieraj?c nogami na peda?y z ca?ych si?, staraj?c si? za?agodzi? z?o??, kt?ra w niej kipia?a . Nienawidzi?a mamy. Nienawidzi?a jej g?upiego nowego domu. Nienawidzi?a swojej rodziny. Wszystko by?o zak?amaniem. Jedyn? rzecz?, kt?ra utrzymywa?a j? przez te wszystkie lata w jako takim stanie by?a ?wiadomo??, ?e kiedy? ucieknie z tego miejsca, od ohydnej, t?amsz?cej j? matki i jej bezu?ytecznego ojca pijaka. ?e pewnego dnia p?jdzie na studia. Chcia?a jecha? na Wschodnie Wybrze?e, zostawi? ich wszystkich jak najdalej za sob?. Teraz to marzenie leg?o w gruzach. ROZDZIA? DRUGI Kate dojecha?a do szko?y w rekordowym czasie. Zazwyczaj Madison wyprzedza?a j? gdzie? po drodze, ale by?a tak z?a, ?e sforsowa?a dziel?c? j? odleg?o?? w mniej ni? czterdzie?ci pi?? minut. Pot zrosi? jej plecy, kiedy zamkn??a rower w stojaku obok parkingu. Wiedzia?a, czuj?c za?enowanie, ?e jej twarz b?dzie p?sowa i pokryta plamami. W?a?nie wtedy zatrzyma? si? tu? za ni? samoch?d, z kt?rego wyskoczy? Tony. – O Bo?e – wymamrota?a na g?os Kate. By?a w nim zadurzona. Gra? w dru?ynie futbolowej, sp?dza? czas ze wszystkimi ?wietnymi dzieciakami, a mimo to, w jaki? spos?b, wbrew wszystkiemu, by? naprawd? cudown? osob?. Tego rodzaju ch?opakiem, kt?ry zawsze dla ka?dego mia? czas. Nie patrzy? na dzieciaki w szkole przez pryzmat tego, kim s?. Nie traktowa? Kate w ?aden szczeg?lny spos?b – zna? j? po prostu jako Kate Roswell. Czasami odnosi?a wra?enie, ?e Tony jest jedyn? osob?, kt?ra nie por?wnuje jej z ?adniejsz?, bardziej popularn? i zabawniejsz? siostr?. – Kate – powiedzia?, zatrzaskuj?c drzwi samochodu. – Jak leci? Kate mimowolnie poczu?a si? skr?powana. ?a?owa?a, ?e stoi tam teraz spocona i wyczerpana. – Dobrze – powiedzia?a jedyn? rzecz, jaka przysz?a jej do g?owy. – Hej – powiedzia? z lekko zdziwiona min?. – Wygl?dasz dzi? inaczej. Zrobi?a? co? z oczami. – To tusz ? odpar?a, czuj?c si? jeszcze bardziej niezr?cznie. – ?wietnie wygl?da – powiedzia? rzeczowo. – Nie u?wiadamia?em sobie wcze?niej, jakie masz niebieskie oczy. ?o??dek Kate podszed? do gard?a. Je?li stara? si? z ni? flirtowa?, to wychodzi?o to ca?kiem do bani. – Hej, dobrze my?l?, ?e dzi? s? twoje urodziny? – doda?. Nie potrafi?a powstrzyma? zachwytu. Sk?d wiedzia?? Nie pami?ta?a, ?eby mu o tym kiedykolwiek m?wi?a. – Uhm.. tak, to prawda – powiedzia?a. Tony u?miechn?? si?, pokazuj?c zachwycaj?ce, per?owe z?by. – Wszystkiego najlepszego. Nachyli? si? i przyci?gn?? j? w obj?cia. Kate zesztywnia?a. Jej ca?e cia?o zdawa?o si? hucze? od napi?cia. Chcia?a r?wnie? obj?? go ramionami, ale martwi?a si?, ?e je?li je podniesie, to odkryje plamy potu wielko?ci Chin. Tony wypu?ci? j? i odsun?? si?. – Dzi?ki – wymamrota?a, czuj?c si? jak najwi?ksza idiotka na ?wiecie. ?a?owa?a, ze nie mog?a rozegra? tego na ch?odno. Wiedzia?a, ?e Madison nigdy nie wystraszy?aby si?, gdyby obiekt jej westchnie? przytuli? j? w?a?nie do siebie. – Hej, s?uchaj – powiedzia? Tony, rzucaj?c okiem ponad jej ramieniem na zje?d?aj?c? niespiesznie reszt? dru?yny futbolowej. – Musz? lecie?. Udanych urodzin – powiedzia? przez rami?, odchodz?c ju?. – Je?li zobaczymy si? na lunchu, masz u mnie ciastko. I ju? go nie by?o. Pobieg? do przyjaci??. Kate mocniej ?cisn??a torb?, doskonale zdaj?c sobie spraw?, ?e schrzani?a to spotkanie. To ta wzmianka o oczach zupe?nie zbi?a j? z tropu. Nie potrafi?a powstrzyma? si? od domys??w, czy Tony z ni? flirtowa?. Mo?e w jakiej? niewielkiej cz??ci on r?wnie? czu? do niej sympati?. – Kate! – krzykn?? kto?. Odwr?ci?a si? i zobaczy?a trzy najlepsze przyjaci??ki, kt?re bieg?y do niej. Dinah Higgins, Nicole Young oraz Amy Tan by?y jej psiapsi??kami, od kiedy pozna?y si? w gimnazjum. Dinah by?a afroamerykank? i pochodzi?a z du?ej, serdecznej rodziny, kt?ra zdawa?a si? mie? wi?cej czasu dla Kate, ni? jej w?asna. Nosi?a w?osy splecione starannie w cienkie warkoczyki zaczesane rz?dkami do ty?u, z wplecionymi czerwieniami i biel?. Nicole mieszka?a tylko z tat?; jej mama umar?a na raka, kiedy Nicole by?a bardzo m?oda. By?a Kalifornijk? w ka?dym calu, ale pr?bowa?a to ukry? pod wieloma warstwami czarnej odzie?y i but?w motocyklowych. Poniewa? by?a naturaln? blondynk?, cz?sto malowa?a w?osy w przer??ne kolory. W tej chwili ich ko?c?wki by?y jaskrawo pomara?czowe. Amy by?a t?, z kt?r? Kate ??czy?a najsilniejsza wi??. Jej rodzice byli Chi?czykami i sprowadzili si? do Ameryki, by da? jej i jej bratu perspektyw? lepszej przysz?o?ci. W rezultacie, mi?dzy Amy a jej rodzicami istnia?a ogromna kulturowa przepa??. Spogl?dali na ni? jak na pewnego rodzaju dziwaczk?, z jej uwielbieniem kultury pop, obsesj? na punkcie reality TV i g?upiutkim charakterem. I to z tych powod?w Kate i Amy trzyma?y si? tak blisko. Amy r?wnie? czu?a si? wyrzutkiem w swojej rodzinie. Trzy dziewcz?ta pochwyci?y Kate i ?cisn??y w nied?wiedzim u?cisku. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! – krzykn??y zgodnie. Wiele spokojniejszych dzieciak?w na parkingu obejrza?o si? na nie ze zniesmaczon? min? – by?y o wiele za sztywne, by zachowywa? si? w ten spos?b przy wszystkich. Ale Kate nie przejmowa?a si? tym. Uwielbia?a swe przyjaci??ki i to, jak wyj?tkowo dzi?ki nim zawsze si? czu?a, pomimo, ?e by?a zwyczajna i nudna w por?wnaniu z Madison. – Mamy prezenty! – powiedzia?a rozpromieniona Dinah, wyci?gaj?c z torby byle jak zapakowany podarunek i sk?adaj?c go na r?kach Kate. – Otw?rz najpierw ten ode mnie – doda?a Nicole, wpychaj?c Kate niewielkie pude?ko. – Bez zgadywania, co to – powiedzia?a Amy, wr?czaj?c jej paczk? w kszta?cie ksi??ki. Kate ugi??a si? pod ci??arem prezent?w. – Dzi?ki, dziewczyny – powiedzia?a z u?miechem. – Nie wiem, co powiedzie?. – Po prostu je rozpakuj! – wrzasn??a Nicole. Przesz?y kawa?ek i usiad?y na trawie przy kortach tenisowych. Kate otworzy?a wszystkie prezenty – pud?o czekoladek od Dinah’y, kolczyki z ko?ciotrupami od Nicole’i oraz antykwaryczn? wersj? Romea i Julii. Kate uwielbia?a Shakespeare’a i jego romantyczne tragedie. Sp?dza?aby ca?e wieczory na ich czytaniu, gdyby mog?a. – Jeste?cie dziewczyny najlepsze – powiedzia?a, ?ciskaj?c ka?d? z nich. Amy szturchn??a przyjaci??k?. – No i… co powiedzia?a dzi? matka potwornicka? Z?o?y?a ci jakie? ?yczenia? Kate potrz?sn??a g?ow?. – Nie. -Wtedy w?a?nie przypomnia?a sobie o kartce od Maxa. – Max by? jedyn? osob?, kt?ra z?o?y?a mi chocia? ?yczenia. Wyci?gn??a kartk?, kt?ra pogniot?a si? nieco w jej torbie. Otworzy?a kopert? i zobaczy?a b?yszcz?c? r??ow? kartk? z kwiatkiem na wierzchu. By?a to kartka, kt?r? kupuje si? dla czterolatka, ale i tak by?a wdzi?czna. Max musia? wyda? na ni? swoje kieszonkowe; nie by?o mowy o tym, ?eby mama po?yczy?a mu cokolwiek. W ?rodku widnia? napis: Dla mojej siostry z okazji urodzin. Nie dopisa? ?adnej wiadomo?ci, tylko Kate na g?rze i Max pod spodem. Widok tej prostej kartki sprawi?, ?e serce zak?u?o j? ponownie, przypominaj?c o bolesnym, rozczarowuj?cym poranku. Zanim zd??y?a si? powstrzyma?, dolna warga zacz??a jej dr?e?. – Kate! – krzykn??a Dinah, zarzucaj?c r?ce wok?? swej przyjaci??ki. – Co si? sta?o? Kate pr?bowa?a przem?wi? przez ?zy, lecz czu?a jak j? przyt?aczaj?. Wszystkie trzy dziewcz?ta wiedzia?y, jak trudne ma ?ycie w domu – i czu?y jedynie zatroskanie. – Mama powiedzia?a – zacz??a Kate, poci?gaj?c okropnie nosem – powiedzia?a, ?e nie mog? i?? na studia. ?e musz? i?? do pracy i pom?c op?aci? korepetycje Madison. Amy opad?a szcz?ka. Dinah rzuci?a Kate ?a?osne spojrzenie. Nicole ?cisn??a jej r?k?. – Nie mo?e tego zrobi?! – wrzasn??a Amy. – To takie niesprawiedliwe – powiedzia?a Nicole, mocno marszcz?c brwi. – Zawsze mo?esz pomieszka? u mnie, je?li b?dziesz musia?a ucieka? spod jej dachu. – Lub u mnie – doda?a Dinah. – Moja mama ci? uwielbia. Wiesz dobrze. – Dzi?ki – zgodzi?a si? niech?tnie Kate. – Ale nie wiem, co zrobi?, je?li nie p?jd? na studia. Wiecie, to taki m?j plan ucieczki. Dziewcz?ta skin??y g?owami. Wiele ju? razy omawia?y p?j?cie na studia, a nawet posun??y si? dalej i dyskutowa?y nad p?j?ciem do tego samego college’u, ?eby nie rozstawa? si? ze sob?. – Nie wiem po prostu, co robi? – doda?a Kate, ponownie zalewaj?c si? ?zami. – Przypuszczam, ?e Madison nie wstawi?a si? za tob? – powiedzia?a Amy. Nienawidzi?a Madison za to, ?e nie wspiera?a Kate i zawsze pr?bowa?a nam?wi? Kate do tego, by przesta?a tak ulgowo traktowa? swoj? starsz? siostr?. Zdaniem Amy, Madison powinna zwymy?la? mam? za tak z?e traktowanie Kate, a nie przyklaskiwa? niewinnie jej komplementom i po?wi?canej uwadze. – Nie – odpar?a Kate ponuro. – Hej – powiedzia?a Nicole, obejmuj?c ramieniem przyjaci??k?. – B?dzie w porz?dku. Masz nas, zatroszczymy si? o ciebie. Co? si? wydarzy i wywr?ci wszystko na drug? stron?. Obiecuj?. Kate nie wiedzia?a, sk?d u niej ta pewno??. Nicole zawsze nawija?a o tym, ?e wszystko si? zmieni i ostatecznie wyjdzie na dobre, lecz jedyny kierunek, jaki te zmiany zdawa?y si? przybiera? dla Kate, by? na gorsze. Tata pi? coraz wi?cej, mama sprawowa?a coraz wi?ksz? kontrol? nad jej ?yciem, Madison oddala?a si? od niej coraz bardziej w miar? jak jej pozycja z?otego dziecka si?ga?a coraz wy?ej. ?ycie Kate zdawa?o si? zmierza? po trajektorii spadkowej, a brak mo?liwo?ci p?j?cia do college’u dope?ni?o miary. Nicole wci?? papla?a. – Zbli?a si? bal na zako?czenie roku – m?wi?a. – Kto wie, co mo?e si? tam wydarzy?. – O nie, prosz? – odpar?a Kate. – Ani mi w g?owie teraz ch?opaki. – Naprawd?? – powiedzia?a Amy z uniesion? brwi?. – Poniewa? wydawa?o mi si?, ?e widz? niejakiego Tony’ego Martina ob?ciskuj?cego si? na parkingu z niejak? Kate Roswell. Pomimo ca?ego smutku, my?l ta podnios?a j? nieco na duchu. Poczu?a jak jej usta wygi??y si? w u?miechu. – Taa. On, uhm, powiedzia?, ?e moje oczy wygl?daj? ?adnie z tuszem. – M?j Bo?e! – krzykn??a Dinah. – Zabuja? si? w tobie dokumentnie! Kate roze?mia?a si? i potrz?sn??a g?ow?. – No, nie wiem. Jest mi?y dla ka?dego. – Taa, mi?y – powiedzia?a Amy – ale z nikim nie flirtuje! Nicole spogl?da?a tryumfuj?co. – A nie m?wi?am, ?e wkr?tce b?dzie lepiej. Kate zamacha?a r?koma, pr?buj?c utrze? podekscytowanie przyjaci??ek. – Naprawd? my?l?, ?e to nie tak – powiedzia?a. – Mo?e zamierza zaprosi? ci? na bal – zapiszcza?a Dinah. My?l ta sprawi?a, ?e jej serce zadr?a?o. Czy istnia?a szansa, ?e j? zaprosi? W tej w?a?nie chwili przypomnia?a sobie o tuszu i o tym, ?e w?a?nie p?aka?a. – Bo?e, rozmaza?am si? ca?a? – spyta?a z panik? w g?osie. – Nie – odpar?a Dinah. – Wygl?dasz dobrze. Ale zamierzam upi?kszy? ci? w porze lunchu z okazji urodzin! Dinah uwielbia?a makija?e. Ze wzgl?du na du?? rodzin?, nie mia?a mo?liwo?ci kupowa? wszystkich tych ciuch?w i but?w, kt?re pomog?yby nad??y? za trendami mody, wi?c wci?? sama modyfikowa?a swoje ubrania i makija?e. Jej kreatywno?? osi?gn??a niewiarygodn? skal?. Zawsze zach?ca?a innych, by bardziej eksperymentowali ze swym wygl?dem. Nicole by?a t? drug? jedyn?, kt?ra sz?a na ca?o?? w kwestii swego wygl?du. Amy stara?a si? pozosta? neutraln?, aby nie zdenerwowa? rodziny, cho? mia?a upodobanie do sp?dniczek mini i wysokich do kolan but?w, kt?re nosi?a, kiedy tylko mia?a okazj?. Kate by?a jedyn?, kt?ra nigdy tak naprawd? nie szuka?a uzewn?trznienia swej osobowo?ci poprzez mod?. Mia?a wra?enie, ?e wi?kszo?? jej decyzji ma na celu przede wszystkim zirytowa? mam?. Od chwili, kiedy przesta?a nosi? mamy jedwabiste, pastelowe suknie z falbankami i chodzi? na konkursy pi?kno?ci, przeistoczy?a si? w ch?opczyc?. Ale nie wiedzia?a, czy rzeczywi?cie ni? jest, czy te? czerpie przyjemno?? ze ?wiadomo?ci, ?e to wkurza mam?, kiedy ubiera si? w ten spos?b. Kate u?miechn??a si?. Je?li istnia?a jakakolwiek szansa, ?e Tony zaprosi j? na bal, r?wnie dobrze ona sama mo?e skorzysta? z okazji. Ju? w tej chwili czu?a si? o milion razy lepiej ni? podczas nap?dzanej z?o?ci? przeja?d?ki rowerowej do szko?y tego ranka. Wiedzia?a, ?e czekaj? tam na ni? przyjaci??ki. – No i s?uchajcie, je?li Tony nie zaprosi mnie na bal, to i tak nic wielkiego si? nie stanie – doda?a Kate. – Zawsze mo?emy i?? razem. – Tak si? ciesz?, ?e to powiedzia?a? – odpar?a Amy. – My?l?, ?e rodzice nie pozwol? mi wsi??? do samochodu z ch?opakiem! Roze?mia?y si? g?o?no. Dobrze by?o mie? siebie nawzajem i nie musie? polega? na ch?opakach, by ci zapewnili im dobr? zabaw? na balu. Zadzwoni? dzwonek, dziewcz?ta wsta?y i rozesz?y si? na r??ne strony. Amy i Kate mia?y matematyk?, wi?c posz?y razem szkolnymi korytarzami. Nagle Kate poczu?a, jak Amy ?cisn??a jej r?k?. Podnios?a wzrok i zda?a sobie spraw?, ?e Madison kr?ci si? przy szafkach razem z kole?ankami z zespo?u cheerleaderek. By?a odwr?cona plecami do Kate i Amy, i nie wiedz?c, ?e stoj? za ni?, opowiada?a jak?? histori?, kt?ra sprawia?a, ?e dziewcz?ta rycza?y ze ?miechu. – I wtedy mama wypali?a co? w stylu: M?oda damo, zostaniesz sprz?taczk?, podobnie jak ja, by Madison mog?a p?j?? do college’u. Uwierzycie? Wiecie, pomy?la?am: M?j Bo?e, no wiecie, ona robi z mojej siostry niewolnika! A to wszystko w dniu jej urodzin! Wiecie, ja dosta?am samoch?d na moje siedemnaste. Ona dostaje, no, nic. Rykn??a ?miechem, podobnie jak pozosta?e kole?anki. Kate poczu?a, jak serce jej si? kraja. Jak Madison mog?a wy?miewa? si? z niej w ten spos?b? Wiedzia?a, ?e Madison nie trzyma jej strony w domu, lecz nie zdawa?a sobie sprawy, ?e plotkuje o jej nieszcz??liwym losie ze swymi przyjaci??kami. Amy przywar?a do ramienia Kate, staraj?c si? doda? jej otuchy, wesprze? j?. Pomog?a jej obej?? Madison i band? pod?ych dziewcz?t. Kiedy Kate j? mija?a, wiedzia?a, ?e Madison j? rozpozna, ?e u?wiadomi sobie, ?e j? pods?ucha?a. Obejrza?a si? przez rami? w ty?, na siostr?. Ich spojrzenia spotka?y si? i na twarzy Madison pojawi? si? niewielki wyraz zawstydzenia. Ale poza tym, nie okaza?a ani krzty skruchy, ?e w?a?nie zdepta?a uczucia Kate. Potem odwr?ci?a wzrok, kieruj?c ca?? uwag? na przyjaci??ki. Kate pocz?apa?a do klasy, czuj?c si? przybita, jak jeszcze nigdy dot?d. ROZDZIA? TRZECI Kate przetrwa?a jako? pierwsze dwie lekcje, cho? nastr?j nie poprawi? si? jej ani troch?. Poczu?a ulg?, kiedy odezwa? si? dzwonek i nadesz?a pora lunchu. Wreszcie mog?a spotka? si? z przyjaci??kami. Sta?a w kolejce razem z nimi w zat?oczonej sto??wce i stara?a si? nie przygl?da? zbytnio ofercie jad?ospisu. By?a do?? paskudna. Nicole, jako wegetarianka, mia?a najtrudniejsze zadanie, wybieraj?c sobie co? do jedzenia. Dzi? wzi??a ziemniaczane gofry z fasolk?. Dinah i Amy za?apa?y si? nieco lepiej, wzi?wszy tikka masala z kurczaka z ry?em. Kate s?dzi?a, ?e curry wygl?da nieco za t?usto, ale Dinah, nieco wi?ksza od pozosta?ych dziewcz?t, nic sobie z tego nie robi?a, jako ?e by?a wysoka i proporcjonalnie zbudowana. Amy by?a chuda jak patyk i mog?a chyba zje?? wszystko, na co przysz?a jej ochota, nie przybieraj?c na wadze. Nicole zdawa?a si? trzyma? form? tylko dzi?ki swej wybrednej diecie. Kate zdecydowa?a si? w ko?cu na sa?atk?. Cho? wiedzia?a, ?e szyderstwa mamy na temat jej wagi s? bezpodstawne, to odnosi?a wra?enie, ?e gdyby uda?o jej si? zrzuci? tych kilka dodatkowych funt?w, mama nie traktowa?aby jej tak ostro. – Dziewczyno – powiedzia?a Dinah, kiedy zobaczy?a jej talerz. – Nie m?w, ?e tylko to jesz. Dzi? masz, cholera, urodziny! We? przynajmniej deser! Kate opad?a na swoje miejsce. – Tony powiedzia?, ?e je?li zobaczy mnie na lunchu to postawi mi ciastko – powiedzia?a. Pozosta?e trzy dziewczyny wyszczerzy?y z?by i spojrza?y po sobie. Kate poczu?a si? nieco g?upio, kiedy o tym wspomnia?a. – M?j Bo?e! – powiedzia?a nagle Nicole. Wszystkie przesta?y chichota? i obejrza?y si?, by sprawdzi?, na co spogl?da. Na sto??wk? wchodzi? w?a?nie zachwycaj?cy ch?opak. – Ach – powiedzia?a Kate, obr?ciwszy si? r?wnie?. – To Elijah. To nowy z ostatniej klasy. Do??czy? jaki? miesi?c temu.. S?ysza?am, jak Madison o nim opowiada?a. – Ten boski ch?opak chodzi po szkole ju? ca?y miesi?c, a ja dopiero teraz go widz?? – powiedzia?a Nicole bez odrobiny goryczy w tonie g?osu. Wydawa?a si? jakby zahipnotyzowana, jakby nie mog?a oderwa? od niego oczu. Dinah’ie r?wnie? zdawa? si? przypa?? do gustu. – Kurcz?, rzeczywi?cie. Ma w sobie to co?, czym emanowa? Leonardo di Caprio w Titanicu. – Lecz z?owieszczego – wymamrota?a Nicole. – Mrocznego i z?owieszczego. Kate przyjrza?a si? mu ponownie. Elijah by? niezwykle atrakcyjny. Ale z tego co us?ysza?a, kiedy Madison opowiada?a o nim mamie, by? samotnikiem. Nigdy jako? nie trzyma? si? z nikim. Madison spr?bowa?a wci?gn?? go do swojej kliki, kiedy pojawi? si? w szkole jaki? miesi?c temu, ale odni?s? si? niech?tnie do jej stara?, co Madison przyj??a, jako zniewag?. Zdecydowa?a wobec tego, ?e jest dziwakiem i nie zas?uguje na jej uwag?. Rzeczywi?cie wydawa? si? nieco niedost?pny. W gruncie rzeczy, by? to pierwszy raz, kiedy Kate zobaczy?a go w sto??wce. San Marcos by?a du?? szko??, ale kto? taki jak Elijah nie gin?? ?atwo w t?umie. Zacz??a zastanawia? si?, dlaczego nie widywa?a go cz??ciej. – Pami?tacie, co m?wi?am o balu? – powiedzia?a Nicole. – Cofam moje s?owa. W jednej chwili ola?abym was, gdyby znaczy?o to, ?e p?jd? tam razem z nim! Wszystkie zacz??y si? ?mia?. Znaczy, pr?cz Kate. Obserwowa?a Elijaha, przygl?daj?c si? sposobowi, w jaki porusza? si?, id?c przez t?um. Mia? taki lekki ch?d, dzi?ki kt?remu wygl?da? jakby niemal p?yn??. Jego ruchy by?y pe?ne wdzi?ku, jakby ka?dy krok by? elementem uk?adu tanecznego. By? po prostu fascynuj?cy. W?a?nie w tym momencie odwr?ci? g?ow?, jakby wyczu?, ?e kto? go obserwuje. Ich spojrzenia spotka?y si? w zat?oczonej sto??wce. W tej jednej chwili Kate poczu?a, jak jej cia?o ow?adn??o doznanie, jakiego jeszcze nigdy w ?yciu nie do?wiadczy?a. Jakby porazi? j? pr?d, jakby ka?de zako?czenie nerw?w w jej ciele rozgorza?o ogniem. St?? Kate min??a grupka m?odszych dzieciak?w, zas?aniaj?c widok. Kiedy j? min?li, Elijaha ju? nie by?o. Wyci?gn??a szyj?, staraj?c si? zobaczy?, jak wychodzi przez drzwi, w kt?rych stron? by? jeszcze przed chwil? zwr?cony, ale nie spostrzeg?a go nigdzie. Znik?. – Dziewczyny – powiedzia?a do swych ?miej?cych si? przyjaci??ek – widzia?y?cie to? Spojrza?y na ni? zdezorientowane. – Co takiego? – Elijaha. By? tam w jednej chwili, a potem znik? zupe?nie. Spogl?da?a wci?? w miejsce, w kt?rym sta? jeszcze chwil? temu. W ?aden spos?b nie m?g? tak szybko opu?ci? sto??wki. – Elijah – roze?mia?a si? Nicole, chwytaj?c si? wymownie za serce. Potem spojrza?a na Kate z udawan? wrogo?ci?. – Wiesz co, b?dziemy bi? si? o niego. Pi??ci, rwanie w?os?w, drapanie pazurami, ca?y ten kram. Dziewcz?ta roze?mia?y si? ponownie, lecz Kate nie do??czy?a do nich. Jej spojrzenie utkwi?o w miejscu, gdzie przed chwil? sta? Elijah. W g?owie kot?owa?y si? r??ne my?li. Czego by?a w?a?ciwie ?wiadkiem? ROZDZIA? CZWARTY Kate sz?a z dziewcz?tami zat?oczonymi korytarzami, pogr??ona w my?lach. Kot?owa?y si? wci?? w jej g?owie. Pozosta?e dziewcz?ta nie mog?y zrozumie?, co ni? tak wstrz?sn??o. Za ka?dym razem, kiedy uparcie powtarza?a, ?e Elijah dos?ownie znik? na jej oczach, znajdowa?y jak?? wym?wk?. Mia?a ju? do?? starania si?, by j? zrozumia?y i sko?czy?o si? na tym, ?e wysz?a z lunchu naburmuszona. Kiedy szkolne zaj?cia dobieg?y ko?ca, ?o??dek Kate odzywa? si? burczeniem. Tego dnia zjad?a jedynie jogurt, sa?atk? i kilka czekoladek z pude?ka ofiarowanego jej przez Dinah’?. Pe?en napi?cia ranek, szybka jazda rowerem do szko?y i niesamowite znikni?cia Elijaha, wszystko to sprawi?o, ?e poczu?a si? s?abo i mia?a zawroty g?owy. Odpi??a rower i pr?bowa?a jecha? do domu, upewniwszy si?, ?e jest w stanie to zrobi?: nie chcia?a si? przewr?ci?. Jej pe?na ksi??ek i prezent?w torba by?a ci??ka, sprawiaj?c, ?e jazda rowerem by?a jeszcze bardziej wyczerpuj?ca. S?o?ce nie pra?y?o ju? tak bole?nie o trzeciej po po?udniu i znad oceanu powiewa?a ch?odna bryza. W oddali widzia?a g?ry Rattlesnake Canion Parku. By? jednym z jej ulubionych miejsc. Uwielbia?a przebywa? na ?onie natury, jej cisz? i pi?kno. Lubi?a je?dzi? tam w weekendy i rozmy?la? o ?yciu. Miejsce to zawsze przypomina?o jej, jaki ?wiat jest wielki, ?e jej domowy los jest jedynie niewielkim skrawkiem do?wiadczenia, jakie ?wiat ma jej do zaoferowania. Tylko czy kiedykolwiek mia?a ujrze? ten ?wiat? Nie maj?c uko?czonych studi?w, jak mog?aby wie?? ?ycie, kt?rego dla siebie pragn??a? Nie mog?a znie?? my?li o tym, ?e kolejny rok sp?dzi tkwi?c w Kalifornii, sprz?taj?c domy bogatych ludzi, podobnie jak jej mama; przykuta do jej boku niczym cie?. To nie by?o w porz?dku! Dlaczego musia?a zarabia? na op?acenie prywatnych zaj?? Madison? Pod wzgl?dem pracowito?ci Madison nie si?ga?a Kate do st?p; w gruncie rzeczy, jej siostra chcia?a i?? na studia, by pozna? ch?opak?w. Kate zdecydowa?a zatem, ?e musi znale?? spos?b, by od?o?y? nieco zarobionych przez siebie pieni?dzy i zaoszcz?dzi? na bilet lotniczy na Wschodnie Wybrze?e i pewnego dnia po prostu znikn??. Wygl?da?o to na radykalne rozwi?zanie jej problem?w, ale jaki inny wyb?r jej pozosta?? Kate zamy?li?a si? tak bardzo, ?e nie spostrzeg?a przed sob? grupki ludzi do chwili, a? praktycznie zderzy?a si? z nimi. Byli uczniami ostatniej klasy i zajmowali ca?y chodnik i drog?, wykrzykuj?c i popychaj?c si? w panuj?cym chaosie. Kate mia?a ju? skr?ci? i wymin?? ich, kiedy zda?a sobie spraw?, ?e kto? by? mi?dzy nimi. Jaki? ch?opak, poturbowany i popychany przez wszystkich niczym pi?ka pla?owa, odbija? si? od kolejnych ch?opak?w. Zauwa?y?a jego ciemne w?osy i delikatne rysy twarzy. By? to Elijah. – Hej! – krzykn??a, wciskaj?c hamulce tu? przed band?. – Zostawcie go! Jeden z ch?opak?w odwr?ci? si? i spojrza? na ni? spode ?ba. – Jed? dalej, dziecino – powiedzia? szydz?cym tonem. – Nie s?dz?, aby tw?j ch?opak chcia? by? ratowany przez dziewczyn?. W?a?nie wtedy Kate uda?o si? przyjrze? bli?ej Elijahowi. Spogl?da? spod przymru?onych powiek. Mia? rozdarcie na ramieniu, na koszulce. Ale nawet kiedy ch?opcy zignorowali Kate i ponownie zacz?li poniewiera? go w t? i tamt? stron?, nie broni? si?. – Elijah! – krzykn??a. – Bro? si?! Wtedy spojrza? na ni?, jakby zobaczy? j? po raz pierwszy w ?yciu, ale dalej nie stawia? oporu. Nie mog?a tego zrozumie?. Kate jednak nie zamierza?a pozwoli?, by dokopali Elijahowi tylko z powodu jakiego? g?upiego m?skiego przekonania, ?e dziewczyny nie mog? wybawia? ich z k?opot?w. Mia?a rower, co znaczy?o, ?e jest szybsza i mog?a u?y? go w roli tarana. Odpi??a plecak, ci??ki, wypchany ksi??kami i zamachn??a si? nim. Zaatakowa?a band?, uderzaj?c plecakiem jednego z napastnik?w. – Hej! – krzykn??, potykaj?c si? do przodu. – Wyluzuj, wariatko. Nie wydawa? si? zbyt poruszony, cho? Kate mia?a nadziej?, ?e pr?buje zachowa? twarz w oczach swoich kumpli. Mo?e post?pi?a g?upio, atakuj?c band? ch?opak?w jedynie torb? i rowerem, ale ow?adn??a ni? jaka? moc, co? w rodzaju instynktu obronnego g?si strzeg?cej swego potomstwa. Stan??a naprzeciw prze?ladowc?w Elijaha w spos?b, w jaki chcia?aby, ?eby Madison stan??a po jej stronie wobec tyranii jej mamy. Zawr?ci?a i przyspieszy?a, jad?c na nich najszybciej, jak potrafi?a, sprawiaj?c, ?e rozbiegli si? na wszystkie strony. – Co to za szajbuska? – powiedzia? jeden do drugiego, ust?puj?c jej z drogi. – Czy to nie siostra Madison? – odpar? inny, ?miej?c si? na widok wymachuj?cej plecakiem Kate. – Pfu, ohyda – powiedzia? ten pierwszy. – Ale przecie? Madison jest gor?ca. Ta musi by? jaka? adoptowana, co nie? Podkr?cona ich ordynarnymi komentarzami, zaatakowa?a powt?rnie. Waln??a plecakiem kolejnego ch?opaka tak mocno, ?e tym razem ten zatoczy? si? na innego. Obydwaj padli na ziemi?, jeden na drugim. Pr?buj?c zachowa? twarz, zacz?li si? rozprasza? niczym banda dzieciak?w pozostawiaj?cych loda irytuj?cej, nieust?pliwej osie. Najwyra?niej u?wiadomili sobie, ?e zrobi z ich napa?ci na Elijaha wi?ksz? spraw?, ni? by? tego wart. Kate oddycha?a ci??ko z wysi?ku i niepokoju, cho? kr??y?a w niej r?wnie? odrobina adrenaliny powodowanej poczuciem triumfu. Spojrza?a gniewnie na odchodz?cych ch?opak?w, id?cych niespiesznie ulic?, po czym odwr?ci?a si? w kierunku Elijaha. Ale Elijaha ju? nie by?o. – Hej – krzykn??a g?o?no Kate. Dra? m?g? przynajmniej zaczeka? i jej podzi?kowa?. Wyci?gn??a szyj? i rozejrza?a si? woko?o, pr?buj?c dostrzec, gdzie poszed?. Ale im d?u?ej si? rozgl?da?a, tym bardziej oczywisty stawa? si? fakt, ?e w ?aden spos?b nie mia? tyle czasu, by znikn?? jej z oczu. Po tej stronie drogi nie by?o ?adnych dom?w, ani sklep?w, do kt?rych m?g?by wej??, tylko skalista, g?rska sp?ache? po jednej stronie ulicy i stromy spadek w d?? w kierunku dach?w dom?w stoj?cych przy kolejnej ulicy poni?ej. Dok?d poszed?? Rozejrza?a si? wok??, mru??c oczy przed ostrym s?o?cem, ale nie by?o go nigdzie wida?. Potem dostrzeg?a posta? tu? u podn??a wzniesienia, id?c? pe?nym gracji, idealnym krokiem, po kt?rym rozpozna?a, ?e to Elijah. Nie mia?a poj?cia, jak uda?o mu si? zaj?? tak daleko w tak kr?tkim czasie. Chcia?a zrzuci? to na karby adrenaliny, kt?ra zm?ci?a jej postrzeganie, ale zacz??o j? ogarnia? dziwne uczucie. By?o dok?adnie takie samo, jak wcze?niej na sto??wce. By?a pewna, ?e Elijah potrafi pokonywa? du?? odleg?o?? szybciej, ni? to mo?liwe. Kate nie by?a pewna, co sprawi?o, ?e rzuci?a si? za nim w pogo?. Mo?e dlatego, ?e sko?czy?a siedemna?cie lat i nie mia?a ochoty zajmowa? si? tymi wszystkimi bzdetami; czu?a jednak, ?e zas?uguje na odrobin? wdzi?czno?ci za nara?anie si? na niebezpiecze?stwo. Kiedy spuszcza?a manto tamtym ch?opakom, zgniot?a pude?ko czekoladek od Dinah’y. S?odka, r??owa ma? s?czy?a si? z nich teraz i rozlewa?a wewn?trz plecaka. A wydanie Romea i Julii mia?o ogromne zagi?cie wzd?u? ok?adki. Zacz??a peda?owa? w kierunku Elijaha. Ulica by?a d?uga i gdzieniegdzie ca?kiem stroma. Kate musia?a jedynie nachyli? si? i pozwoli?, by grawitacja nada?a jej rozp?du w d?? wzg?rza. Zazwyczaj je?dzi?a powoli i ostro?nie, nie szuka?a emocji. Dobrze by?o jednak poczu? wiatr we w?osach, kiedy tak gna?a w d?? wzg?rza. – Hej! – krzykn??a, kiedy wyda?o jej si?, ?e Elijah jest ju? w zasi?gu. Odwr?ci? si? i spojrza? na ni? zdziwiony. I ponownie, kiedy ich spojrzenia si? spotka?y, Kate dozna?a dziwnego wra?enia. W oczach Elijaha kry?o si? takie przej?cie, taki rodzaj udr?czonego spojrzenia. Gdyby oczy rzeczywi?cie by?y zwierciad?em duszy, dusza Elijaha by?aby przedwcze?nie postarza?a. Oszo?omiona tymi doznaniami, kt?re wci?? t?tni?y w jej ciele, wcisn??a hamulce r?czne. Ale jecha?a o wiele szybciej, ni? zazwyczaj, jej rower by? ju? stary, hamulce nieco zu?yte i nie zadzia?a?y tak szybko, jakby chcia?a. Praktycznie lecia?a, zbli?aj?c si? do ko?ca ulicy z szale?cz? pr?dko?ci?. Na ko?cu, z czego zda?a sobie spraw? z trwog?, znajdowa?a si? autostrada. Serce Kate zacz??o wali? mocno, kiedy u?wiadomi?a sobie, ?e nie ma mowy, by zd??y?a zatrzyma? si? w por?. Zmierza?a wprost na szerok? drog?. Czas jakby zwolni? bole?nie, kiedy u?wiadomi?a sobie, ?e mknie ku nieuniknionemu, niepowstrzymanemu ko?cowi, ?e za chwil? umrze. Jej rower min?? znak stopu, jej zu?yte hamulce zapiszcza?y, pozostawiaj?c wok?? smr?d palonej gumy. Potem przelecia?a wprost przez bia?e oznakowanie na drodze – wprost pod ko?a przeje?d?aj?cych samochod?w. Dostrzeg?a kamper zmierzaj?cy wprost na ni?. Zauwa?y?a spojrzenie przera?onego kierowcy – i wtedy poczu?a uderzenie. Jej cia?o grzmotn??o w kampera. Nie poczu?a ?adnego b?lu, ale wiedzia?a, dzi?ki og?uszaj?cemu chrz?stowi, ?e co? z?ama?a. Ca?kiem mo?liwe, ?e wszystko. Klakson samochodu zarycza?, kiedy odbi?a si? od szyby czo?owej, przetaczaj?c si? w g?r?, potem w d??, w poprzek maski. Jej rower wystrzeli? w powietrze, po czym spad? na ziemi?. Sturla?a si? z maski kampera i uderzy?a o ziemi? g?ow?. Jej widok przes?oni?y ciemne gwiazdy. Rower wyl?dowa? tu? obok niej, rozpadaj?c si? na kawa?ki przy uderzeniu o twardy asfalt. Kate poczu?a odr?twienie, metaliczny smak krwi. Ale b?l nie nadszed?. Wiedzia?a, ?e jest ?le. ?le, gdy? nie mog?a si? poruszy?. ?le, bo nic nie czu?a. G?owa Kate przekr?ci?a si? na bok i jej oczom ukaza? si? mieni?cy si? w oddali ocean. S?ysza?a, jakby z ko?ca d?ugiego tunelu, odg?os hamuj?cych samochod?w, zatrzaskuj?cych si? drzwi i krzycz?cych ludzi. Czu?a zapach benzyny, metalu i gumy, i czego?, co p?on??o. Wtedy, w tym chaosie, zobaczy?a przed sob? twarz Elijaha i poczu?a, jak wzi?? j? w ramiona. M?wi? co? do niej, ale nie mog?a zrozumie? jego s??w. By? przej?ty, a na jego twarzy widnia?a panika. Tu? zanim jej wzrok ogarn?? mrok, pomy?la?a, ?e widzi k?y wystaj?ce z jego ust. Nie mog?a poruszy? si?, nie mog?a nawet krzykn??. Wtedy pojawi?o si? to wra?enie czego? ostrego, gor?cego i mokrego na jej szyi. By?a tego pewna. A potem ?wiat znikn??. ROZDZIA? PI?TY Pierwsz? rzecz?, kt?r? Kate sobie u?wiadomi?a, by? elektroniczny sygna? d?wi?kowy. Nie my?la?a du?o o umieraniu, ale by?a ca?kiem pewna, ?e w?a?nie tak to brzmia?o. Wkr?tce do??czy? do niego kolejny d?wi?k, a raczej pisk. A potem u?wiadomi?a sobie, ?e porusza si? do przodu. K??ka, pomy?la?a. Jestem na szpitalnym ???ku. A wi?c jednak nie umar?am, pomy?la?a. Przynajmniej jak dot?d. Kate poczu?a co? w gardle i co? jeszcze, co wbija?o si? w jej rami?. Nie bola?o, ale dra?ni?o j?. Spr?bowa?a podnie?? r?k?, ale daremnie. S?ysza?a dziwne odg?osy dobiegaj?ce gdzie? z g?ry, jakby ludzkie g?osy przebijaj?ce si? przez wodn? barier?. Wraz z up?ywaj?cymi sekundami, zniekszta?cone g?osy stawa?y si? coraz bardziej wyra?ne i zacz??a rozr??nia? poszczeg?lne s?owa. – To cud – powiedzia? kto?. G?os nale?a? do kogo?, kogo nie rozpoznawa?a. – Nigdy jeszcze nie widzia?em, ?eby kto? z takimi obra?eniami unikn?? ?mierci – powiedzia? kto? inny. – Zobaczymy, czy uzyskamy zgod? jej rodzic?w na badania – powiedzia? ten pierwszy. – Kiedy j? podnosili, by?a bez czucia, a potem, nagle, zacz??a oddycha?. Nie zd??yli nawet przeprowadzi? na niej defibrylacji. Kate zacz??a si? zastanawia?, ile czasu min??o od chwili, kiedy uderzy? w ni? kamper. Czy w?a?nie dotar?a do szpitala, czy te? przele?a?a d?ugie lata w ?pi?czce. Ta druga my?l sprawi?a, ?e wpad?a w panik?. A co, je?li straci?a przytomno?? w swe siedemnaste urodziny i obudzi?a si? dopiero w trzydzieste? Lub czterdzieste? Albo osiemdziesi?te? Zacz??a odczuwa? coraz wi?ksze wzburzenie na my?l o stani?ciu twarz? w twarz z Amy, Dinah i Nicole, zam??nymi i z dzie?mi. Wiedzia?a, ?e ma szcz??cie, ?e ?yje, lecz ta my?l, ?e wszyscy ?yli dalej bez niej by?a przera?aj?ca. W jaki? spos?b, jakby powodowana w?asnym wzburzeniem, zdo?a?a unie?? powieki. – Budzi si? – powiedzia? kto?. – To niemo?liwe. Jest w ?pi?czce farmakologicznej. – M?wi? ci! – powiedzia? pierwszy g?os bardziej uparcie. – W?a?nie otworzy?a cholerne oczy. Kate wyczu?a w tonie tych g?os?w, ?e co? jest nie w porz?dku. Pr?dko??, przy kt?rej zosta?a uderzona, k?t, pod jakim uderzy?a o ziemi?, spos?b, w jaki jej g?owa zderzy?a si? z asfaltem – wszystko to sprawia?o, ?e by?a ca?kowicie pewna, na sto procent, ?e nie powinna ?y?. S?ysz?c te g?osy, wiedz?c, ?e w jaki? spos?b zaprzecza?a logice, pozostaj?c przy ?yciu, Kate wpad?a w jeszcze wi?ksz? panik?. Zacz??a mruga? oczami i uda?o jej si? skupi? wzrok na otoczeniu. Nad jej g?ow? b?yszcza?y bia?e, sufitowe kafelki, a po obu jej stronach stali lekarze i personel medyczny. Wszyscy wygl?dali na zdezorientowanych. Spr?bowa?a zapyta?, co si? z ni? dzieje, lecz nie mog?a odpowiednio u?o?y? j?zyka. Co? tkwi?o w jej ustach. Podnios?a d?o?, pr?buj?c z?apa? lekarza. Kiedy si? poruszy?a, zauwa?y?a jaki? przew?d biegn?cy od jej nadgarstka. By?a pod??czona do jakiej? kropl?wki. Zemdli?o j? na ten widok – nigdy nie lubi?a igie?. Na jej r?ce widnia?a zaschni?ta krew. W?wczas zda?a sobie spraw?, ?e od wypadku nie min??o wiele czasu. W innym przypadku nie mia?aby na sobie krwi i wok?? niej nie krz?ta?oby si? tyle personelu. Nie wie?liby jej tak pospiesznie korytarzem. Gdyby sp?dzi?a lata w ?pi?czce, ca?e lata przele?a?aby na jakim? oddziale, ca?kowicie przez wszystkich zapomniana, prawdopodobnie pokryta kurzem i paj?czynami. Wiedz?c, ?e nie min??o zbyt wiele czasu, uspokoi?a si? nieco, lecz wci?? wytr?cali j? z r?wnowagi lekarze, a zw?aszcza wyraz ich twarzy. W ko?cu uda?o si? jej si?gn?? i chwyci? r?kaw jednego z nich. Spojrza? w d??, tam gdzie trzyma?a go za r?kaw, marszcz?c materia? w d?oni. Momentalnie zblad? na twarzy, jakby w?a?nie zobaczy? ducha. Podni?s? wzrok na ratownika. – My?la?em, ?e m?wi?e?, i? ma potrzaskane ko?ci. Ratownik r?wnie? spu?ci? wzrok na jej d?o?. – Bo mia?a – powiedzia?. Nagle zatrzyma? si? i jakby ca?kiem tym zaszokowany nie potrafi? ruszy? nog?. Zostawili go za sob? i wkr?tce znik? z pola widzenia. W ko?cu Kate poczu?a, jak jej ???ko min??o zakr?t i wreszcie zatrzyma?o si?. Lekarze krz?tali si? wok?? niej, pod??czaj?c j? do r??nych urz?dze?, z kt?rych ka?de wydawa?o sw?j w?asny charakterystyczny odg?os.. Co chwil? kto? j? tr?ca?. Jednak?e z ka?d? mijaj?c? minut? zdawa?a si? odzyskiwa? czucie w kolejnych cz??ciach cia?a. Spr?bowa?a co? powiedzie?, ale ta rzecz w gardle jej przeszkadza?a. Podnios?a zatem d?o? i wyczu?a jaki? rodzaj plastikowej os?ony wok?? ust. – Hej, hej – powiedzia? jeden z lekarzy, pr?buj?c odci?gn?? jej d?o?. – To pomaga ci oddycha?. Nie ruszaj tego. Zrobi?a, jak jej kazano. – Zwi?kszmy podawanie propofolu – powiedzia? jeden z lekarzy. – Istnieje wci?? ryzyko obrz?ku m?zgu. ?pi?czka zapewni jej maksymalne szanse na ograniczenie uszkodze?. – Dosta?a maksymaln? dawk? – powiedzia? drugi lekarz. – Zasz?a wi?c jaka? pomy?ka – argumentowa? ten drugi. – Tamten ratownik wygl?da? mi na zamroczonego. Prawdopodobnie napisa? co? niew?a?ciwie. Nie ma mowy, ?eby te dziewczyna dosta?a maksymaln? dawk?. – W porz?dku. Je?li tak twierdzisz. Kate poczu?a mrowienie w miejscu, gdzie mia?a pod??czon? kropl?wk? do nadgarstka. W jej cia?o zakrad?o si? dziwaczne uczucie, co? w rodzaju znu?enia, kt?re odczuwa si? w trakcie nudnego filmu. Zdecydowanie nie przypomina?o ono znieczulenia. Lekarze spojrzeli teraz na siebie zdziwieni. – Co? nie tak z ca?? dostaw? – powiedzia? pierwszy. – Rany, mo?esz to sprawdzi?? Ostatni? rzecz?, kt?rej nam teraz trzeba, to kolejny proces. Jeden z lekarzy znik?, pozostawiaj?c dw?ch przy Kate. Jeden z nich nachyli? si?. Za?wieci? w jej ?renice latark? diagnostyczn?. – Bra?a? jakie? narkotyki? – spyta?. Potrz?sn??a g?ow?. Nie uwierzy? jej. – Je?li co? bra?a?, co?, co mo?e zak??ca? dzia?anie propofolu, musimy o tym wiedzie?. ?adnej amfetaminy? Kate ponownie potrz?sn??a g?ow?. Rozpaczliwie chcia?a pozby? si? rury z gard?a, by m?c przem?wi? do nich. Lekarze spojrzeli na siebie, b?d?c ca?kowicie w rozterce, nie wiedz?c, co pocz??. W?a?nie wtedy do ???ka podesz?a kolejna osoba. By?a to kobieta w kostiumie. – Mamy dane osobowe dziewczyny – powiedzia?a. – W jej plecaku by?a kartka. To Kate Roswell ze szko?y San Marcos Senior High School. Dyrektor prze?le mi numery telefon?w jej rodzic?w. Lekarze skin?li g?owami. – Mo?e te? pani zapyta? j? sama – powiedzia? jeden z nich, wskazuj?c gestem na le??c? na ???ku, w pe?ni ?wiadom? i mrugaj?c? cierpliwie oczyma Kate. Kobieta zawaha?a si?. – Powiedziano mi, ?e wprowadzono j? w ?pi?czk?. – Bo tak by?o – powiedzia? drugi lekarz. Obydwoje zagapili si? na ni?. Wydawali si? ca?kiem os?upiali. – Mo?ecie zostawi? nas same na chwil?? Odeszli razem, ot?piali. Kobieta zwr?ci?a si? do Kate. – S?yszysz mnie, Kate? – powiedzia?a. Kate skin??a g?ow?. – Jeste? Kate Roswell, zgadza si?? Kate ponownie skin??a g?ow?. – Jestem Brenda Masters. Pracuj? w opiece spo?ecznej, tu w szpitalu. Czy ktokolwiek powiedzia? ci, co si? sta?o? Kate potrz?sn??a g?ow?. Ale nikt niczego nie musia? jej m?wi?. Wszystko pami?ta?a. Ten kamper, kt?ry grzmotn?? w jej cia?o, roztrzaskuj?c wszystkie ko?ci na kawa?eczki. Ciemno?? zakradaj?c? si? w pole widzenia, kiedy poczu?a, ?e zbli?a si? jej koniec. I Elijaha. Elijaha z wystaj?cymi k?ami, zatapiaj?cymi je w jej szyi. – Typowi lekarze – powiedzia?a kobieta. – Nigdy nie pomy?l?, ?eby rzeczywi?cie pom?wi? z pacjentem. Brenda usiad?a na miejscu obok Kate. – Zosta?a? potr?cona przez kamper. Jeste? w szpitalu Santa Barbara Cottage. B?d? pracowa?a z tob? i twoimi rodzicami podczas twojego powrotu do zdrowia. Nie martw si?, wkr?tce tu si? pojawi?. Brenda poklepa?a j? po ramieniu. Jednak jej rodzina by?a ostatni? rzecz?, kt?r? Kate chcia?a teraz widzie?. Z pewno?ci? znajd? jaki? spos?b, by j? za wszystko obwini?. Powiedz?, ?e lekkomy?lnie dopu?ci?a do tego, ?e jej hamulce zadzia?a?y wadliwie, albo ?e za szybko zje?d?a?a ze wzg?rza. Ju? wyobra?a?a sobie mam?, jak obje?d?a j? za to. Lub gorzej, jak twierdzi, ?e Kate pragn??a jedynie zwr?ci? na siebie uwag?, poniewa? to Madison idzie do college’u oraz dlatego, ?e Kate nie dosta?a tortu na urodziny. Milion r??nych my?li przyszed? jej do g?owy, a do jej oczu nap?yn??y ?zy. Mi?dzy brwiami Brendy pojawi?a si? niewielka zmarszczka. – Nie chcesz, ?eby przyjechali tu twoi rodzice? – spyta?a. Kate potrz?sn??a g?ow? ponownie i po jej policzku sp?yn??a ?za. Kobieta zda?a si? zaniepokojona tym odkryciem. Prawdopodobnie nie rozumia?a, dlaczego siedemnastolatka, kt?ra uczestniczy?a w niemal ?miertelnym wypadku, nie chcia?a widzie? swojej rodziny. Prawdopodobnie nigdy nie spotka?a nikogo takiego, jak rodzina Roswell?w. – Zrobi?a? co?, czego nie powinna? robi?? – powiedzia?a delikatnie Brenda. – Je?li martwisz si?, ?e b?d? na ciebie ?li, to jestem pewna, ?e tak si? nie stanie. B?d? jedynie chcieli wiedzie?, czy z tob? wszystko w porz?dku. Kate ponownie potrz?sn??a g?ow?. B?d? ?li, o tak, ale nie wy??cznie z powodu tego, co zrobi?a, lecz ze wzgl?du na to, ?e ?yje. Jej ?zy pociek?y strugami. – Musimy powiadomi? twoich rodzic?w – powiedzia?a kobieta. – Pod wzgl?dem prawnym jeste? dzieckiem. ? Potem jej g?os z?agodnia?. – Kate, zapytam ci? o co? bardzo wa?nego i chcia?abym, by? pomy?la?a nad odpowiedzi?. Ski? g?ow? na zgod?, lub potrz??nij, je?li si? nie zgadzasz. Kate, czy twoi rodzice krzywdz? ci? w jaki? spos?b? Kate prze?kn??a, poczuwszy b?l od tuby w gardle. Rozpaczliwie pragn??a skin?? g?ow?. Jednak jej ?ycie nie obejmowa?o wykorzystywania, przynajmniej nie w takiej postaci, o jak? pos?dza?a je ta kobieta. Przynajmniej ona sama tak nie uwa?a?a. Tylko czy owo wykorzystywanie zawsze musia?o wi?za? si? z biciem i kopaniem, czy te? mog?o obejmowa? pozbawianie jedzenia, bezpodstawny ostracyzm, bycie ignorowanym w dniu swoich urodzin? Kate nie wiedzia?a tego do ko?ca. I cho? wiedzia?a, ?e zwyk?e skini?cie g?owy mog?o teraz uruchomi? ca?y ci?g wydarze?, by? mo?e nawet oznacza?o odebranie jej rodzicom i oddanie ludziom, kt?rzy nie b?d? pogardzali ni? i pragn?li, by posz?a na studia, zawsze jednak musia?a my?le? o Maxie. Nie mog?a skaza? go na tego rodzaju traum?. By? jeszcze dzieckiem. Potrz?sn??a g?ow?. Kobieta skin??a, najwyra?niej zadowolona z odpowiedzi. Prawdopodobnie my?la?a, ?e Kate jest kolejn? g?upi? nastolatk?, kt?ra uciek?a z domu. ?e opu?ci?a dom w poszukiwaniu wra?e?, niemal si? zabi?a i szuka?a teraz sposobu na unikni?cie kary. – Zadzwoni? do nich – powiedzia?a, wstaj?c i wyg?adzaj?c sp?dnic?. Wysz?a, a Kate u?wiadomi?a sobie, ?e po raz pierwszy jest sama. Tuba w jej gardle doprowadza?a j? do szewskiej pasji. Sw?dzia?o j? jak diabli. I rozpaczliwie pragn??a m?c co? powiedzie?. Musia?a zapyta? kogo? gdzie jest Elijah. Pami?ta?a, jak tuli? j? w ramionach. Dlaczego nie przyjecha? razem z ni? w karetce? To on musia? j? wezwa?. Zdo?a?a usi??? na ???ku i nareszcie przyjrze? si? porz?dnie szpitalnemu oddzia?owi. By? pe?en innych ludzi pogr??onych we ?nie. Zda?a sobie spraw?, ?e wszyscy s? w ?pi?czce, tak jak i po niej spodziewano si? tego samego. Przywie?li j? tu, oczekuj?c, ?e pozostanie nie?wiadoma do chwili, a? jakikolwiek obrz?k m?zgu, kt?rego si? nabawi?a, ust?pi. Lecz jej cia?o odrzuca?o ca?kowicie wszelkie znieczulenie. Jej ko?ci r?wnie? si? uleczy?y. O tym m?wi? lekarz. Ka?da ko?? w jej ramieniu – ?okciowa, promieniowa i ramienia – zosta?y roztrzaskane, a mimo to nie czu?a ?adnego b?lu. W rzeczywisto?ci, idealnie spe?nia?y swoj? funkcj?. Mog?a obraca? d?o?mi przed sob? i porusza? wszystkimi palcami. W zasadzie… si?gn??a do ust i dotkn??a dziwnego plastikowego ustnika. Wcisn??a palce pod sp?d i zacz??a ci?gn??. Rura wy?lizgiwa?a si? z jej gard?a. By?o to niesamowicie nieprzyjemne, ale wyci?ga?a j? tak d?ugo, a? ca?a wysz?a na zewn?trz. Nareszcie mog?a sama zaczerpn?? tchu w odpowiedni spos?b. Rzuci?a rur? na pod?og? z zadowoleniem, ?e w ko?cu pozby?a si? jej. Kolejn? rzecz?, kt?ra j? irytowa?a, by? wenflon w r?ce. Zdar?a plaster utrzymuj?cy go na miejscu i wyszarpn??a ig?? z cia?a. Z r?ki pociek?a krew, wi?c instynktownie j? zliza?a. Bez rur i przewod?w poczu?a si? znacznie lepiej i znacznie ?atwiej by?o jej oceni? ca?? sytuacj?. Jej cia?o sprawia?o dziwne wra?enie, ale nie w z?ym tego s?owa znaczeniu. Nie czu?a b?lu, dos?ownie nigdzie. Jedyn? dolegliwo?ci?, kt?rej teraz, kiedy tuba znalaz?a si? na zewn?trz, by?a ?wiadoma, by? n?kaj?cy j? ucisk w ?o??dku. Umiera?a z g?odu. Czy by?o to w?a?ciwe odczucie, kiedy otar?o si? niemal o ?mier?? Dotkn??a swego cia?a przez cienk?, papierow? tunik?. Wszystko by?o tam, gdzie powinno. Poczu?a niewielk? irytacj?, i? prawdopodobnie poci?li ca?e jej ubranie, by sprawdzi? rany, kt?rych tak naprawd? tam nie by?o. Ale… w jaki spos?b nie odnios?a ?adnych obra?e?? ?adnych p?kni?tych ?eber, ani przebitych p?uc. ?adnych rozerwanych organ?w, nic. Wszystko to by?o takie zagmatwane. Wtedy zauwa?y?a, ?e jej plecak przyjecha? tu razem z ni?. Si?gn??a w d?? i znalaz?a ksi??k? od Amy ca?? pokryt? czekoladow? mazi? z czekoladek od Dinah’y. Potem, na samym spodzie, znalaz?a swoj? kom?rk?. Nigdy nie dali jej smartfona takiego jak Madison, u?ywa?a zatem jednego z tych najta?szych, niezniszczalnych. Na szcz??cie, przetrwa? wypadek. Chwyci?a go i napisa?a wiadomo?? najpierw do Amy, cz??ciowo dlatego, ?e ?atwiej by?o wybra? jej imi?, ale te? z ca?ej tr?jki by?a jej najbli?sz? przyjaci??k?. Wpad?am na samoch?d. Wszystko w porz?dku. Prosz?, znajd? Elijaha. Wcisn??a wy?lij i czeka?a. Min??o kilka sekund i nadesz?a odpowied?. CO!?!?!? Kate westchn??a. Najwyra?niej nie dociera?o do Amy to, ?e czu?a si? ju? absolutnie dobrze. Odpisa?a do niej z powrotem. Szczerze, nic takiego. ?adnych z?ama?. Prosz? b?agam znajd? Elijaha. Odpowied? Amy nadesz?a chwil? potem. Najwyra?niej co? z tob? nie tak. Gdzie jeste?? Zirytowana wymian? zda?, Kate od?o?y?a telefon na ???ko obok siebie. Rozpaczliwie chcia?a znale?? Elijaha i spyta?, co si? dzieje. By?a pewna, ?e wie dobrze. W?wczas zauwa?y?a zbli?aj?cych si? do jej ???ka lekarzy. Znale?li jakiego? innego, starszego, siwego ju? koleg? i szli zamaszystym krokiem w jej kierunku. Kiedy ujrzeli j? siedz?c?, spostrzegli tub? na ziemi i wenflon na ???ku, stan?li w miejscu. –To jaki? ?art? – powiedzia? ten nowoprzyby?y, bia?ow?osy lekarz. Pozostali potrz?sn?li stanowczo g?owami. – By?em przy niej od pierwszej chwili, kiedy tylko wynie?li j? z ambulansu. Ratownicy powiedzieli, ?e wyci?gn??a kopyta, ale oddycha?a, kiedy wyci?gn?li j? z karetki. – Dosta?a dwie dawki propofolu – doda? drugi lekarz. – To jak mo?e tak siedzie?? – powiedzia? bia?ow?osy lekarz. Kate zacz??a odczuwa? coraz wi?ksz? frustracj? z powodu tego, w jaki spos?b o niej m?wili, i ?e nie m?wili do niej. To ona w?a?nie prze?y?a traumatyczne wydarzenie, a oni traktowali j? jak cyrkowy gabinet osobliwo?ci. – Cze?? – powiedzia?a, poczuwszy ulg?, ?e tuba nie wyrz?dzi?a nic z?ego jej gard?u. – My?l?, ?e czuj? si? ju? lepiej. Mog? i?? do domu? Nie widz? sensu, by niepotrzebnie martwi? moj? rodzin?. Pr?bowa?a wsta?, ale lekarze usadzili j? z powrotem na ???ku. – Nie, zaczekaj. Przykro mi, ale nie mo?esz i?? dop?ki ci? nie zbadamy. Mo?esz mie? uszkodzony m?zg. – Jestem ca?kiem pewna, ?e nie – powiedzia?a Kate. – Chcecie, ?ebym powiedzia?a alfabet od ko?ca lub co? tym rodzaju? Lekarz z bia?? czupryn? spojrza? os?upia?y na pozosta?ych. W ko?cu zada? pytanie, kt?re wszyscy mieli na ko?cu j?zyka: – Czym ty jeste?? ROZDZIA? SZ?STY Rodzice Kate przyjechali do szpitala dopiero kilka godzin p??niej. Jej tata nie m?g? (lub nie chcia?) wyj?? wcze?niej z pracy. Jej mama, mimo, ?e zosta?a jako pierwsza powiadomiona telefonicznie przez szpital, by?a „zbyt zaj?ta.” By?o ju? oko?o si?dmej wieczorem, kiedy pojawi? si? ktokolwiek z rodziny. Szpital spr?bowa? nawet dotrze? do Madison, kt?ra w wieku osiemnastu lat by?a najbli?sz? jej „osob? doros??”, z kt?r? ??czy?y j? wi?zi rodzinne. Ale by?a zbyt zaj?ta „wa?nym” konkursem dru?yn cheerleaderek po szkole – najwyra?niej znacznie wa?niejszym od ?ycia siostry – i nie przysz?a. W tym czasie odwiedzili j? przer??ni lekarze i piel?gniarki, wszyscy r?wnie skonsternowani. W ko?cu doszli do przekonania, ?e robi?a sobie z nich jakie? chore ?arty, ?e improwizowa?a ca?y ten wypadek, by przyci?gn?? do siebie uwag?. Odczucie to podzielili r?wnie? jej rodzice, kiedy w ko?cu przyjechali do szpitala. – Nic z?ego nie dolega pa?stwa c?rce – lekarze powiedzieli jej mamie i tacie. – Przynajmniej pod wzgl?dem fizycznym. Jednak ch?? zwr?cenia uwagi objawiaj?ca si? w dzia?aniu o takiej skali sugeruje jaki? rodzaj zaburzenia psychicznego. – Zaburzenie psychiczne, twierdzi pan? – powiedzia?a mama. – Mo?emy da? pani skierowanie do terapeuty, je?li pani na tym zale?y. Mama spojrza?a na tat?. – Nie jestem pewna, czy pokryje to ubezpieczenie. Êîíåö îçíàêîìèòåëüíîãî ôðàãìåíòà. Òåêñò ïðåäîñòàâëåí ÎÎÎ «ËèòÐåñ». Ïðî÷èòàéòå ýòó êíèãó öåëèêîì, êóïèâ ïîëíóþ ëåãàëüíóþ âåðñèþ (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=43691703&lfrom=688855901) íà ËèòÐåñ. Áåçîïàñíî îïëàòèòü êíèãó ìîæíî áàíêîâñêîé êàðòîé Visa, MasterCard, Maestro, ñî ñ÷åòà ìîáèëüíîãî òåëåôîíà, ñ ïëàòåæíîãî òåðìèíàëà, â ñàëîíå ÌÒÑ èëè Ñâÿçíîé, ÷åðåç PayPal, WebMoney, ßíäåêñ.Äåíüãè, QIWI Êîøåëåê, áîíóñíûìè êàðòàìè èëè äðóãèì óäîáíûì Âàì ñïîñîáîì.
Íàø ëèòåðàòóðíûé æóðíàë Ëó÷øåå ìåñòî äëÿ ðàçìåùåíèÿ ñâîèõ ïðîèçâåäåíèé ìîëîäûìè àâòîðàìè, ïîýòàìè; äëÿ ðåàëèçàöèè ñâîèõ òâîð÷åñêèõ èäåé è äëÿ òîãî, ÷òîáû âàøè ïðîèçâåäåíèÿ ñòàëè ïîïóëÿðíûìè è ÷èòàåìûìè. Åñëè âû, íåèçâåñòíûé ñîâðåìåííûé ïîýò èëè çàèíòåðåñîâàííûé ÷èòàòåëü - Âàñ æä¸ò íàø ëèòåðàòóðíûé æóðíàë.