Ěĺđíî ăóäčň đĺŕęňîđ Čńďđŕâíîăî ęîđŕáë˙. Ěóçűęîé ďĺđâîăî ŕęňŕ Îńňŕâëĺííŕ˙ çĺěë˙. Ńęîđî óäŕđ˙ň ôîňîíű  ńîëíĺ÷íűĺ ďŕđóńŕ. Č çŕďîţň, çŕńňîíóň Íŕ đŕçíűĺ ăîëîńŕ. Çäĺńü, íŕ đîäíîé ďëŕíĺňĺ, Ń÷ŕńňü˙ íĺ ńěîă ˙ íŕéňč. Íî ĺńňü ĺůĺ ěíîăî íŕ ńâĺňĺ. Č ěîćĺň áűňü ňŕě, âďĺđĺäč, ß îňűůó îäíŕćäű,  ýňîé áĺçěîëâíîé ăëóřč, ×ňî óňîëčň ěîţ ćŕćäó Č ńčíăóë˙đíîńňü äóřč.

Szalony detektyw. Zabawny detektyw

Szalony detektyw. Zabawny detektyw StaVl Zosimov Premudroslovsky W Anglii jest detektyw Sherlock Holmes i dr Watson; W Europie – Herkules Poirot i Hastings; w USA Niro Wolfe i Archie Goodwin.A tutaj, Rosjanie, to genera? okr?gu Klop i jego paskudny asystent, kapral, Incifalapat.Razem si? nie zobacz?, ale to nie powstrzymuje ich przed dochodzeniem w sprawach karnych…Ta powie?? podoba?a si? Putinowi.# Wszelkie prawa zastrze?one. Szalony detektyw Zabawny detektyw StaVl Zosimov Premudroslovsky © StaVl Zosimov Premudroslovsky, 2020 ISBN 978-5-4498-0589-8 Ksi??ka powsta?a w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero SPRAWA ą1 Nos APULAZ 1 Witam Natychmiast przejd? do opisu g??wnych uczestnik?w wydarze? zaproponowanych przeze mnie w tej cz??ci spraw. Pierwszym na li?cie jest genera? dywizji Ottila Aligadzhievich Klop. Ze wszystkich wok?? niego nie by? standardowym wzrostem – dziewi??dziesi?t dziewi?? i dziewi?? centymetr?w. Pytasz: «Ale jak zosta? przyj?ty do szereg?w stra?nik?w porz?dku, w ko?cu po p??tora metra nie zostan? wzi?ci do wojska, a bez wojska nie zostan? wzi?ci do stra?nik?w …”. Ale on jest – szczeg?lny przypadek: jego rodzicami, a ?ci?lej jego matka i jej dziadek, kt?rzy s?u?yli mu zamiast ojca, zwyk?ym obywatelom Federacji Rosyjskiej, z oryginalnymi ?ydowskimi korzeniami. Po prostu jego matka, kiedy? w ostatnim tysi?cleciu, kiedy ?wiat wci?? nie wsz?dzie korzysta? z komputer?w, a Wielki Zwi?zek Radziecki dobrowolnie wst?pi? w szeregi internacjonalistycznych sanitariuszy, kt?rych obowi?zkiem by?o oczyszczenie chorych po opr??nieniu tasiemca. Sta?o si? to w jakim? afryka?skim kraju i staro?ytne plemiona pigmej?w z Afryki ?rodkowej okaza?y si? chore, z kt?rych jednym, a raczej samym przyw?dc?, jest Wielki Starszy, sto dwadzie?cia tysi?cy lat jego kalendarza jest stary, a poniewa? jego r?wie?nicy chrz?kali (umarli) dawno temu, dlatego ci, kt?rzy pami?tali jego narodziny, nie byli i m?g? twierdzi?, ?e jego matk? jest S?o?ce, a jego ojcem jest Ksi??yc itp. itd. Oczywi?cie przysz?a matka Ottili nie wierzy?a w t? bajk?, ale nie obrazi?a si?, po prostu u?miechn??a si? i skin??a g?ow? Wielkiemu Staremu Timerowi wszystkich Ziemskich Ludzi. Po tym, jak otrzyma?a smako?yki lidera, by?y cudownie kusz?ce egzotyczne: sma?one oczy ?ubra w sosie czosnkowym, w?dzone jaja s?onia z czekoladowym ?ososiem, ?wie?y barszcz ?wie?o zaginionego sanitariusza Iwana Kozimowicza Pupkin w przeddzie? i sok owocowy Coca na trzecim… Og?lnie rzecz bior?c, ci??arna matka si? obudzi?a i wtedy jej ?ycie przesta?o by? szczeg?lnie interesuj?ce. I zgodnie z ustawodawstwem plemienia Pigmej?w ?rednia wysoko?? ?o?nierza i opiekuna zakonu wynosi?a co najmniej osiemdziesi?t centymetr?w, a nie wi?cej ni? jeden metr pi?? i p?? centymetr?w, dlatego zosta? zabrany na policj? i wys?any z wymian? do?wiadcze? do Rosji. Pozosta? wi?c w s?u?bie: otrzyma? sta?e miejsce zamieszkania, jak ka?dy go?cinny pracownik, a poniewa? by? jednocze?nie obywatelem Federacji Rosyjskiej, nikt nie m?g? go deportowa?. Kr?tko m?wi?c, wszystko jest mo?liwe w naszym kraju, szczeg?lnie w przypadku pieni?dzy. Ale musia? przej?? szkolenie wojskowe ze swoim ojcem w plemieniu i wype?ni? s?onia na egzaminie. Stwierdzono to w dokumencie przedstawionym w miejscu zapotrzebowania, kt?ry zosta? wydr??ony na brzuchu Ottili i zatwierdzony przez UNESCO. Oczywi?cie do??czono do niego kolejny dokument, cho? nieoficjalnie wygl?da? jak sto dolar?w. Co wi?cej, w g??wnym dokumencie wskazano, ?e s?u?y? w randze genera?a armii p??nocno-po?udniowej dywizji plemienia Nakatika Ui Buka. Oczywi?cie tytu? ten zosta? mu przyznany z powodu jego ojca na ca?e ?ycie, zw?aszcza, ?e ich plemi? by?o wymienione w si?ach ONZ. M?oda Ottila zdoby?a nast?puj?ce do?wiadczenie w s?u?bie dla plemienia, a ?ci?lej zda?a egzaminy: ?ucznictwo, rzucanie tomahawkiem, wspinanie si? po pniach, co pozwoli?o mu wspina? si?, zar?wno na poziomych pionach, jak i na pryszczach. M?g? tak?e zarzuci? obie nogi na uszy lub kogo? innego i trzymaj?c pod?og? obiema r?kami, m?g? zata?czy? stepowanie, wykona? potr?jny salto w g?r?, na boki, do przodu, do ty?u i jednocze?nie, nie dotykaj?c pod?ogi. Nauczy? si? oswaja? koty, psy i inne gryz?ce i po?eraj?ce zwierz?ta, w tym komary, pluskwy, wszy i nied?wiedzie grizzly. Po tym, jak Ottila zosta? wys?any na w?asn? pro?b? i z powodu choroby matki, zosta? wys?any do Ministerstwa Spraw Wewn?trznych jako urz?dnik – przyboczny Marshall, kt?rego nigdy nie widzia? w oczach, ale s?ysza? tylko sw?j g?os w radiu i specjalnym telefonie. Po trzydziestu dw?ch latach zosta? przeniesiony do wioski Sokolov Ruchey w obwodzie leningradzkim oraz w Petersburgu, na linii kolejowej na ?ubinie, z powodu przerw w aparacie administracyjnym. Przydzielili mu chat?, dawn? szko?? zawodow?. Pierwsza po?owa chaty zajmowa?a pomieszczenia mieszkalne, a druga mia?a by? mocn? stron?. A potem Ottila Aligadzhievich siedzi w swoim biurze i pisze kwartalny, a nast?pnie natychmiast roczny raport. Spieszy mu si?, pope?nia b??dy, myli s?owa w j?zykach i zna? kilkana?cie z nich, w tym: francuski, rodzimy plemienny, pi?? r??nych j?zyk?w sowieckich, ?acin?, rosyjski, rosyjsk? literatur?, rosyjsk? feny?, rosyjsk? bezdomn?, j?zyk przes?uchuj?cych i inne. Pisze, pisze, a potem dziesi?cioletni syn przychodzi do swojego urz?du: – Ojcze? – skromnie dziecinne – zapyta? sto trzydzie?ci centymetrowy dziesi?cioletni syn Izya. – Co, synu? – nie podnosz?c g?owy, odpowiedzia? dziewi??dziesi?cio dziewi?ciocentymetrowy ojciec Ottila. – Tato..? – Izya zawaha?a si?. Ojciec wci?? pisa?. – … c??, m?w?! zapyta? ojciec. – Tato, spojrza?em na pud?o tutaj, co? – a co? – Niekt?re s?owa nie s? dla mnie jasne… Ottila spojrza?a na syna jak ojciec, nie opuszczaj?c g?owy, podnios?a nogi na specjalnym krze?le ze schodami na bocznych nogach, wsta?a, odwr?ci?a si? i usiad?a na stole. Czule spojrza? na syna przez okulary, opu?ci? je na czubek nosa i zapyta?, patrz?c mu w oczy i nie podnosz?c g?owy, co sprawi?o, ?e bola?a go g?owa, a szyja by?a zdr?twia?a. Spojrza? na wszystkich od podstaw. Narusza?o to tak?e jego pozycj? obywatelsk?. A tym bardziej przed synem, kt?ry dorasta? jak zwyk?e dziecko. A teraz, siedz?c na stole, m?g? nawet zmarszczy? brwi na swoich czarnych brwiach. – A jakie s?owa ci? nie rozumiej?, synu? – C?? …: Prezydent, troch? Mocy, FSB.. co to jest? Nie przeszli?my jeszcze przez histori?. Czy to tak, przelotnie. – Czy jeste? tylko szko?? prokuratorsk? w tym okresie nauki? – ojciec u?miechn?? si?, zdj?? okulary i zacisn?? je lekko w pi???, kt?r? nast?pnie opar? na blacie sto?u. Drug? r?k? klepn?? syna w rami? i potar? go ogromn? ?ys? g?ow?, kt?ra nie by?a po ludzku ludzka. – S?uchajcie – westchn?? ojciec – Prezydentem naszej rodziny jest ja, troch? Mocy jest wasz? matk?. C??, ona, wiesz, co on robi… Nie pozwala sobie na to, sprawdza lekcje. «Kana?y», doda?a Izya. – Nie karmi, ale przygotowuje jedzenie. – doda? ojciec. – A wi?c kto karmi? Ojciec spojrza? w lewe oko dziadka o w?skich oczach, a potem w prawe oczy o szerokich oczach, kt?re posz?y do syna od jego prababki, m?wi?, ?e by?a Chi?czykiem, ale tylko zrusyfikowanym. Tak twierdzi? jego ?ona; wysoko??, waga i szeroko?? talii w dwustu. Blondyn i niebieskie oczy poza tym, w przeciwie?stwie do czerwonookiego ojca. – Karmi? was wszystkich! – dumnie w tonie ojca odpowiedzia? i wybrzusza? pier?. Jego twarz nabra?a wyrazu. – A kim jest babcia? – zapyta? syn, podnosz?c nos. – Nie dotykaj nosa, synu, dzi? nie jest dzie? g?rnika – i delikatnie zdejmij r?k? z g?owy syna, – nasza babcia jest KGB. Stary natywny KGB. – A co to jest KGB? – zmartwiony Sonny. Ojciec pu?ci? r?k? syna i odwracaj?c wzrok od syna, gapi? si? jak baran na now? bram? na portret Dzier?y?skiego. – KGB jest taki sam jak FSB. Tylko stara jak babcia. I uczciwe, nie tak jak teraz, wszystko jest skorumpowane… Og?lnie babcia jest FSB… – KGB … – syn poprawi? si? i zwin?? szabl? suchego smarka w g??bi nozdrzy, wyci?gn??, spojrza? na niego i przygryzaj?c k?y wyplu?, marszcz?c nos. – uff.., s?one. – NIE jedz ikry, kt?rej twoja matka ci? nie karmi? – ojciec by? oburzony. – Nie, karmisz si?. – Zarabiam na paszach. A matka gotuje i karmi si? tym, co zarobi?em. Masz to? – Przyj?to, zrozumiano, odbi?r… – Dobra robota, tw?j ojciec i ty …? Syn wsta? przy ladzie SMIRNO, tak jak go wywierci? ksi?dz. – Dobra robota w stajni, ale ja Dobra robota.!!.. – .. Dupek… heh heh heh… Salaga. – Otila delikatnie uderzy?a si? w ty? g?owy w syna, ale Izya unikn??a go i zada?a kontratak prosto w dziesi?ciocent?wk? (nos) ojca, jak uczy?. – Uh.. Ottila rozweseli? si?, ukrywaj?c b?l, jego r?ka tylko drgn??a, a jego oczy roni?y ?zy, – C??, wi?c matka karmi ci?, czy nie? – Kana?y. Smaczne karmy … – Syn zacz?? wybija? lewe ucho … – A potem moja siostra i kto? – A ty i moja siostra?.. I jeste?cie LUDZI! – ojciec u?miechn?? si? i w?o?y? okulary, zeszed? ze sto?u na krzes?o i zacz?? pisa? dalej, padaj?c na kolana, ?eby by?o wy?ej. – A co to oznacza dla naszego W?ADZA w tym tygodniu… ten… inny prezydent przyszed?… Amerykanin, KGB ?pi, a ludzie si? martwi?? – Czym jeszcze jest taki prezydent? – Papa spu?ci? oczy spod okular?w. – A ten, kt?ry zamyka si? Moc? w pokoju, gdy siedzisz w toalecie przez trzy godziny,.. – A co potem? – .. nast?pnie ?miej? si? i dysz?, jak koty w marcu na ulicach w nocy, a nawet piszcz? jak prosi?ta, gdy s? sterylizowane. I wyjd? – jak po k?pieli – mokry. – A gdzie ja teraz jestem? – ojciec zadr?a?. – I nadal siedzisz w toalecie przez godzin?.., a potem, jak zawsze, krzyczysz: «przynie? papier!!!». – Tutaj, suko!! – uciek? z u?miechem genera?a Klopa. – A co to jest «suka»? – Nie wa? si? ju? tak m?wi?. Okej – Zrozumiano, przyj?to, Amen. – Znowu wsta?em, w kasie Izzy. – Masz misj? bojow?, aby dowiedzie? si?, kim jest ten drugi prezydent. – Ju? si? dowiedzia?em. To jest tw?j podw?adny – Intsefalopata Arutun Karapetowicz. – Ten stary cz?owiek? Jest trzydzie?ci lat starszy od niej i czterdzie?ci trzy starszy ode mnie. Hej… to g?upiec, czy on jest krewnym?! – Klop przypi?? si? i zacz?? pisa? dalej. – Ha ha ha ha!!!! – Po chwili m?j ojciec nagle eksplodowa? i prawie zerwa? si? z krzes?a. W ten spos?b ?mia? si?, ?e nawet cenzurowanego s?owa nie da si? wyja?ni?, tylko przekle?stwa. Ale trzyma? si? ramienia syna. – Och, ha ha, dobra, id?, musz? pracowa?, a ten drugi prezydent ma kurze jaja w kieszeniach i buty w lod?wce. – Hee-hee – Izya u?miechn??a si? cicho – a mo?e kaktus? – Czego chcesz… Syn by? zachwycony i uciek? do pierwszej po?owy chaty. Drugi bohater i pierwszy asystent funkcjonariusza policji rejonowej, kapral Intsefalopat Harutun Karapetowicz, by?y pisarz gastronomiczny, dosta? prac? na emeryturze w ?rednim wieku, wy??cznie dzi?ki ?onie Ottili, Isoldi Fifovnej Klop-Poryvaylo. By? trzy razy wy?szy od swojego szefa i pi?? razy chudszy od ?ony swojego szefa. Nos garbaty, jak orze? i w?sy, jak Budyonny lub Barmaley. Og?lnie rzecz bior?c, prawdziwy syn g?r, kt?ry na pocz?tku pieriestrojki, schodz?c po s?l, potkn?? si? i zgad? w w?wozie, tu? w wagonie towarowym otwartym bez dachu, z w?glem z poci?gu towarowego Tbilisi-SPb. Na stacji Lyuban obudzi? si? i skoczy?. Pracowa? tu i tam, dop?ki nie napotka? ?ony starszego policjanta podczas picia. Poleci?a go jako kuzyna z Kaukazu. Po zako?czeniu pracy Ottila Aligadzhievich Klop, jak zwykle, zrobi? na stole portret fotograficzny z wizerunkiem obecnego prezydenta, oddycha? nim, wytar? go w r?kaw, poca?owa? w czo?o na czubku g?owy i w?o?y? z powrotem na w?a?ciwe miejsce w prawym rogu sto?u, opieraj?c go na pi?rniku z d?ugopisami, gum?, o??wkami i paczka posiekanych bezp?atnych gazet reklamowych do higieny osobistej. Nienawidzi? papieru toaletowego. Jest cienki i palec jest przez niego nieustannie przebijany w najistotniejszym momencie, a nast?pnie trzeba go strz?sn??. I potrz?saj?c nim w w?skiej przestrzeni, istnieje szansa, ?e palec uderzy w drewniany blok wewn?trznego rogu sowieckiej toalety ulicznej i poczuje b?l, instynkt sprawi?, ?e chory palec zwil?y? si? ciep?? ?lin?, zamiast tego poczu? smak ka?u, kt?ry nosi? przez 24 godziny, i od?o?y? toalet? na p??niej. Aby otrze? pot z czo?a, pod pachami, ramionami, nogami i pod jajkami, gdzie poci? si? wyj?tkowo mocno, u?y? r?cznika k?pielowego. Pytasz: dlaczego nie szmata? Odpowied? jest prosta: r?cznik jest du?y i trwa przez d?ugi czas. By?o ju? za p??no, a rodzina ju? dawno oddycha?a. Ottila, wchodz?c do cz??ci mieszkalnej chaty, cicho wszed? do kuchni i wyj?? z lod?wki pi?ciolitrow? puszk? bimbru. Skonfiskowany z lokalnego handlarza. Przycisn?? go do brzucha, po prostu wzi?? spodek, w kt?rym le?a? kawa?ek ?ledzia ugryziony przez jednego z domownik?w. A mo?e ta stara koza, Intsefalopatia, kt?ra przez ca?e ?ycie nie my?a z?b?w i po prostu przygryz?a szcz?k? pr?chnic?. «W?a?nie dlatego mia?am pr?chnic?» – u?wiadomi? sobie Klopa – «poca?owa? Isolde, Isolde Izyu, a Izya ci?gle ca?uje moje usta w pi?tki i czw?rki przynoszone ze szko?y raz lub dwa razy w roku. To nie jest pedofilizm, jeden czy dwa … – Ale z?by Incefalopatii by?y w wi?kszo?ci czarne, konopie i korzenie ci?gle krwawi?y, ale Harutun wcale nie odczuwa? b?lu. Ta wada DNA w og?le go nie skrzywdzi?a, ale raczej skutecznie pomog?a w dochodzeniu. Ottila zmarszczy? si? i chcia? od?o?y? talerz z powrotem na miejsce, ale mru??c oczy przy s?oiku, postanowi? nie lekcewa?y?. Bimber dezynfekuje wszystko. Wi?c zmieni? zdanie i podszed? do sto?u. W kuchni by? ma?y telewizor, a on w??czy? go po drodze. Po drodze podszed?em do kuchenki gazowej i otworzy?em pokrywk? patelni, stoj?c na palcach. Wyczerpany aromat po prostu upi? Ottil? i od razu chcia? go zje??. Wzi?? szafk?: talerz, blat, wytrz?sark? do pieprzu, n??, chleb, majonez, kwa?n? ?mietan?, kefir, airan, koumiss, keczup, li?? laurowy, kubek, dwie ?y?ki: du?e i ma?e, i staraj?c si? odzyska? r?wnowag?, poszed? do sto?u, wsta? i zm?czy? si?: obie r?ce by?y prze?o?one, zbyt mocno przeci??one, a nawet musia?em u?ywa? ?okci. Wszystko wybierane powoli ko?ysa?o si?. Ottila pr?bowa? popchn?? talerz sto?em nosem, ale st?? by? wy?szy, a ?okcie zacz??y puchn??. Ottila nadyma? si? i po?o?y? wszystko na krze?le. Potem zacz?? si? rozgl?da? i popychaj?c krzes?o, aby? m?g? zobaczy? telewizor, stoj?cy przy krze?le, kt?ry obecnie jest ponownie klasyfikowany jako st?? aktorski, stoj?cy, wla? sto pi??dziesi?t gram?w bimbru do stoparu i g??boko wypu?ci? powietrze, nape?ni? go jednocze?nie jednym ?ykiem i towarzyszy? mu g?o?no bulgotanie d?wi?ku. Skrzywi? si? jak stara cytryna, bez wahania, chwyci? kawa?ek ogryzionego ?ledzia ze wszystkimi pi?cioma i odgryz? po?ow? ko?ci. Bones wbi? si? w podniebienie i j?zyk. Zamar?, ale potem przypomnia? sobie jog? ojca i zapomnia? o b?lu, poniewa? babcie lub dzieci zapominaj? o kluczach i innych drobiazgach. Nast?pna w kolejce by?a zupa. Zupa sk?ada?a si? z nast?puj?cych sk?adnik?w: groszek, kapusta kiszona, ziemniaki, sma?ona cebula z marchewk? na koncentracie pomidorowym, mi?kkie rogi pszenicy, kasza manna, mieszane jajo kurze ze z?apanym kawa?kiem skorupy, paznokie? wielko?ci doros?ego i doprawiony jednym kawa?kiem ko?ci z mi?sa z ?y?ami na pod?og? patelni. Najwyra?niej mi?so by?o spo?ywane wcze?niej na zasadzie: «w du?ej rodzinie… nie klikaj». Ssaj?c ju? spuchni?t? zup? i wygl?daj?c bardziej jak koniki, Ottila skuba? ko?? i ?y?, ostro?nie przyswajaj?c wiadomo?ci. Kolejny numer Call Center by? na ekranie telewizora: – A co najciekawsze – kontynuowa? spiker -… jeden nauczyciel z Irkucka by? fanem Niko?aja Wasiljewicza Gogola i po prostu ub?stwi? jego prac?, szczeg?lnie prac? «NOS». Przez ca?e ?ycie oszcz?dza?em pieni?dze na wycieczk? do Leningradu (obecnie Sankt Petersburga), gdzie na pomniku umieszczono d?ugi znak na miedzianej blachy, podobny do Gogolewskiego. Ale pieriestrojka przerwa?a wszystkie plany; wszystkie swoje oszcz?dno?ci zainwestowa?a w OJSC MMM i, podobnie jak miliony deponent?w, pozosta?a dziura z p?czkami. Po rozgrzaniu i cierpieniu na rozleg?y zawa? mi??nia sercowego zn?w zacz??a oszcz?dza? pieni?dze na podr?? do Petersburga, a nawet w tajemnicy ukrywa?a si?, zbieraj?c w nocy puste butelki i puszki w beczkach na ?mieci i wzd?u? chodnik?w. A teraz d?ugo oczekiwany sen spe?ni? si? za dziesi?? lat. Do stolicy przyjecha?a bohaterka Petersburga. A dowiedziawszy si? w biurze dochodzeniowym, gdzie znajduje si? poszukiwany i d?ugo oczekiwany pomnik, rzuci?a si? rzeczami w transporcie publicznym z trzema transferami, dlaczego z transferami? Tyle tylko, ?e Moskwiczka siedzia? w punkcie informacyjnym, a Moskale, w przeciwie?stwie do Pitertsewa, uwielbiaj? przesy?a? w drug? stron?, tym razem. Dotar?a pi?? godzin po d?ugo wyczekiwanym miejscu, rozejrza?a si? i nie znajduj?c nic podobnego, postanowi?a zapyta? pobliskich oficer?w patrolowych, kt?rzy czujnie spojrzeli na migruj?cych pracownik?w migruj?cych, kt?rzy zamierzali oderwa? od nich babcie: «Drodzy», zawo?a?a ich, jedna z nich odpowiedzia?a i zwr?ci?a si? do niej: «Czy mo?esz mi powiedzie?, gdzie znajduje si? pomnik NOS Gogola?» – A tutaj – pracownik przekr?ci? g?ow? – gdzie? tutaj. – i wskaza? na go?? ?cian? i ofanarel: z tablicy by?y tylko dziury w ?cianie i nie poplamiony szablon wielko?ci skradzionej p?yty z wypuk?ym ludzkim nosem. Babcia zmar?a natychmiast z powodu zawa?u serca. Po tym nasz transfer dobieg? ko?ca. Wszystkiego najlepszego. To.. Ottila wypi? kolejn? szklank? i poszed? spa?. W ciemno?ciach przy ???ku rozebra? si? i wspi?? na g?r?, by pokona? bok swojej ?ony, kt?ra chrapa?a z duszenia. Nawet si? nie poruszy?a. Kiedy wspi?? si? na swoj? ?on? i znalaz? si? mi?dzy ?cian? a ?on?, by? oszo?omiony chrapaniem i wiatrem z warg uroczej po?owy. Ottila wzi?? g??boki wdech i uni?s? g?rn? klatk? piersiow?, nieco wi?ksz? ni? jego g?owa, wbi? g?ow? w ty? g?owy w senny splot ?ony. Po?o?y? ucho na dolnym i zakry? g?rne ucho g?rn? klatk? piersiow?. Chrapanie znikn??o, a on zasn?? jak dziecko, w cieple i wygodzie. Rano obudzi? si? zwini?ty na poduszce. Nie by?o ?ony. Podszed? do umywalki i po umyciu ubra? si? w pe?n? sukienk?. Podszed? do drzwi wej?cia do Strongpoint, wzi?? klamk? i… Drzwi otworzy?y si? przed nim w tej sytuacji i szarpn??, w tej chwili nacisn?? klamk?, ci?gn?c Ottil? w przestrze? Strongpoint, jak gdyby bez ci??kiego stworzenia powietrznego. Wlecia? i uderzy? w Mount Wife. Brzuch z piersiami wy?cie?a? i odrzuci? komor? do ty?u. – czym jeste? Izoldushka!? – zapyta? zaskoczony w locie, a potem poczu? b?l w tylnej cz??ci g?owy, uderzaj?c o pod?og?. – Wytrzyj nogi, umy?em si? tam. warkn??a i dalej wyciera?a pod?og?, pochylaj?c si? w dolnej cz??ci plec?w, z powrotem do niego. Policjant okr??y? jej ty?ek, wytar? nogi, obl?g? pantofle kr?likowymi uszami i wszed? do biura. Najpierw wspi?? si? na krzes?o, a potem podszed? do telefonu na stole i poci?gn?? go do kraw?dzi. Podni?s? telefon, usiad? na kraw?dzi sto?u i przy?o?y? go do ucha. Wybra? numer telefonu swojego szefa i potrz?saj?c nogami czeka?, licz?c sygna?y d?wi?kowe. – Ullah! – s?ycha? po drugiej stronie drutu po pi??dziesi?tym sygnale. – Towarzyszu Marsza?ku? Nazywa si? to panem genera?em dystryktu Klop. – Ahhhh… czy to ty? – Towarzysz Marshall by? niezadowolony, – jak si? sprawy maj? w nowym miejscu? D?ugo nie dzwoni?e?, zacz??e? zapomina?, kto… hmm… um, karmi ci?. – Nie, kim jeste?, Eximendius Janis oglu Snegiryov. Po prostu nie by?o powodu, by na pr??no niepokoi? starszej g?owy. – Baska, m?wisz, krasnolud? – Uh… nie, przepraszam, ruszaj. – Okej, dowiedzmy si? p??niej o etyce podw?adnych i w?a?cicieli. Co masz, co? wa?nego? – Tak!!! – Co krzyczysz, pigmej nie jest Rosjaninem? – Przepraszam, tak. – Dobra, porozmawiamy r?wnie? o granicach rozs?dnego dopuszczalnego tempa rozmowy telefonicznej, przyj?tego w pierwszym czytaniu zgromadzenia ustawodawczego w Moskwie i Rosji. A co z tob?, Sneak Bug? I chod? szybko, jestem sp??niony na spotkanie. – Czy obejrza?e? wczoraj kolejny numer Call Center? – Nie, mam DiViDishka. A co – W Petersburgu pomnik skradziono Nosowi. – a co? – Chcia?bym zbada? t? spraw?, je?li pozwolicie mi, o. Panie Marshall. – Co jeszcze nos, nikt mi nie zg?osi?, m?wi? wyra?niej. Kt?ry pomnik mia? odci?ty nos? – C??, z Gogolem.. – Odci?ty nos Gogola? – Nie, Gogol ma histori? o FNL. – a co? – Na cze?? tej historii w Petersburgu wzniesiono tablic? pami?tkow?, kt?ra zosta?a skradziona. I z grubsza wiem, kto to zrobi?. – Bezdomni czy co? Nikt inny On jest miedziany. A czego ode mnie chcesz – Zajmij si? tym biznesem, kartrid?u. – Wi?c zajmij si?, o co chodzi? Ale tylko w wolnym czasie. – Ale b?d? potrzebowa? wydatk?w, koszt?w podr??y, posi?k?w, zakwaterowania w hotelu, przeja?d?ek taks?wk?. – M-tak. Trzeba by?o zacz?? od tego. To tylko po to, aby dosta? si? do Petersburga, mo?esz r?wnie? wzi?? zaj?c poci?giem, sprawa Bomzhovskoe, wi?c nie ma nic dla tego hotelu. Mo?esz to zmieni? na stacji lub, w najgorszym przypadku, na bezdomnych w piwnicy. Z nimi po?resz. A w mie?cie i pieszo mo?na spacerowa? razem z zabytkami Petersburga. W bud?ecie nie ma pieni?dzy, dop?ki nie sko?cz? budowa? domku. Rozumiesz mnie? – A z kasy mojego Strongpoint? Wybra?em tu troch? kar pieni??nych od kolektywnych rolnik?w. – I du?o? – Tak, wystarczy po raz pierwszy. – OK We? to z konta. Je?li rozwi??esz problem, zwr?c? koszty pokwitowa? sprzeda?y, ale nie? Nie do mnie nale?y decyzja, poniewa? pieni?dze s? publiczne. – Dobrze, Eximendius Janis oglu Snegiryov. Oczywi?cie mam ma?o czasu, ale co? wymy?l?. – Ottila od?o?y? telefon i po?o?y? zadowolony na stole z wyci?gni?tymi r?kami. – Oto nowy biznes! Teraz dowiedz? si? o mnie na Petrovka 38. Drzwi zatrzeszcza?y i pojawi?y si? ogromne wymiary jego g??wnej po?owy Isolde Fifovny. – Zjesz? – zapyta?a potulnie – i nie p?awi? si? na stole, ja te? go wytar?em. – Zjem tutaj ?niadanie! – Co to znaczy TUTAJ? Czy lubi? kelnerk? czy co? takiego? Id? do kuchni i jedz jak wszyscy. Nie b?d? nosi?. – Chcia?bym, ale Marshall powinien do mnie zadzwoni?. – Marsza?ku? Powiedzia?bym tak. To poczekaj Syn przyniesie teraz to, co zosta?o. I zejd? ze sto?u, Sherlock Holmes… Hahaha … – za?mia?a si? i wesz?a do drugiej po?owy chaty. Drzwi frontowe zatrzeszcza?y i w drzwiach pojawi? si? kapral Incefalopata. – Czy mog? prosi? o nab?j? – Wejd? i usi?d?… Mamy interes… Jutro jedziemy do Petersburga. – Ottila wsta?, odwr?ci? si? i usiad? na krze?le. – dlaczego – Skradziony pomnik nosa Gogola szukaj. – Aaaaa … – Encefalopat wszed? i usiad? na krze?le dla podw?adnych i go?ci, po tym, jak postawi? stop? na stopie. – Pami?tam, Bos… APULAZ 2 Harutun Karapetowicz wygl?da? na szczup?ego i d?ugiego. Twarz by?a typowa dla rasy bia?ej. W?osy s? siwe, d?ugie do ramion, nawet jak s?oma. Na Tiechce dosz?o do solidnego ?ysienia uzyskanego z poprzedniej pracy jako dozorcy dla zaproszonych pracownik?w. Wcze?niej pracowa? jako pancernik, po dziesi?ciu latach wi?zienia jako wi?zie? polityczny. Anegdota opowiada?a o Leninie, przyw?dcy proletariatu, a nawet ?wini, audytorowi w radzie wsi i zagrzmia?a. Lenin zareagowa?by ?atwiej, po prostu si? ?mia?, ale tamtejsze w?adze – nie. Ale to by?o w czasach postsowieckich. A zatem wraz ze znikni?ciem systemu sowieckiego znikn?? r?wnie? rejestr karny. Zosta? zrehabilitowany i otrzyma? ?wiadczenia z tytu?u gazu. Ale po przej?ciu na emerytur? chcia? by? przydatny dla spo?ecze?stwa, a potem ?ona nowego policjanta z dystryktu zwabi?a niebieskimi oczami i… reszta to HACK… Wi?c my?l?, ?e nie przeklinaj?c… Wi?c poszed? do kaprali, aby do funkcjonariusza policji dystryktu, a stopie? pozosta? ze s?u?by wojskowej. Lubi? angielskiego detektywa Poirota i dlatego pali? fajk? jak Holmes, po prostu ich pomyli?. Nosi? kapelusz i w?sy, podobnie jak Elkyl, tylko gruzi?ski. Nawet laska kupi?a podobn? i frak od pracownik?w Teatru Opery i Baletu Maryjskiego za pude?ko bimberu. Buty zosta?y wykonane na zam?wienie przez s?siada, kt?ry s?u?y? jako szewc w strefie. Powali? ich nawet szpilkami, a kiedy szed?, zw?aszcza po asfalcie, klika? jak ko? lub dziewczyna z Broadwayu. Nos mia? jak orze?, a jego wielkie oczy przypomina?y lemura. – A wi?c – powiedzia?a Ottila i usiad?a na specjalnym krze?le. Izya zatrzasn??a drzwi i wesz?a do biura. Na tacy ni?s? sma?one jajecznic? z rybami i sw?j ulubiony ?wie?o wyci?ni?ty sok czosnkowy. – chod? szybciej, w przeciwnym razie python ju? dudni. – Fuuuu! – skrzywi? si? Incefalopata, – jak go pijesz? Mo?esz si? zrelaksowa?… – Co zrozumia?by? w wy?mienitym smaku? Nie pi? Osobi?cie to lubi?. -ulk.. – poci?gn?? ?yk Ottili i.., – Uhhh – rozbi? go na bok. Podskoczy? i pobieg? do odleg?ego k?ta biura. ?yk bulw w kszta?cie mglistych opu?ci? gard?o posterunku i natychmiast, niczym gaz ?zawi?cy, zala? ca?y pok?j. Arutun? ogarn?? astmatyczny skurcz, a kiedy zakaszla?, nie by? w stanie opanowa? umiej?tno?ci. – Wstydzi?by? si? czy co? takiego! Jestem odpowiedni dla twoich ojc?w. – A mo?e matka? – Otila prze?ywa? jajecznic? iz k?sem, wypluwaj?c okruchy, ?ci?le szczeka?: – ka?dy ma sw?j w?asny gust, powiedzia? Hindus, zsuwaj?c si? z ma?py i wycieraj?c swojego penisa bananowym li?ciem. Chcesz oko? – Och! Przepraszam, patronie, zapomnia?em czego? … – Arutun Karapetowicz by? zawstydzony i usiad? na krze?le. Nagle skrzypn??y drzwi wej?ciowe i do biura wesz?a starsza kobieta w wieku oko?o stu lat. – Kto nie zamkn?? drzwi??? Jestem zaj?ta, babciu!!! – Bug Klop i zakrztusi? si?… ?ona us?ysza?a kaszel i podbieg?a do niego z prze?cierad?em i d?ugopisem, ?eby napisa? testament. Ale widz?c jego bezu?yteczno?? zamachn??a si? i uderzy?a m??a ko?cistymi ?opatkami. Ottila warkn?? i wyplu? ???tko. – Uh, Harutun, stara chrz?stka, dlaczego nie zamkn??e? za sob? drzwi, kiedy przyszed?e?? A ty, babciu, wyjd?, mamy spotkanie. – Jak? zapyta?a nies?ysz?ca babcia. – Grunt! przyjd? po obiedzie!! – powiedzia? g?o?no Klop. – Jedz, jedz, kochanie z nagietkiem… Poczekam. – babcia u?miechn??a si? i przykucn??a, bo nie by?o ju? krzese? i nie by?o w zwyczaju rezygnowa? z miejsca tutaj i nikt nie przychodzi? na my?l. – Jaki lunch? Co? Jem ?niadanie… A nast?pnie w porz?dku obrad: praca z podw?adnymi. – Ottila machn?? r?k? i trzymaj?c ?y?k? z kawa?kiem jajka, poci?gn?? siniak bezpo?rednio do oka Harutuna, a ty? – wskoczy? na krzes?o, – nie wdzi?czna przeci?tno??, – potem wskoczy? na st??, – mo?na tylko je?? bimber i wali? si? ze sob?. Nie zamierzam chodzi? jak kojot … – i jak akrobata, u?ywaj?c salta, zeskoczy?em ze sto?u na pod?og? – i znosi?em ci?… Napisz o?wiadczenie i to wszystko! – Jakie o?wiadczenie? Co ty krzyczysz «Isolde Fifovna przerwa?a mu p?aczem King Konga.» – Ach? – karze? zacz?? od pocz?tku. – co ty krzyczysz – zapyta?a spokojnie i cicho – nie widzisz, spa?a od dawna. – Czyli teraz nocleg? Incifalatus, zabierz tego emeryta – Ottila wr?ci? do torby i wspi?? si? na krzes?o, aby zje?? obiad. – Jestem Incefalopat?, patronem, a nie Incifalate. – poprawi? kaprala i poszed? do ?pi?cej staruszki. Lekko szturchn?? j? lask?, tak? jak Poirot lub Watson. – Kochanie, wszystkie? – zwr?ci? si? do Szefa, kt?ry ju? siedzia? przy stole i u mistrza. – Szefie, ona moim zdaniem chrz?kn??a. – co? Grzechot – C??,. Nie oddycha To jest martwe – znowu ze strachem w g?osie powiedzia? Harutun. Usta mu drgn??y. Wyobrazi? sobie, ?e czeka go ten sam los. Harutun zap?aka?. Ottila zamar? z k?sem jedzenia. Spojrza? na ?on? i zapyta?: – Zhinka, sprawd? to. Fifovna podesz?a i podnios?a star? kobiet? za ko?nierz. Stopy spad?y z pod?ogi, a kolana si? nie wyprostowa?y. Podesz?a i po?o?y?a zw?oki jak wazon przed kubkiem, g?upio patrz?c ustami pe?nymi prze?utych jaj, swojego m??a. – Przekonaj si?, Schmuck, czy ona nie ?yje? – i ju? mia? wyj??. – On, Zhinka. Odpowiadasz za Zhink?. mrukn??a… – Zdejmij j? ze sto?u, g?upcze!!! Czy jeste?… naprawd? czy co? Jestem tu szefem, a szefem, a ty?… – C??, zacz??o si? od nowa. – wymamrota? tac? Intsephalopath. – I korzystasz z funduszu Ottila Aligadzhievich Klop za darmo! – okruchy z ust rozpad?y si?, – I og?lnie… pah, cholera, – wyplu? ca?? zawarto?? z ust i krzykn??, zanim wspi?? si? na st??. «Jeste? tu pokoj?wk?». Masz to? – Tak, m?j panie. – Donald Isoldushka i ukl?kn??. Jej g?owa sp?on??a g?ow? m??a stoj?cego na stole. A rozmiar ich g??w wywar?by na ka?dym pesymist? wra?enie: jej g?owa by?a pi?? razy wi?ksza od niego. – Dobra, heh heh heh, wybacz mi, zabierz babci? przez drzwi na ganek. Nie, lepiej od chaty. Jest ranek i kto? j? znajdzie. ?ona zabra?a zw?oki i zanios?a je tam, gdzie nakaza? w?a?ciciel. W ko?cu pracowa?a r?wnie? jako technik, wo?ny i asystent sekretarza w randze materaca starszego. Minut? p??niej wr?ci?a i posz?a, maszeruj?c do sto?u. – Rzuci?em j? przez p?ot. – Jeste? g?upcem czy co? takiego? To jest weteran ro?liny. Prawda, siedz?. W skr?cie – ty?ek. – Ty jesz. – ?ona przesun??a si? na talerz. – Nie chc?. Powiniene? by? po?o?y? to na moim talerzu. Co to za jedzenie? Wyjmij to, niech dzieci jedz?. Tylko nie m?w im, co jad?em. A potem pogardzaj?. – Zgadza si?, je?li masz dziwk? z ust. Czy musisz my? z?by podczas ich ostatniego czyszczenia sto lat temu? – ?ona zebra?a naczynia ze sto?u i posz?a do mieszkalnej po?owy chaty. – B?d? cicho, kobieto! Co rozumiesz przez zapachy? Okej – zrzuci?em r?kaw z okruch?w i kropli ze sto?u. – Co chcia?em powiedzie?. H??.. Wi?c przygotuj si? na p?j?cie do Piotra. – dlaczego – Och, kolego, mamy nowy powa?ny interes. Pierwszy i ostatni! – Czy jeste?my przenoszeni do Petersburga? – Harutun wyci?gn?? w?osy z nozdrzy, by? zachwycony i wbity lask?. – Nie, we? to lepiej. Zbadamy powa?n? spraw? i nie b?dziemy grzeba? w szopach w poszukiwaniu zagubionych kurczak?w i byka. A kiedy go znajdziemy, zostaniemy przeniesieni wy?ej… – Gdzie jest do nieba? – G?upcze, nie ma miast na niebie, do Ameryki. – A czego b?dziemy szuka?? Co trzeba znale??, aby wys?a? nas do Ameryki? – B?dziemy szuka? nosa… – Czyj nos? – Harutun nie zrozumia?. Ottila wspi?? si? na st?? i przeszed? na drug? stron?, bli?ej kaprala. Usiad? i zwisa? nogami, gaw?dz?c z nimi. – C??, w pigu?ce … – zacz?? p?? g?osem. – A co wtedy szeptem? – Nerd, konkurencja. Ta sprawa mo?e zosta? odebrana przez federalnych. – Ach! Zrozumia?em wk?ad. – Wi?c r?kaw. Hej, spoko! Jestem «nabojem», a ty «tulej?». I wk?ad jest wk?adany do r?kawa. Hahaha Jest ?mieszne – Nie. Wk?adaj? pocisk do naboju. – Co, sprytnie? I wiesz, ?e w naszym kraju wszyscy s? m?drzy – biedni i biedni. Chcesz co? zmieni?? Wi?c s?uchaj, nie wyja?ni? dwa razy. ?wi?te miejsce nigdy nie jest puste. A twoje miejsce, nie tylko ?wi?ta. Czy wiesz, ilu bezrobotnych w naszej wiosce chce ci? przelecie?, aby zaj?? twoje wolne miejsce? Harutun wykrzywi? oczy ze strachu i roni? ?zy staro?ci. – Przepraszam, nab?j, nie pocisk jest w?o?ony do tulei, ale nab?j. – No to s?uchaj, ile wyja?ni? w skr?cie: Eeee… czy czyta?e? Gogola? – Wypi? potentata. ?artujesz sobie ze mnie? – To by? humor. Ogl?da?em filmy z jego udzia?em. – To dobrze. Czy ogl?da?e? film o NOS? – O czyim nosie? – C??, nie o twoim? … – Ottila zeskoczy?a ze sto?u, – Humor znowu? – Mnn, tak! – starzec wsta? na baczno??. Ottila spojrza? na pachwin? kaprala i wy?upiastymi oczami podni?s? g?ow?, wyrzucaj?c g?ow? do ko?ca, i zobaczy? tylko senny splot. – Usi?d? kurwa!! krzykn??. Kapral siedzia? w pozycji wyj?ciowej. – pami?tam. Nab?j… tutaj m??czyzna straci? nos… – Pami?tasz? – Zgadza si?!! – Wi?c b?dziemy go szuka?. On sam … – I Ottila dotkn?? palcem sufitu. – zapyta? mnie przez p?? dnia. Bardzo prosi?, abym osobi?cie zaj?? si? t? spraw?. Mo?na powiedzie?, ?e przej?? kontrol? osobist?. – Bo?e? – Nie, g?upcze, marsza?ku. Nuuu, nasz b?g. Powiedzia?, ?e nie ma nikogo bardziej godnego … – Ottila skoczy?a na kolana, stoj?c podporz?dkowana i przej??a kontrol? nad sytuacj?. – A jak b?dziemy go szuka?. To jest historia? Ponadto umarli. – Kim oni s?? – C??, ci g??wni bohaterowie zmarli dawno temu… a Gogol jest g??wnym ?wiadkiem, ten sam… no c??, martwy.?! To nie jest humor… Ahhh? – G?upiec. – Bug wyskoczy? z kolan Incephalopath. – Szukamy pomnika na skradzionej miedzianej desce. Ludzie bezdomni lub oszu?ci. Mimo wszystko pomnik NOSU, a mo?e… antyki.!? – A kto tu zostanie? – Isolde i Izzy na g??wnej. – Czy nadal jest ma?y? – Nic nie jest ma?e, zna?em ju? kobiet? w jego latach. – W tym celu wiele my?li nie jest konieczne: po??? to, splun?? i poszed?… – Jak wiedzie?, jak wiedzie?… – Nie, patronie, m?g?bym zosta?, moje serce jest s?abe… – Nic, tutaj w Petersburgu b?dziecie oddycha? gazami i swobodnie. Harutun wci?? chcia? powiedzie? co?, by zosta? z ?on? Klopa, ale zamy?li? si? i odwr?ci? wzrok od pe?zaj?cego ogona na kolanie i kciukiem przycisn?? owada do materia?u spodni. – Co chcia?e? wypu?ci?? – sarkastycznie, mru??c oczy, zapyta? Ottila. – Nie mam pieni?dzy ani lekarstw. – C??, to jest do rozwi?zania. Wszystko p?aci bud?et. Je?li znajdziemy nos. – A je?li go nie znajdziemy? – A je?li go nie znajdziemy, wszystkie wydatki zostan? odj?te… od ciebie. – Jak to? – I tak. Je?li nadal zadajesz g?upie pytania, mo?esz straci? prac?. Masz to? – Zgadza si?, zrozumia?e. Kiedy jedziemy – G?upie pytanie. Powinni?my ju? tam by?. Chod?my teraz! – A co tak szybko? Nie spakowa?em walizki? – Musimy zawsze mie? to w gotowo?ci. Wiedzia?e?, gdzie dostajesz prac?… Nawiasem m?wi?c, to samo… – co? – Nie spakowa?em walizki. Tak, nie potrzebujemy ich. Po przyje?dzie kup to, czego potrzebujesz. Mam kart? bankow?. – A je?li nie ma wystarczaj?cej ilo?ci pieni?dzy? – Rzuci. – i znowu okr?gowy policjant dotkn?? palcem sufitu i w stylu kar?owatym skoczy?, u?ywaj?c salta, na st??, machaj?c stop? przed nosem kolegi. Wsta? i przeszed? na piechot? przez st?? w kierunku Arutuna na krzes?o. ?zy i ruszy?y do wyj?cia. – co siedzisz chod?my! – i machn?? r?k? – i jakby wzd?u? Petersburga przetoczy? si? nad Ziemi?… Opu?cili twierdz?, pozostawiaj?c jedynie kredow? notatk? na drzwiach: «Nie martw si?. Wyruszyli?my pilnie do Petersburga. Zostajesz w miejscu Incefalatu i Izyi – zamiast mnie… Ja!» A na dole jest napis w innym pi?mie: «Przepraszam, Pupsik, wr?c? tak, jak musz?! Kiedy twoja Pch?a idzie w g?r?. Zaczekaj na mnie, a wr?c?. Mo?e jeden…» Izya przeczyta? notatk? i, pisz?c na kartce pisma ojca i Intsefalopat, schowa? j? do kieszeni i wytar? napis z drzwi. – C??, stara kozio?ko, masz to. – Wzi??em telefon kom?rkowy i wys?a?em SMS-a do mojego ojca. Potem wszed? do domu i przekaza? notatk? swojej matce. Przeczyta?a i wzruszy?a ramionami. Pozw?l mu jecha?. Zast?pimy to. I ani s?owa o kontynuacji ojca. Masz to? – Oczywi?cie, mamo, rozumiem… I we?my ?wini? od dyrektora, co? zasugerowa?. – czym jeste? Musimy zrobi? wszystko zgodnie z kart? i sprawiedliwo?ci?. – A on krzyczy na mnie uczciwie? – On jest re?yserem. On wie lepiej. I on sam b?dzie usprawiedliwiony przed Bogiem. – Czy to ten wisi na ?cianie w biurze? – Prawie. Wisi ?elazny Feliks, jego zast?pca. Dobra, id? odrobi? lekcje. – zrobi?em. Mamo, czy mog? i?? na spacer po rzece? – Id?, ale pami?taj, szczeniaku: utop si?, nie wracaj do domu. Zabij? ci?… Rozumiesz? – Tak – Izzy krzykn??a i znikn??a za drzwiami… APULAZ 3 – Nie, patronie, m?g?bym zosta?, moje serce jest s?abe… – Nic, tutaj w Petersburgu b?dziecie oddycha? gazami i swobodnie. Harutun wci?? chcia? powiedzie? co?, by zosta? z ?on? Klopa, ale zamy?li? si? i odwr?ci? wzrok od pe?zaj?cego ogona na kolanie i kciukiem przycisn?? owada do materia?u spodni. – Co chcia?e? wypu?ci?? – sarkastycznie, mru??c oczy, zapyta? Ottila. – Nie mam pieni?dzy ani lekarstw. – C??, to jest do rozwi?zania. Wszystko p?aci bud?et. Je?li znajdziemy nos. – A je?li go nie znajdziemy? – A je?li go nie znajdziemy, wszystkie wydatki zostan? odj?te… od ciebie. – Jak to? – I tak. Je?li nadal zadajesz g?upie pytania, mo?esz straci? prac?. Masz to? – Zgadza si?, zrozumia?e. Kiedy jedziemy – G?upie pytanie. Powinni?my ju? tam by?. Chod?my teraz! – A co tak szybko? Nie spakowa?em walizki? – Musimy zawsze mie? to w gotowo?ci. Wiedzia?e?, gdzie dostajesz prac?… Nawiasem m?wi?c, to samo… – co? – Nie spakowa?em walizki. Tak, nie potrzebujemy ich. Po przyje?dzie kup to, czego potrzebujesz. Mam kart? bankow?. – A je?li nie ma wystarczaj?cej ilo?ci pieni?dzy? – Rzuci. – i znowu okr?gowy policjant dotkn?? palcem sufitu i w stylu kar?owatym skoczy?, u?ywaj?c salta, na st??, machaj?c stop? przed nosem kolegi. Wsta? i przeszed? na piechot? przez st?? w kierunku Arutuna na krzes?o. ?zy i ruszy?y do wyj?cia. – Dlaczego siedzisz? chod?my! – i machn?? r?k? – i jakby wzd?u? Petersburga przetoczy? si? nad Ziemi?… Opu?cili twierdz?, pozostawiaj?c jedynie kredow? notatk? na drzwiach: «Nie martw si?. Wyruszyli?my pilnie do Petersburga. Zostajesz w miejscu Incefalatu i Izyi – zamiast mnie… Ja!» A na dole jest napis w innym pi?mie: «Przepraszam, Pupsik, wr?c? tak, jak musz?! Kiedy twoja Pch?a idzie w g?r?. Zaczekaj na mnie, a wr?c?. Mo?e jeden…» Izya przeczyta? notatk? i, pisz?c na kartce pisma ojca i Intsefalopat, schowa? j? do kieszeni i wytar? napis z drzwi. – C??, stara kozio?ko, masz to. – Wzi??em telefon kom?rkowy i wys?a?em SMS-a do mojego ojca. Potem wszed? do domu i przekaza? notatk? swojej matce. Przeczyta?a i wzruszy?a ramionami. Pozw?l mu jecha?. Zast?pimy to. I ani s?owa o kontynuacji ojca. Masz to? – Oczywi?cie, mamo, rozumiem… I we?my ?wini? od dyrektora, co? zasugerowa?. – czym jeste? Musimy zrobi? wszystko zgodnie z kart? i sprawiedliwo?ci?. – A on krzyczy na mnie uczciwie? – On jest re?yserem. On wie lepiej. I on sam b?dzie usprawiedliwiony przed Bogiem. – Czy to ten wisi na ?cianie w biurze? – Prawie. Wisi ?elazny Feliks, jego zast?pca. Dobra, id? odrobi? lekcje. – zrobi?em. Mamo, czy mog? i?? na spacer po rzece? – Id?, ale pami?taj, szczeniaku: utop si?, nie wracaj do domu. Zabij? ci?… Rozumiesz? – Tak – Izzy krzykn??a i znikn??a za drzwiami… – Uuh, kontrolerka, pochodz?ca z ?otewskiej ko?chozu, potrz?sn??a g?ow?, przepuszczaj?c go?ci. – Nie ma sumienia, oczywiste jest, ?e twarz nie jest rosyjska, a mundur genera?a naci?gni?ty. – A za to jest kara administracyjna… – wyja?ni? sier?ant Golytko, rodowity Lw?w. – A oto m?j paszport z piskiem Harutun Karapetowicz i wr?czy? mu pent?. – rosyjski. Jestem Rosjaninem, m?j! – Tak jak ja – doda? pent – I ja. – wypuk?a oczy, doda? kontroler. – C??, wszystko w porz?dku. – W paszporcie li?ci wymawiano pent, – cho? na sekund? – patrzy? spod czo?a – czy jeste? artyst?? – w wielobarwne oczy, po kt?rych spu?ci? swoje studenckie spojrzenie na uszy, – czy zoofil? Oczy Ottili si? wyklu?y, a on r?a? jak wa?ach, patrz?c na Intsefalopat. Kapral zaczerwieni? si?. – C??, ?ciegu, za pomoc? kt?rego byd?o zajezdni, lub w kulturze domowej? – opiekun wr?czy? paszport Harutunowi. – Jakim jestem artyst?? Nie jestem pe?noetatowym asystentem miejscowej wioski Sokolov Stream w obwodzie leningradzkim. – Och, zm?czeni, wyno? si? st?d. – zaproponowa? oficer dy?urny. – Oto m?j identyfikator. – Kapralu, m?wisz? – sier?ant podrapa? si? po policzku i w?o?y? nasiona do ust. – c??, jeste? wolny, a ten p?jdzie ze mn?. – Co to znaczy «chod? ze mn?»? – pluskwa by?a oburzona. – Czy mog? teraz zadzwoni? do mojego szefa? Nastawi twoje m?zgi… – Dzwonisz, dzwonisz tam, w moim biurze, a na pocz?tku przetestuj? ci? w poszukiwaniu, mo?e jeste? czecze?skim terroryst? lub uciek?e? przed rodzicami. Chod?, chod?my. s?uga zbeszta? go i po prostu wepchn??: kolb? lub luf? Ottilowi powierzono mu karabin szturmowy w pokoju dy?urnym stacja kolejowa. Ancefalopata poszed? za nim, a nawet chcia? podpali? Ottil?, jak wydawa?o si? Klopowi, natychmiast znikn?? za kolumn? i udawa?, ?e nie zna Klopa. – Harutun, zadzwo? do Isolde, pozw?l mu przynie?? dokumenty! – krzykn?? Klop. «I szybciej», doda? sier?ant, «w przeciwnym razie pozostanie z nami na d?ugo». – A kiedy zostanie wydany? zapyta? Harutun. – Jak ustanowi? osob?… – Trzy dni? – u?miechn?? si? starzec. – A mo?e trzy lata. – odpowiedzia? opiekun. – Je?li nie oprze si? w?adzom. – i zatrzasn?? drzwi od wewn?trz. Incefalopata palcami lewej d?oni przytuli? cienk? brod? i miaucz?c pod nosem postanowi? wykona? zadanie, kt?re pasowa?o mu i jego szefowi. Szybko wyszed? ze stacji na ulic? i natychmiast si? zatrzyma?. – Gdzie id?? Zada? sobie Harutun. – Dla Isolde, g?upcze. – odpowiedzia? sarkastycznie wewn?trzny g?os. – Wi?c nie ma pieni?dzy? Do czego p?jd? – A ty, dla ukochanej, kradnij tam, od tego grubego m??czyzny siedz?cego w czarnym jeepie. – Ona, pobije twarz. I nie powinienem, jestem stuleciem? I podczas gdy Harutun konsultowa? si? swoim wewn?trznym g?osem, Klop, podaj?c swoje dane, skromnie zasn??, siedz?c w ma?pce. – Cze??, dobry pierdni?cie! – krzykn?? s?u??cy. Ottila wzdrygn??a si? i otworzy?a wy?upiaste oczy. Wytar? usta i czuj?c rumie? w ustach, pr?bowa? zebra? ?lin? j?zykiem, ale w ustach nie by?o wystarczaj?co wilgoci i poprosi? o toalet?. – Kolego, czy mog? skorzysta? z toalety? «Jest to mo?liwe» – odpowiedzia?y dobrodusznie starsi – «ale je?li si? umyje». – dlaczego – Ottila by?a oburzona, – Jestem aresztantem, ale masz sprz?taczk? w swoim stanie i ona musi umy? pod?og?. – Powinien, ale nie powinien, my? dolnyaka po tak ?mierdz?cych bezdomnych. No wi?c jak? – Nie umyj? sprawy! – Generalnie Pluskwa powiedzia?a kategorycznie. – Wi?c g?wno w twoich spodniach. A je?li co? uderzy o pod?og?, wykurzysz ca?y przedzia?. – Jest to niezgodne z prawem; musisz zapewni? mi toalet? i telefon. – A co jeszcze jestem winien? Ahh? – przyby? sier?ant. Ottila nic nie powiedzia?. I czuj?c, ?e nied?ugo doro?nie, to samo si? zgodzi?. Co wi?cej, nikt nie widzi. – Dobrze, zgadzam si?. – OK sier?ant ucieszy? si? i poprowadzi? Klopa do toalety. – szmata, proszek tam, pod zlewem. A je?li chodzi o technik?, dostaj?. Kryzys, hahaha. – A gdzie jest wiadro i papier toaletowy? – Op?ucz szmatk? w zlewie i wytrzyj ty?ek palcem. – sier?ant si? pomyli?. – Jak to jest? – zaskoczy? Klop. – Jak si? uczysz, w zasadzie mam papier ?cierny, mog? zaoferowa?, a na zwyk?ym papierze mamy du?y stres. Kryzys w kraju. Ponadto jeste?my pracownikami pa?stwowymi. Ottila zakwasi? si? na twarzy i wzi?? proponowany papier i wszed? do toalety. Nast?pi?a g?o?na m?awka, Pent odwr?ci? si? i wyszed? na zewn?trz, zamykaj?c s?upek. Ottila rozlu?ni? si?, spojrza? mi?dzy nogi i zmarszczy? twarz. Nie tylko bola? go smr?d kwa?nych oczu, ale wszystkie spodnie z zewn?trz by?y usiane niewielkim, nieprzyjemnym kolorem, ?mierdz?cym drysnyakiem. Nie by?o mowy o toalecie. Nawet krople biegunki migota?y na ?cianie. Incefalopata sta? przy kolumnie i widz?c sier?anta, kt?ry opu?ci? posterunek, szybko do niego podbieg?. – Witam! apchi – pochlebia?. – Czekasz na wnuka? – zapyta? sarkastycznie Pi?ty. – Jaki wnuk? Apchi, – g?upi Arutun Karapetowicz. – Co tu budujesz dla mnie grymasy? A mo?e jest twoim wsp?lnikiem? Co planujesz, go?cie? – Kto? Apchi – Harutun by? przera?ony. – Co budujesz g?upca? Twoja przyja?? jest poszukiwana federalnie. Jeste? z nim – Ach? apchi – potrz?sn?? policzkami Incefalopat?. – nie W og?le go nie znam. Pierwszy raz widz?. – A wi?c co dla niego gotujesz? D?gnij, wujku. – Nagle sier?ant zaszczeka?. Harutun cofn?? si?. – On wykorzysta? dla ciebie, jak dla ciebie i dla ciebie? – Ach, apchi, znam go, ale to bardzo ?le i tylko dzi?ki jego ?onie. – co? – Pent u?miechn?? si?. – ?pi? z jego ?on?! – potwierdzi? Harutun. Sier?ant u?miechn?? si? szeroko i poszed? strzela? do piwa. – A kiedy zostanie wydany? – powt?rzy?o echo w holu. – Jak toaleta jest w domu i odpowied? nadejdzie. Wi?c przez trzy dni mam prawo go przelecie?. – Czy mog? mu pom?c? – zasugerowa? Harutun do ca?ego lobby. – Umy? toalet?? – Tak, zostanie wydany szybciej. – Nie, nie powinienem. Harutun ze smutkiem spu?ci? g?ow?: Mdaa… dotar? tam i nie ma pieni?dzy, a Klop zosta? opuszczony. – Czy masz pieni?dze? – kto? wyszepta? prosto do ma??owiny usznej. Zadr?a? ca?ym cia?em i odwr?ci? si?. Za nim sta? gruby chor??y w mundurze policyjnym i ?u? twardego burgera. – Nnnet. – dlaczego Om mniam mniam. – I pieni?dze, apchi, – Harutun pomyli? si? i wyci?gaj?c palec wskazuj?cy, szukaj?c uczni?w, wskaza? na drzwi posterunku policji. – A pieni?dze od mojego apchi, szefa kuchni, tam w monkeyclip z Klop. – Co za b??d? Czy to przezwisko? – Nie, jego nazwisko, apchi, zosta? zatrzymany do czasu ustalenia to?samo?ci. – Ach! Om mniam mniam., Wi?c chod?my, we? od niego pieni?dze, jakby dla siebie, i daj mi je. – Ahhh. Ma, apchi, kart?. – Przepraszam – A policjant wycofa? si? w g??b placu. Tydzie? p??niej Pluskwa zosta?a zwolniona z 78. posterunku policji. To by?a pi?ta ga??? z rz?du, zaczynaj?c od policjant?w i wsz?dzie, gdzie my? toalety. Nikt przed nim si? na to nie zgodzi?. I musia? zmy? coroczny brud. Harutun by? zm?czony czekaniem na niego na stacji przez tydzie?, by?o dobre lato. Skontaktowa? si? z miejscowym gopotem i bezdomnymi. Jego ubrania zamieni?y si? w pod?ogow? szmatk?. Jego spuchni?ta twarz z «lodu» – ?rodka czyszcz?cego do kieliszk?w etanolu popijanych przez bezdomnych i tym podobne – zmieni?a kolor na czerwony jak ty?ek szympansa. Jego oczy by?y pe?ne ?ez, nie tylko ?alu, ale tak?e strasznego kaca. Siedzia? w przej?ciu na moskiewsk? stacj? metra. Kapelusz le?a? do g?ry nogami i le?a? na pod?odze. Mo?na by?o zobaczy? w nim dziesi?ciocent?wk?: jedn?, pi?? i dziesi?? monet. Usiad? na kolanach i lekko szlocha?. Fingalsowi nie brakowa?o ?ez. – Harutun? Ottila zawo?a?: «Co si? z tob? dzieje?» – Ach? Apchi, kapral powoli uni?s? oczy. – Wsta?, siedzisz tutaj? – Podszed? pluskwa i podni?s? kapelusz. – Nie dotykaj, apchi. – krzykn?? histerycznie Harutun i z?apa? kapelusz. Jaka? ma?a rzecz wyskoczy?a na marmurow? pod?og? i zadzwoni?a. Dzwonek us?yszeli stoj?cy w pobli?u bezdomni. Wygl?dali przyzwoicie i m?odziej. – Hej, c??, zejd? z ?ajdaka. – krzykn?? jeden z nich – Nie przeszkadzaj mu, aby zarabia? na chleb, schmuck. – przestraszy?em drugiego. – Vali, Vali. – wspiera? trzeci, – ?ywy. – M?wisz mi, m?odzi ludzie? – miejscowy detektyw genera? Klop otworzy? oczy ze zdziwieniem. – Och? Tak, to wcale nie jest dziecko. – Czy to krasnolud? – Tak, i Murzyn. Heh – I zacz?li zbli?a? si? do Pluskwy. «Nab?j» – zaskomla? Harutun, kl?cz?c. – uciekaj, szefie. Op??ni? je. Mimo to ju? mnie pobili i zmusili do ?ebrania. – Nie ssy, wyja?ni? im w Sarakabalatanayaksoyodbski, ?e nie mo?esz obra?a? os?b starszych. Ottila odpowiedzia? pewnie i podwin?? r?kawy. – Och, Zyoma, postanowi? na nas wpa?? – na drania, najzdrowszego z nich i ?ysego. – Szary, przeci?gnij go do wiadra. – wsparty cienki i w tatua?ach, wskazuj?cy na urn?. – M?wi? od razu, uspok?jcie m?odych ludzi, ostrzegam was ostatni raz. – spyta? uprzejmie Klop, patrz?c zdrowo w oczy. Wzi?? go ogromnym p?dzlem za ko?nierz i unosz?c go, podni?s? go do oczu. U?miechn?? si? ehidno i gwa?townie wci?gn?? powietrze. Otworzy? oczy, jakby z zaparciami, i powi?kszy? usta, jakby chcia? w?o?y? ?ar?wk? Iljicza do ust. Goon pu?ci? zaro?la i pochyli? si?, chwyci? krocze obiema r?kami. – Ahhhhh!!!! – utopi? wszystkich wok??. Ottila wyl?dowa? na nogach i kucaj?c zada? drugi cios pi?kom, ale pi??ci?. Uderzy? pi??ci? pi??ci? w minut?, tak szybko, ?e trudno by?o rozr??ni? r?ce, a na koniec uderzy? pi?t? w jab?ko Adama podskokiem. Szyja powoli opad?a do przodu i opad?a czo?om na marmurow? pod?og?, mia?d??c wszystko, co wystawa?o na siebie. Ottila skoczy? na bok, nie trafiaj?c w upadek. Jego ziomki s? rozwiewane przez wiatr. Og?lnie rzecz bior?c, przej?cie zosta?o oczyszczone z wszelkiego rodzaju freeloader?w – pijak?w. Ancefalopata wsta?, opieraj?c si? na ramieniu szefa kuchni. – Dzi?kuj? apchi, patron. My?la?em, apchi, umr? tutaj. – Jak do tego dosz?o? Zamkn?li mnie na tydzie?? I ju? tak zaton??e?. «A on?!» Pomy?la? Harutun, ale nic nie powiedzia?. Ottila ponownie spojrza? na kaprala i westchn??. – Och, kotku Yoshkin, co oni zrobili z twoim kubkiem? – Tak, ok apchi, – Harutun machn?? r?k? i odwr?ci? zniekszta?con? twarz: z?amany nos, dwa palce – pod prawym okiem i trzy – pod lewym, a nie przednim z?bem. Okrutny ?wiat bezdomnych i mi?osiernych w jednej osobie. Starym bardzo trudno jest przetrwa? w tym ?wiecie na dole. – Mdaa… ale nie pyta?e? ich o nos? – Nie, nawet nie przysz?o mu to do g?owy … – Harutun powoli wpl?t? si? za Szefa i jak zwykle prze?u? j?zyk, – cho? przesta?! – wykrzykn?? – tak, s?ysza?em, ?e przy?apano go na miedzi do najbli?szego odbioru, a oni – zgin?li w sklepie z antykami. – Kto to? – Ottila zatrzyma? si?. – C??, z punktu odbioru przekazali do sklepu z antykami. – A w kt?rym? – A w centralnej, za katedr? w Kazaniu. – Chod?my. A potem nagle go sprzedali? Nadal wyszli z Mos. Bana o Newskim Prospekcie. Dvizhuha. Ottila podszed? do ciotki stoj?cej na chodniku i zapyta?: – I gdzie kurwa. Katedra w Kazaniu? – Nie? – To znaczy: znajduje si?. – Nie jeste? Rosjaninem? go?? czy pracownik-go??? – Nie. Jestem komisarzem. – Rozumiem. Id? wzd?u? Newskiego w kierunku Placu Pa?acowego, a po lewej stronie zobaczysz katedr?. – dzi?kuj? Zdrowie dla ciebie i twoich dzieci … – Przed pluskw? podzi?kowa?a i posz?a z Incefalopat? chodnikiem. Sprawa zosta?a zako?czona pomy?lnie. Pomnik zosta? zwr?cony na swoje miejsce i obj?ty nadzorem alarmowym i wideo. Pluskwa i Incephalopath otrzymali od Marshalla wdzi?czno?? w postaci nagrody i gotowo?ci do oczekiwania na nowy biznes. Pluskwa siedzia?a w swoim biurze i rozmawiaj?c z Incefalapat, z ?on? i dzie?mi, opowiada?a o przygodach, pomijaj?c szczeg??y upokorze?, kt?re mia?y miejsce podczas dochodzenia. Oczywi?cie, smutne rzeczy zosta?y pomini?te i zast?pione heroicznymi fikcyjnymi aktami… Kr?tko m?wi?c, ?miali si? z hukiem… SPRAWA ą2 OBIEKT KRWI APULAZ 1 Min??o pi?? lat nudnego kolektywnego ?ycia na farmie, a Ottila zacz?? upija? si? Intsefalapatomem, a dok?adniej, celowo przylutowa? Klopa, aby przej?? w posiadanie swoj? ?on?. I b??d w umy?le, to pasowa?o. Tak, a Marshall nie zadzwoni?. – Tak, zadzwoni? do siebie. – rzuci? gwo?dziem w lew? r?k? i m?otkiem w kowad?o, w kt?rym gwo?dzie s? wypoziomowane, praw? r?k? do drugiego u?ytku. By? zszokowany dzwonkiem «dzwonka» i zaskoczy?… – A je?li mnie wy?le? – Ottila obejrza? sw?j domowy dziedziniec, gdzie przed nim: brama przed nim, k?piel po prawej stronie, a pies str??uj?cy na dziedzi?cu patrzy? t?po na w?a?ciciela z dziury przymocowanej do szopy. – Polkan! Ottila zawo?a?. Pies zamkn?? oczy. – Kel – pies szarpn?? go za ucho – Jyat, jyat! – Pies zamkn?? oczy ?ap?, – Kel Manda, Katyam James! – Pies wszed? do kabiny. – Tutaj suka! – Po rosyjsku Klop by? zdenerwowany. By? zdenerwowany, ale nie obra?ony. W ko?cu kobiety s? obra?one, a m??czy?ni zdenerwowani, pomy?la? on i jego ojciec. By? jednak zdenerwowany i wzi?? kamie? z ogrodzenia klombu. – Polkan. – bum, zaj?? drugie miejsce i rzuci? si? pierwszy – Palkan!! – bum, bum, – Polkan!!! – bum, bum, bum, – Wyno? drania!!!! – bum, bum, bum, bum, bum itp., a? kamienie w granicy kwiat?w si? sko?cz?. – Aaaaaaaaaaaa!!!!!!!!! – pies rykn?? z b?lu i zaskomla?. Nawet s?siedzi s?yszeli ko?ci policzkowe. Ottila siedzia?a zadowolona i wydycha?a tlen z p?uc. Ponadto przegl?d widzia? go za p?otem, a po lewej – wej?cie do cz??ci mieszkalnej chaty. – Ottila, przyszli do ciebie! – krzykn?? z progu Isolde. B??d odwr?ci? si?. ?ona sta?a na baczno?? w drzwiach wej?ciowych. Spod sp?dnicy nagle pojawi?a si? urocza twarz Izi. Mia? ju? siedemna?cie lat. I u?miechn??a si? s?odko bia?ymi oczami. – co tam robisz – zapyta? przyt?oczony ojciec – biologiczny ojczym. – C??, wyjd? spod sp?dnicy! – Klepn??a si? w g?ow? i wepchn??a g?ow? w siebie. Baska znikn??a. – Zadzwo? do nich tutaj. Ottila odpowiedzia? i bior?c gw??d? w lew? r?k?, zacz?? prostowa? j? m?otkiem. Z daleka w chacie rozleg?o si? dziwne, nudne ?omot. Wkr?tce pojawi? si? Incefalopata, ci?gn?c przest?pc? za kark. Wyci?gn?? go na werand? i rzuci? na ?rodek domowego podw?rza. Przest?pca przetoczy? si? jak pi?ka do ?rodka. – Kto to jest? – zapyta? zabity przez s?o?ce Ottila. – Tutaj, tu kaseta. Oooch! Z?apany, apchi, na gor?cym uczynku. Oooch Oooch – Co on zrobi?? – niech?tnie zapyta? komisariat. – On, on, apchi, w wysypisku konopnym pociera?, apchi, rozumiem. – Jak to? – Bug podni?s? oczy na faceta i mechanicznie uderzy? kciuk m?otkiem. – Ach, kurwa! – On k?amie. – Zatrzymany Idot skomla? imi? Kolomiyytso, syn Pankrata, atamana lokalnych kozak?w i ochrony przyrody. – Ty, Idot, nie buzu, pole zosta?o zaorane. Pokutowa?, po prostu uderzy?. Klop zaszczeka?. – Tak, nie pocieram! – szlocha? Idot. – «Kopni?cie od mojego taty b?dzie». – polecia? w my?lach. – C??, nazwiemy ojca? Apchi, – zapyta? bez tchu Intsefalopatia. – Czy wyci?gn??e? go z s?siedniego obszaru? Pluskwa spyta?a i waln??a m?otkiem, wyr?wnuj?c gw??d?. «Nie apchi», spocony Arutun Karapetowicz machn?? g?ow?. – jest tutaj, na wysypisku ?mieci. – C??, wi?c co zamierzamy zrobi?? Ach, Idot? – Owad zacisn?? z?by i ponownie wbi? m?otek w ten sam palec. -… Wsta?!!! Kiedy rozmawiam z tob? Nie buduj z siebie robaka, owada, co robisz wed?ug swoich plan?w? – Nie. – Idot przesta? p?aka?, ale wci?? si? ba?. – Co tam robi?e?? – zapyta? sarkastycznie Ottila, ci?gn?c powieki przez oczodo?y i zw??aj?c je, jak to zrobi? Chi?czyk. – Szarpiesz si?? – wyci?gn?? u?miech Klop. – Odpowiedz! – przez natychmiast zn?w zawo?a? Ottila. – My?l?, ?e… cholera. – Idot przyzna? si? i spojrza? na Arutuna, czekaj?c na nakaz egzekucji. A ten – pokiwa? g?ow?. – By?em za kark, wi?c przetar?em spodnie, nie mia?em czasu, ?eby wytrze? ty?ek, wi?c uderzy?em sza?as w spodnie i potar?em ?aby. Teraz p?onie. Ottila prze?kn?? ?lin?. – Co mu przynios?e?? Nadal jest g?wno z kilometra od niego. – Wi?c on, apchi, oszcz?dzam, pocieraj?c …!? – odpowiedzia? Intsephalopath. – Sp?jrz na d?onie, apchi, s? one posmarowane haszem.. i cholera. – doda? Idot. – Nie wzi??em ze sob? papieru i wytar?em ty?ek d?o?mi. – Kt?ra r?ka? – zapyta? sarkastycznie Klop. – Oba. – Dziecko w wieku oko?o pi?tnastu lat, kud?aty w stylu punk lub schmuck, zbada?o d?onie i wybra?o bardziej brudne. – tego. – Daj spok?j, Harutun, pow?chaj to. – zapyta? Ottila. – co? apchi. – zapyta? kapral. – W?chaj r?k? i wyci?gnij sanitarno-epidemiologiczny wniosek dotycz?cy sk?adu substancji na?o?onej na sk?r?. Masz to? Incefalopata machn?? g?ow?, niech?tnie podszed? do dzieciaka i delikatnie po?o?y? r?k? na nosie. W?cha?em opary, kt?re wyparowa?y z d?oni i potrz?sn??em czubkiem nosa, potem grzbietem nosa, a nast?pnie bezw?adnie fala przesz?a na szyje, czo?o i usta, i by?o jasne, jak to wszystko po?kn??. Kapelusz i palce d?oni Idota zacisn??y si? gwa?townie, ?ciskaj?c bardzo d?ugi nos Arutuna i przyci?gaj?c go do siebie. Harutun chwyci? pi??? obiema r?kami, zmarszczy? twarz i pr?bowa? oderwa? j? od nosa, ale dzieciak wcze?niej rozlu?ni? palce i nagle je zdj??. Incefalopata wskaza? g?ow? na ty?ek i prawie upad? na ty?ek. Wyzdrowia? i uderzy? Idota. Ten, kt?ry otrzyma? co? wi?cej ni? jeden raz, unika? i Harutun, nie trafiwszy, a nast?pnie bezw?adno?? r?ki, wpad? do klombu. – C??, ?mierdzi? – zapyta? Klop i poda? swoj? ma?? r?k? koledze, ?eby m?g? wsta?. – Mdaa, apchi. – Arutun wsta?, odrzucaj?c oferty Klopa. – Co to jest «Mdaa»? – Nie zrozumia?em, Apchi, – j?kaj?c si? i trzymaj?c za nos, Harutun przeszed?. – Sprawdzi?e? jego dokumenty? – Tak, to go??, apchi, z Kazachstanu, gdzie jest chuyka. – Co za zapach? – C??, apchi, dolina Czuiska, ro?nie tam konopie. – A co tu przysz?o? – zapyta?a Idota Klop. – A co tu przyszed?e?? – odpowiedzia? Idot. – Czy jeste? chartem? Urodzi?em si? tutaj. – Nie wygl?da na to, ?eby tu przyszed?? – Wskaza? palcem na Intsefalopat? Patzana. – A na czole? apchi. – potrz?sn?? nosem i chlapn?? s?oniami w rasy kaukaskiej Harutun. – zapyta?em, co tu przysz?o? – Rodaki si? poruszy?. Ja te? tam nie chorowa?em. – znudzony nastolatek. – A czego nie mo?esz zapomnie? o Anashie? P?dzisz? – Nie rozumiem o co ci chodzi? M?wi?, g?wno i wytar?em mu ty?ek d?oni?… – A czym jeste? taki wulgarny? Nie Kents, to samo z tob?, a termin… Dziesi?? ?wieci.. Che nie ?mieje si?? – Przynajmniej apchi. – doda? Harutun. – Plus – op?r wobec w?adz. Dzieciak si? zarumieni?. – A czego w Kazachstanie nie postawili na Anash?? – Ottila zmieni?a ton. – C??, w?a?ciwie to sadz?, – Idot potar? nos. – ale pracowa?em legalnie. – Co jest legalne? apchi. – zaskoczy? Harutun. – Konopie zebrane? Ay! – Ottila ponownie uderzy? m?otkiem w ten sam palec. – Jak to jest? Co? ty, apchi, doprowadzasz do bzdur, schmuck. – Uderzenie Arutuna. – Gdzie go z?apa?e?? – b??d Klop. – daleko st?d? – Nie, przez dom, w koszu. Apchi, a co najwa?niejsze, ro?nie tam r?wnomiernie, jak w ogrodzie.. Zasadzi?e?, apchi, pies? – Poczekaj, Harutun,.. chod? tu syudy? – rozkaza? Klop. Idot niech?tnie si? zbli?y?. – Usi?d?. Ottila wskaza? na pobliskie wiadro i odwr?ci? je, ale nie by?o dna. Idot usiad?. – Wyci?gnij do mnie r?ce, d?onie w d??… Tutaj. Harutun, przynie? gazet?. – Sk?d? apchi. – Zapytaj swoj? ?on?.. – Pisyunya, daj mi gazet?! apchi. – Kto? Pisyunya? – Apchi, apchi, apchi … – Harutun zmieni? kolor na czerwony Idot zachichota?. – Z czego si? ?miejesz? – Ottila odwr?ci? si? do werandy. «Izolda, przynie? papier tutaj!» – We? to sam! Nie macocha dorasta?a! Izolda warkn??a. – Id? po to. – cicho wys?a? kapral Klop. Harutun przyni?s? gazet? w p?? godziny, Ottila zd??y?a wyr?wna? sto gwo?dzi. – Co kurwa poszed?e? na ?mier?? Chod? tutaj. Ottila wzi?? gazet? i roz?o?y? j? na kowadle. – Trzy. – zam?wi? b??d – Cztery. – odpowiedzia? oszo?omiony Idot. – Co, cztery? – C??, trzy – cztery – pi??… ?artujesz sobie ze mnie? plu? w swoje r?ce i trzy, trzy do dziur. Usu? ca?e swoje g?wno z r?k. – dlaczego – Czy chcesz to zademonstrowa? w rejonowym laboratorium policji? – Nie. – Potem trzy tutaj i szybko. Dzieciak szybko przetar? pi?k? groszkiem i poda? j? Klopowi. – W? ?a?! – zaskoczy? Klop. – Natychmiast poczu?am apchi, r?k? profesjonalisty. Groszek Ottila owini?ty z?otem z papierosa pod kawa?kiem papieru. I podpal zapalniczk?. Papier spali? i osuszy? groszek. Ottila roz?o?y? i uderzy? m?otkiem groszek. Poluzowany tytoniem wypatroszonym z papierosa i zdobytym. Zamkni?te i zako?czone na ko?cu. Umie?ci?em skr?cony kawa?ek kartonu spod pude?ka zapa?ek w miejscu filtra. I j?zykiem zwil?y? papierosa i zapali? go. O?cie?nica zatrz?s?a si?, a cofni?cie bezpo?rednio wessa?o si? do p?uc posterunku i przypomnia? sobie Afryk?. Jego otwarte przestrzenie i d?ungla. Ta?cz? pod nim, a papuascas ?mierdz? mi z ust. Olivier z m?zg?w czarnego m??czyzny z s?siedniego plemienia, kt?ry przyby? po s?l. Pierwszy seks z hipopotamem i nie tylko. W ko?cu, wydymaj?c si? jak ba?ka, wstrzyma? oddech, stopniowo wypuszczaj?c skrzyd?owy dym ginu w porywach. Jego krew by?a wzbogacona weso?ym tlenem i czu? si?, jakby lecia? w zerowej grawitacji. Wszystko wok?? by?o jasne i gwarne. Nast?pi?o dzieci?stwo Ottili i wszystko wok?? zacz??o si? podoba?. Pies wyszed? z budki i, widz?c g?upie spojrzenie w?a?ciciela, ta?czy? i macha? ogonem. – Nic si? nie sra?o! – Nie wypowiedzia? g?osu i wr?czy? papieros Intsefalopacie. – na Harutun, poczekaj. Jako ekspert znajd? r??nic? mi?dzy g?wnem a g?wnem. – I nigdy tego nie pali?em. Apczi. Nie wiem jak. – Jak papieros, po prostu nie wypuszczaj dymu. M?wi?: nie wk?adaj go ca?kowicie do ust, pozostaw szczelin? do dostarczania powietrza do p?uc i wci?gnij, wci?gnij i nie wypu??. Wci?gnij i poczuj to w sobie. Harutun powoli podszed? i podni?s? o?cie?nic?. Pali?, jak nakaza? szef. Po chwili zmieni? si? w warzywo i ot?pia? jak indyk. – Daj dziecku. – Ottila zapomnia? i zam?wi? Harutun. – Niech ?art przed wi?zieniem … – po p?? godzinie Ottila kontynuowa?a – Arutun, wszyscy. Co bierzesz – Ach? Daj … – starzec pomacha? i opami?ta? si?. Wyci?gn?? r?k? z papierosem. Idot wzi?? o?cie?, dmuchn?? i poda? go po dzielnicy. Rozpocz?? drug? rund? i wkr?tce Incefalopata zako?czy? pi?ty. – C??, co? – pu?? pluskw?. – palisz? Co ty palisz, dzieciaku? – Belomor. – Dosta?em paczk? Idota i zabra?em ka?dego papierosa i siebie. Odby?o si?. Brali i palili. – C??, powiedz mi, jak legalnie kosi?e? konopie? – zacz?? Pluskwa. – Hej, mo?esz mi powiedzie? na pocz?tku, jak legalnie j? zasadzi?e?? – doda? Harutun. – Hej. – przypi?ty Idot. – na ci?gniku. – Co prze?ladujesz, salaga? – szala? Harutun. – Na ci?gniku zarysowuje si?. Usi?d?, draniu! Na ca?e ?ycie!!! – Tak, usi?d?, ty, inaczej staniesz jak hak. Tam usi?d? na ganku. – zasugerowa? kapral Bed Bug. Kr?tko m?wi?c, ?art by? w praktyce. – pocz?tek Idot. – A kogo studiowa?e?? zapyta? Klop. – Tak, dla genera?a kierowcy ci?gnika. C??, wys?ali do plan?w, konopie do czyszczenia lin. Plandeka na tw?j UAZ z lin konopnych jest szyta. – Oto jak? – zaskoczy?a Ottila. – i co? – C??, umie?cili mnie na maszynie do zbioru konopi. – A co to jest? zapyta? Klop. – Tak – Potwierdzony Incephalopath. – A sk?d wiesz? – zaskoczy? Klop. «Jestem w m?odo?ci, Apchi», zacz?? Harutun, ale Idot kontynuowa?: – … by? uzale?niony od narkotyk?w. – Zamknij si?, szczeniaku! – Harutun by? podekscytowany. – grasz, apchi, d?ugo siadasz. – Uspok?j si?, Harutun. – u?miechn?? si? Klop. – kontynuuj. – C??, w m?odo?ci mieszka?em i studiowa?em na Kaukazie w Sharaga i mieli?my przedmiot – nazywano go maszyneri? rolnicz?. Przeszli?my przez maszyn? do zbioru konopi. Ona, upchi, przylega do Bia?orusi lub MTZ-40. Voot, apchi. – A co dalej? – zwr?ci? si? do dzieciaka. – C??, id? na g?r? … – kontynuowa? Idot. – Jak to jest? zapyta? Klop. «Tak, jak kombajny, apchi, jeden po drugim», wyja?ni? Intsephalopath. – tylko my mamy oddzia?, a apchi, oni maj? drabin?. – Rozumiem. Co dalej? – C??, id?. – pocz?tek Idot. – Natychmiast si? upi?em. – doda? Klop. – Co, apchi, konopie to morze. – przypi?? Harutun. – Nie, szefie, UAZ zabra? nas do ci?gnika z okr?gowym funkcjonariuszem policji i piel?gniark?. Uderzenie ranet? mo?na by?o przeprowadzi?, ale nie wi?cej. Lekarz ci?gle naciska. Ci?gnik nie ma okien, ciep?a, tylko dach i wiatr, zar?wno z pieca, jak i szumu. Przez cztery godziny zmiana oddycha tak, ?e palenie nie jest konieczne. W ko?cu jeste? w tym sam. Tutaj I po polach wzd?u? drogi mi?dzy niklami, w jeepie, Kazachowie ?api? ci?gnik i podje?d?aj?, krzycz?c: «Otw?rz b?ben. Tak.», Ale je?li go nie otworzysz, zabij?. Wi?c s?uchasz. Oczyszczacie ostrza b?bna z kurzu, a py? jest haszem Galimovy. W tym celu wrzucaj? dolc?w do taks?wki i wyrzucaj?. Ci??ar do pi?ciu kilogram?w, policz, pent! Mecz przez trzy godziny obejmuje pi??. To jest temat. – A tak ma?o i trzy? – zapyta? syn Izya, kt?ry cicho pods?ucha?. – spr?bowa?. – C??, wskoczy? do domu, palancie. Nie widzisz, ?e przes?uchuj?? – Niech s?ucha, to jest legalne i pouczaj?ce – matka, kt?ra r?wnie? rozgrza?a ucho, przerwa?a. – co dalej? – Kr?tko m?wi?c, id?, brz?czenie leci i przykry?o mnie, ale nie pociera?em go, po prostu w?cha?em powietrze. I wygl?dam, partner jedzie z przodu, a on wyskoczy z ci?gnika i pobiegnie na bok, a ci?gnik nadal jedzie. Patrz? w lustro, w kt?rym policjant UAZ i lekarz podchodz? do zmiany. Nie jestem na miejscu. A od UAZ pent wybieg? za uciekaj?cym pomocnikiem, aby go dogoni?. – A dlaczego on tak prowadzi?, wyrzuty? – b??d Klop. – W?dzone, kretynie, przed koszeniem. I szum wiatru, og?lnie rzecz bior?c, zniszczy? wie?? biednego cz?owieka i wydawa?o mu si?, ?e kosi muchy na plany planowanych, twoim zdaniem, kurier?w narkotykowych. A potem, wed?ug rodzaju, pentes p?on??y. C??, jest winien. – Cze?? hah hu huh huh. – Klop zachichota?, a Harutun unosi? si? gdzie? na Kaukazie … – i co, z?apa?e?? – Tak, za godzin?. I ci?gnik polecia? do kana?u. – Zabawa, apchi, tam. – Arutun wci?gn?? smark. – Tak, fajnie. – obs?ugiwane Idot. – No poszed?em? – Hehehehehe … – Pluskwa powoli przesta?a si? ?mia?. – Id?, a jutro w po?udnie przyjdziesz. Nadal b?dziesz go pociera?, a potem zn?w ci? z?apiemy, zabierzemy ci? i na pewno posadzimy. – Po co? – Idot by? zaskoczony i szlocha?. – Harutun, otrzymaj jego abonament o nie wyje?d?aniu. – Bug wsta? i wygi?? plecy w ?uk. – A mo?e si? zgodzimy? – zasugerowa? Idot, kt?ry natychmiast przesta? p?aka?. – Jutro przyjedziesz ze ?wini?, zobaczymy. Wszystkie wychodz? oba. Jestem zm?czona Dzie? pracy si? sko?czy?. – Daj spok?j, apchi, idioto. – zasugerowa? Harutun i poszed? do wyj?cia. – Idot. – poszed? za cielesnym ch?opcem. – … A ze ?wini? przyniesiesz mi barana. Masz to? -Arutun zatrzyma? si? i omin?? Idota z przodu. Kiedy Idot wyszed? na prowadzenie, Harutun kopn?? go w ty?ek i pchn?? w plecy, ?miej?c si? g?o?no… Wkr?tce wyszli i Ottila posz?a do domu na obiad… APULAZ 2 Ottila otworzy? zmru?one oczy i w niewyt?umaczalny spos?b zbada? kuchni?. By? wyrzutek i strasznie chcia? je??, ale st?? by? pusty. – Co to by?o? pomy?la?. – Jest obj?ty! Roztopi?em ?zy z krzes?a i chcia?em tylko zacz?? zbiera? jedzenie na stole, gdy pilnowa? go cichy i b?ogi j?k dochodz?cy z sypialni mieszkalnej cz??ci chaty. – Sarah? – zamigota? w g?owie. – Ale ona …?! Sarah by?a pierwsz? c?rk? Ottili i Isolde, ale mia?a wrodzon? wad?, to znaczy od urodzenia by?a g?ucha w obu uszach, ?lepa w obu oczach i g?upia, innymi s?owy, ?lepo g?upia i dlatego nie musia?a by? wcze?niej reprezentowana. Ale teraz nadszed? czas, zw?aszcza ?e nale?a? do niej j?ki dochodz?ce z g??bi chaty. Nawiasem m?wi?c, B?g przyzna? jej pi?kn? figur? i ?adn? twarz. Ale wstydzi? si? jeszcze jednej wiadomo?ci nadanej przez lekarza z Petersburga, dzie? po badaniu, kiedy Sarah zachorowa?a i jej ojciec powa?nie o niej my?la?. – Ona, panie, jest w ci??y, a to sprawia, ?e jest chora. – doktor szybko zako?czy?. – A kto jest ojcem? W ko?cu nikt do niej nie przychodzi?! – zaskoczy? Klop. – Opr?cz gospodarstw domowych. – Nieznany Testy DNA mo?na wykona?, ale ta interwencja mo?e zak??ca? rozw?j dziecka. Kiedy si? urodzisz, zobaczysz: ojciec to Murzyn lub Chi?czyk. – odpowiedzia? lekarz i szybko odszed?. Izzy posz?a za nim. – Doktorze, dzi?kuj?, ?e mnie nie podda?e?. – Po pierwsze, dzi?kuj?, ?e nie zdob?dziesz… – Och, przepraszam, doktorze. – Izya wyj??a z kieszeni ksi??eczk? czekow?, zerwa?a czek z podanym wcze?niej numerem i poda?a go lekarzowi. – Ale wiedz, ?e lekarz wyci?gn?? r?k? do czeku. – mieszanie krwi, to niebezpieczna rzecz. W osiemdziesi?ciu dziewi?ciu przypadkach p??d mo?e wygl?da? bardzo ?le. – Jak to jest? – Mo?e si? urodzi? dziwak. – Kto??? – Zaszczeka? po drugiej stronie pluskwy i wybieg? na rozm?wc?w. Co tam by?o Okazuje si?, ?e Izya i Sarah sta?y si? jednocze?nie doros?ymi. Ale ?ycie jest ?yciem. Ottila pogodzi? si? z tym nast?pnego dnia, poniewa? on sam jest synem kanibala. Co z tego …Nagle rozleg? si? trzask drzwi do gabinetu i Ottila wzdrygn??a si?. – Znowu nie zamykaj drzwi do podpory. – W?ciek?a pluskwa. W tej po?owie koszar odg?osy Arutuna, kt?ry si?? ci?gn?? kogo?, by?y do rozwi?zania. – Harutun zn?w kogo? ci?gnie. – mrukn?? Klop do siebie i zerkn?? na zegarek. – Och, jo-majonez! Ju? trzy noce? Harutun pojawi? si? w drzwiach kuchni i wykrzykn??: – W! Z?apa?em to! – i rzuci? w ?rodek starca, kt?ry sp?dzi? trzydzie?ci osiem lat w strefach. By?o to widoczne na podstawie tatua?y na ca?ym ciele. Jego tatua?e rozgrzewa?y si? jak koszula, wi?c chodzi? tylko w majtkach, a nawet zim?. Starzec zamar? w oczekiwaniu na rytm. – co to jest zapyta? Klop. – Wooh, apchi, ten shnir ten sam konop wciera? do kosza, a nawet podpisywa? babci? Key. – Arutun opar? ?okcie na o?cie?nicy. – Tak? – zaskoczy? Klop. – I co ona te? ociera si?? – Tak, nawet jak, ona rzuci?a takie uderzenie, i wyci?gn??a z kieszeni kul? bilardow?. – Czy to wszystko hash? – Wyci?gn?? r?k? i wzi?? pi?k?. Obr?ci? go w twarz, pow?cha? i rzuci?. – Pi?tna?cie lat potrwa. Konfiskata Co powiesz dziadku? – On k?amie. – stary kucn?? na pod?odze. – to nie moja sprawa. – A czyje? apchi. – Pozdrawiam, to on.. i zale?y od nas, a Claudia i ja w?a?nie pieprzyli?my si? w krzakach. Og?lnie to g?wno z konia. – co? – p?k? Intsephalopath. – Ciekawe, co ko? zrobi? na wysypisku ?mieci, oskubanej trawie, kt?ra tam nie ro?nie? A mo?e sprz?t? A konopie jad?y, ?ycie parowa?o, w?a?ciciel – schmuck, wi?c postanowi? zapomnie?. A potem to niecierpliwe. – Nie, pami?tam. Przechodzi? jaki? pasterz. Podni?s? torb? lub potar? j? i wyszed?. A co Jest popularny, bez zabezpiecze?, ale nie ma pieni?dzy na machni?cia. A wi?c chc? zapomnie?. Wi?c pasterz wjecha?. – Kurwa, m?wisz? – Bug wspi?? si? na krzes?o. – Nie jest trudno rano sprawdzi? si? w klinice. «Kogo s?uchasz, szefie, apchi», u?miechn?? si? Harutun. – To by?o tak: babcia Klava jest naga, ca?a posmarowana wazelin?, bo nie mog?a rozmaza? jej plec?w? Biega?em wok?? ?mieci, gubi?c si? w krzakach konopi. – Biegasz? – u?miechn?? si? stary cz?owiek. – Na pocz?tku jej pokaza?e?, ale ?mierdzisz, a ona wci?? jest kobiet?, cho? stara. A w krzakach nie pieprzysz si?, a szorujesz b?ogi kurz, kt?ry utkn?? no?em z jej cia?a, wbijaj?c go w kulk?. I wrzuci?e? tam n??, a rano go znajdziemy i twoje odciski palc?w na nim, a tak?e na ??d?o no?a – rozci?cie, to znaczy narkotyk. Starzec le?a? w milczeniu i wygl?da? na zaskoczonego. W ko?cu wszystko by?o jak sugerowa?a wersja Harutun?! – A jak ona jeszcze nie nak?u?a nogi, stary g?upiec. W ko?cu ca?e to g?wno na wsi pochodzi z czas?w zajezdni s?w. – Vo powiedzia?! – Pluskwa sta?a si? dumna ze swoich podw?adnych. – i sk?d to obliczy?e?, kolego? – Widzia?, ?e chcia? zdj?? kom?rk?, ale bateria jest wyczerpana. – Przepraszam – westchn?? Klop. – Co dok?adnie? Apczi. zapyta? Klop. – Szkoda, ?e bateria jest wyczerpana. – Wyrzuci?em ?zy z krzes?a i obszed?em pok?j. – Nie musz? rusza? m?zgami. – Tak, wszystkie te bzdury, szefie. G?wno jest zaprz??one w konie, a je?li nie, nie jestem przy?apany na gor?cym uczynku i wszystko tutaj jest po prostu podsumowaniem kwartalnego raportu o nagrod?. – zako?czy? staruszek i zacz?? wstawa?. – Usi?d?, apchi, draniu! – odepchn?? staruszka Harutuna. – co powinni?my zrobi?, Patronie? – To jest nadu?ycie w?adzy! – starzec by? oburzony. – A ty milczysz! Ottila szczekn??. – Badanie poka?e. Jeste? winny, a je?li chcesz uda? si? do strefy, b?dziesz siedzia? do rana, kiedy przyb?dzie laboratorium eksperckie. Albo przydzielam ci sto godzin pracy w domu. forteca na dziedzi?cu. – To gdzie? – zapyta? starzec w kr?tkich spodenkach le??cy na pod?odze w kuchni. – Wsta? i otrz??nij si?, zatrzymany. Harutun wyja?ni wszystko po drodze. Tak, Harutun, prawie zapomnia?em: we? od niego szczere wyznanie na wypadek, gdyby? nie pojawi? si? w pracy, znajd? n??, po prostu nie dotykaj go r?kami, zawi? w torb?. A ty, stary, je?li b?dziesz chwalebnie ?wiczy?, b?dziesz kosztowa? tylko jeden cent dzika. – Jeszcze? – starzec by? oburzony. – Gdzie to dostan?? – Zamknij si?, apchi, kiedy szef wyda werdykt. Nawiasem m?wi?c, mo?esz to wyci??. Id? jutro o sz?stej rozpocznie si? wydobycie. Tak, zabierz ze sob? szczoteczk? do z?b?w, a znajd? ci misk?. Sp?jrz, z kolei zjesz z psem. Je?li Polkan pozwala. B?dziesz spa? w ?a?ni. – A czy ostatnie s?owo mo?e by?? zapyta? dziadek. – ?mia?o! – A kto b?dzie dowodzi?? – Tylko ja. Dalej I nie zapomnij o dziku… Ancefalopata poprowadzi? starca do wyj?cia z twierdzy i szybko podszed? do Szefa. – Co zrobimy? apchi! – co? Czy jeste? wsp??pracownikiem, narkomanem? – Nie, kim jeste? Ale pomy?la?em, ?e apchi, konieczne jest przeprowadzenie badania? I natychmiast.. A potem … – Harutun zawaha? si?. – A co potem? Kwa?ny – badaj?c uderzenie ze wszystkich stron zapyta? Ottil. – Nie. Ale wiedza specjalistyczna. W ko?cu wyrok ju? zosta? wydany?! – Przez kogo? S?dzia? – Nie, apchi, przez ciebie, ale masz prawo do wyroku przedprocesowego w sprawie szczeg?lnie drobnych przest?pstw, szczeg?lnie przed snem tylko… – No c??, daj spok?j, ale tylko ze wzgl?du na praktyczny wniosek. Bili papierosa i usiedli, aby zapali?. Zbli?a? si? ranek, a oni siedzieli przy stole i rozmawiali jak Holmes i Watson, tym bardziej, ?e Holmes pali? opium, co nie powstrzyma?o go przed wyci?ganiem dedukcyjnych wniosk?w. Ale Watson pi? tylko whisky, wi?ni?, o po?ow? kr?tszy, jak Lestrade, i z tego powodu byli g?upi i mieli racj? poni?ej Sherlocka. Alkohol przyt?pia umys?, wi?c rz?d ?wiata pozwala, pije alkohol i zabrania kie?kowania na Ziemi. Ale g?upiec wcale nie musi nic je??. Jest tak, poniewa? jest g?upcem i nie zna ?adnej miary. Ale oboje byli odmienni i tak rozumowali. – Kampania tutaj w wiosce, kto? posadzi? konopie Chuy i zniszczy? wiosk?. – zacz?? Pluskwa. – Ale kto? apchi, idot czy starzec? – kontynuowa? Harutun. – A mo?e trzecia strona? I mog? to by? tylko ?wiadkowie tego, co si? sta?o, i postanowili i?? naprz?d, pr?buj?c. – Ropucha, apchi. – Co, ropucha? – Imi? starca, apchi, – Ropucha. – Ropucha? Heh Niech b?dzie ropucha… Bia?a ropucha na cze?? bia?ego ?ab?dzia. – co? apchi. – Nie, nic. C??, id??!.. Ale nie. Poczekaj… Chod?, zjedz to razem?! Harutun otworzy? oczy i nieco zaskoczony wyrzuci? j?zyk. – NIE przeciw? – zapyta?, mru??c oczy z?o?liwie na Ottila. – nie jad?e? ca?y dzie? i noc zgodnie z planami kierowanych przez uzale?nionych? – Tak, dok?adnie, apchi. – klaszcz?c w d?onie, Harutun podbieg? nagle i usiad? na innym krze?le. – Co usiad?o? – pojecha? Ottila. – Co, co.. ja i czym jestem? – Kapral si? zarumieni? i zarumieni?. – Id?, we? to: jest zupa, s? ?y?ki, talerze, lod?wka, – Klop zacz?? wskazywa? r?kami, reprezentuj?c kuchni?. -… jest kucharz. C??, wiesz… Powa?na sprawa si? rozwin??a. – co? O Anashie? – dusz?ca zupa przez zup?, westchn?? Harutun. – Po prostu nie kichaj. Ssij i nie psuj apetytu. Harutun pod??y? za rad? szefa kuchni i wci?gn?? j? w siebie. – Konieczne jest ustanowienie nadzoru nad niklem i z?apanie wszystkich narkoman?w. – Po prostu apchi, sp?dzimy dzie? pracy w spo?eczno?ci w wiosce. – Dok?adnie! A marsza?ek pokryje wszystkie nasze wydatki. I opisa? i zniszczy? wszystkie narkotyki… – A potem zniszczymy ten nikiel. – Czy to jest legalne? Apczi – co? – C??, o dziku apchi. – Obra?asz si?, wszystko to zostanie uwzgl?dnione w raporcie jako bonus dla oficjalnego psa Polkana za schwytanie Idota i Ropucha. – Ale to ja, apchi, z?apa?em ich? – Ty, ale wci?? jeste? mi winien, pami?tasz? – Tak, apchi, zapami?ta?em… Niech b?dzie Polkan. – … I wy?lemy raport przez Internet do Marshalla. – Czy widzia?e? kiedy? marsza?ka, apchi. – Arutun zwolni? ?y?k?. – Nie. Chocia? kiedy? pracowa?em jako jego przyboczny. – Wi?c kto podpisa? dokumenty? – Arutun si?gn?? po ?ledzie, a r?kaw dotkn?? t?ustej warstwy barszczu. W jego drzwiach jest okno, jak w kasie: s? tajne dokumenty i ?arcie, do kt?rych, m?wi? ci sekret, pluj? wi?cej ni? raz. – A on nie wiedzia?? apchi. – Gdyby nie rozpozna?, nie by?oby mnie tutaj. – Nie rozumiem, mieszka?e? tam jak ser w ma?le, dlaczego musia?e? plu?? – W tym kraju plucie jest zniewag?, aw mojej ojczy?nie jest to znak powitania i mi?o?ci, jak poca?unek. W ko?cu, kiedy si? ca?ujesz, ssasz ?linienie partnera. A to poca?unek w oddali… Nikt nie widzia? jego twarzy. No c??, zjedz i id? ogl?da? bilon. – A ty? apchi. – I zamierzam pomy?le?. Je?li co?!.. – Klop ziewn??. Jestem pod Zhink?. – W sypialni? – W toalecie, taran, oczywi?cie. Lepiej zamknij je w gara?u. Stamt?d nadal nie wyjd? do rana. – A samoch?d? apchi. – Jaki samoch?d? – C??, skoro gara?, apchi, to jest samoch?d? – By? kiedy?, a dok?adniej motocykl. Izya sp?ukana, teraz tylko zmi?ty kawa?ek metalu, le??cy wok??… – C??, poszed?em, szefie? apchi. Rano przyszed? stary Ropucha i po otrzymaniu instrukcji poszed? posprz?ta? stodo??. W stodole przez d?ugi czas r?ka mistrza nie by?a przy?o?ona, a wszystko by?o pokryte g?wnem. Ottila jak zwykle usiad?, aby wyr?wna? gwo?dzie. Chc? zauwa?y?, ?e wszyscy detektywi maj? hobby, kt?re sk?ania ich do my?lenia: Holmes ma skrzypce, Poirot ufa swoim szarym kom?rkom bez ingerencji, Agent Kay ma ciasto, a Klop prostuje paznokcie. A kiedy sko?cz?, wbije je i oderwie, aby je wyprostowa?, a jednocze?nie poczu? szum my?li. Bela, bela, bela, bela. I tak godzina po godzinie, dzie? po dniu, rok po roku i… Nagle z stodo?y pojawi?a si? paskudna twarz Ropuchy i patrzy?a, u?miechaj?c si? do policjanta. – Czego chcesz, ?mierdzaku? – zapyta?a Ottila. – Czy mog? pali?, szefie? – zapyta? niepewnie starzec. – Co ?mierdzi? – Niew?a?ciwe s?owo. Ty, w?dr?wka, odwr?ci?e? zgni?e zw?oki dinozaura? – Nie, w?a?nie go strzepn??em i wypu?ci?em ma?e dziecko, kt?re samo si? nie dotlenia. – Dobra, dym. Stary wyszed? i wyj?? papierosa. – Zaczekaj! – Co szefie? – Po prostu zostaw ty?ek w stodole. – Hehe, ?art zrozumia?. – Przykucn?? przy stodole i chcia? zapali? papierosa… – … Nie mog?, czy co? – B??d robaka. – Nie, szefie, tylko Belomor. – Chod? tutaj. Starzec wyci?gn?? papierosa. Ottila wzi?? go i zapali?. Papieros by? czysty, bez dodatk?w. – W??cz, pal. – Da? Ottilowi papierosa Toad. – A ty przez d?ugi czas do nas? – Jestem tu od sze?ciu lat i my?l? od zawsze. Pogodzi?em si?. Splun?? na swoj? karier?. Wymieniony za ten cudowny ?wiat, z kt?rego niesie gn?j i g?wno… Cholera. Kr?tko m?wi?c, co mam ju? do??? – Nie, kiedy mieszka?em tu do czasu mojej ostatniej s?u?by, policjanci z dystryktu zmienili si? jak r?kawiczki. – A dlaczego? – Powody by?y r??ne: pi?y za du?o, a potem krad?y. – C??, to mi nie zagra?a. Jestem wymieniony w?r?d moich prze?o?onych jako niepij?cy i sprzedaj?cy. Powiedz mi co?, czy mog? zako?czy? budow? stodo?y przed jesieni?? Starzec obejrza? budynek, kt?ry by? w po?owie z ceg?y. Zapadni?te luki w ?cianach zosta?y za?atane: albo zgni?a sklejka, potem pokrycia dachowe, a potem worki. – Mo?esz. Tylko to wszystko wymaga wymiany. Tak, a twoje ?ciany s? przestarza?e. – A ile maj? lat? – Och! Szefie, tak, o ile pami?tam, ten budynek sta?. Tutaj by? dziedziniec jakiego? kupca. M?wi?, ?e podczas rewolucji z?apali uciekiniera z czerwonych pi?r i tam trafili z ca?? rodzin?. – Gdzie? – Co, gdzie? – C??, gotowe. – Ach, wi?c tutaj w stodole. A potem by? to magazyn, a po wojnie warownia. – Zabawa. Umiesz to zrobi? Oczywi?cie nie demontuj do ko?ca. M?yny s? nadal mocne, s? r?wnie? kamienne. Po prostu je sko?cz. – Na dobry zegarek nie b?dzie dzia?a?. Ponadto potrzebujesz asystenta, a nie jednego, przynajmniej dw?ch. I oczywi?cie zaliczka, wtedy pojawi si? zach?ta. – C??, w miejscu z wyprzedzeniem b?dzie pi?kny zegar, ale zobaczymy. Ale zap?ac?, je?li b?dzie warto. Na przyk?ad – dam chervonets, ale nie – s?dzia da chervonets. Wi?c si? zgodzili?my. A u ucznia powiem ci Idot. Czy ty to wiesz – Oczywi?cie. To kretyn z Kyzikhston. – starzec zamar? kwa?no. – a co? – Tak, on jest uzale?niony od narkotyk?w, b?d? si? pieprzy?. – starzec nak?u? jab?ko Adama palcami. – A ty? – ja? Cholera, to jest g??wny g?upiec tego kretyna, kt?rego s?ucha?. – A co oni naprawd? komunikuj? si?? jest dla niego dobra. – Tak, zaoferowa? jej dodatkowy doch?d. Oczywi?cie przez picie. – Oczywi?cie w s?dzie nie b?dziesz zeznawa? przeciwko Idotowi. – Za kogo mnie trzymasz, szefie. Nie jestem suk?. Nie by?em w strefie i nie zata?cz? do twojej fajki. Lepszy czas ni? odr?czne wiadro. – Och?odzi? si?. To ja Co je?li? Rozumiem, szefie. – A czy Baba Klava b?dzie w stanie pracowa?? – Oczywi?cie. Chocia? ma 65 lat, orka jak spychacz. Ale Idot? B?d? problemy. – Nie b?d?. Ja te? j? przyci?gn?. – A pieni?dze s? r?wne dla wszystkich? – Ty wi?cej, ale po dobrych godzinach. – A je?li to zrobimy i nie wypracujemy dobrego zegarka? – We? ode mnie ?wierkanie, a kara nie zostanie przyznana. Du?o pracy. – Ale co jest do zbudowania? – Chlew nale?y zwi?kszy?. Chc? mie? ?winie. No wi?c, r?ce? Starzec wzruszy? ramionami. – C??, je?li w tych warunkach trzy sztuki. – Masz cztery lata i nie zapomnij o tym terminie. «To i tamto» potrz?sn?? g?ow?, mru??c oczy w stodole, «oczywi?cie si? zgadzam». – Wi?c si? zgodzili?my. Zap?acisz Dam ci pieni?dze, ale ty te? jeste? popytem, obci??e? je, Toad? – Ooooch, ja?! Cholera, szefie, zr?bmy to!! – Starzec wzi?? g??boki oddech i zapali? kolejnego papierosa. – Wi?c lubi? brygadzist??! – Wygl?da na to. – A kiedy zacz??? – Nawet teraz powiem Arutunowi, ?e przynosz? Idot? i babci? Klavk?. A tu jest Idot. – Pami?taj o kretynie, on si? pojawi. Idot pojawi? si? w drzwiach. – C??, co przynios?e?? – Pluskwa zwr?ci?a si? do Dzieciaka. – W got?wce. – ile? – Kilka kawa?k?w wystarczy? – Dosy?, ale to nie wszystko. Pomo?esz staremu, on ci wszystko wyja?ni. – Do tego? No c??, szefie, jest nieszczelny. – Teraz wyrw? ci oko, odpowiedz na bazar, narysuj? – i Ropucha rzuci?a si? na Pitchfork, kt?rzy byli niedaleko, w Idot. – Zaczekaj! – Mam wiatr?wk? Idota. – Teraz strzel? do jajek. – Och Czy jeste? z broni?? – Wszystko jest legalne, szefie. Ojciec da?. Tutaj z takich ?limak?w. – Nie boisz si?? Jeste? tu aresztowany. Czy mog? zadzwoni? do ojca? Nie sprawi, ?e b?dziesz nieszczelny, ale da ci pipety, zapami?tasz to na ca?e ?ycie. A sk?d masz, ?e Ropucha jest pe?na dziur? – Tak, wszyscy m?wi? w wiosce. – Co drapiesz, twarz Kalbita. Dlaczego nie m?wi?, ?e sikaj? mi w oczy? – Wi?c uspok?j si? i pracuj, je?li nie chcesz problem?w… Wszystko… Cicho! Powiedzia?em: b?dziesz pracowa? w miejscu, kropka!!! – genera? dzielnicy Klop Ottila Aligadzhievich krzycza? na ca?y dziedziniec. – Wi?c yazh szalony? – zaskoczony Idot. – OK Zacznijmy od pocz?tku: jaki baga?nik? – M?j. To znaczy, ojciec da?. – Czy jest pozwolenie? – S?. – Sprawd? to. Ale nie w?ciek?e? si? na ten stan, wi?c zatrudni?e? kierowc? ci?gnika, kt?ry zaora?by konopie. I wypracujesz z nim termin. – A tutaj nie b?d?. Nie udowodnisz. – Nie udowodni?? W tej chwili w Internecie wy?l? nagranie na youtube z wczorajszej rozmowy, a tata nie pomo?e. – Dok?adnie Chervonets? – doda? starzec. – A ty zamknij grad, Schmuck! – przerazi?em Idota. – Cicho, cicho. Widzisz, pimpochka? – Ottila wskaza? na pierwszy haczyk na p?ocie. – To jest kamera wideo. Mo?esz przywita? si? z rodzin?. Dzieciak nic nie powiedzia?. – Toto, chod? tu za godzin? w ubraniach roboczych. Mo?esz przyprowadzi? ojca. Mam nadziej?, ?e z przyjemno?ci? dowie si?, co robi jego pasierb. Dziedzic! Mo?esz zepsu? jego reputacj? na zawsze. – Nie trzeba m?wi? ojcu. B?d? pracowa? – To dobrze. Pod koniec uruchomienia otrzymasz r?wnie? wie?e. I m?wisz ojcu, ?e znalaz?e? u mnie prac?. Masz to? – Tak – Id? do Babci Klavki i powiedz, ?e dzwoni? do niej pilnie. – A je?li ona nie przyjdzie? – Powiedz, ?e aresztuj? ci? z ca?? surowo?ci? prawa… Id?. Tak wi?c brygada zebra?a si? i przyst?pi?a do odbudowy stodo?y, kt?ra niczym zgrzyt w oku Ottila, przed zgag?, przedrzeka?a przez j?czenie Islinga od pi?ciu lat. Pluskwa nie mog?a lub nie chcia?a znale?? na to czasu. Og?lnie rzecz bior?c, Ottila by? zuchwa?y, a raczej ?atwiej mu by?o z?apa? lwa ni? zbudowa? lub oczy?ci? byd?o. Wkr?tce Arutun przyszed? z no?em ropuchowym i bez tych z?apanych. Najwyra?niej Claudia ostrzeg?a wszystkich lub tych, kt?rzy byli wyczerpani. Nast?pnie funkcjonariusze organ?w ?cigania chodzili po szopach w poszukiwaniu m?odej krowy, kt?ra znikn??a z zamo?nej rodziny Lidergos. Poszukiwania nie trwa?y d?ugo, a burenka zosta?a znaleziona w szopie du?ej zubo?a?ej rodziny Sarikulow?w. Ale sadzenie w?a?ciciela rodziny nie dzia?a?o. Popad? w zaprzeczenie i obwinia? nieletnie dzieci, m?wi?, g?odne, ?e ukrad?y krow?, a w?a?ciciel nic o tym nie wiedzia?, a powodem tego jest coroczne upijanie si?. Burenka powr?ci?, a Sarikulowowi gro?ono, ?e pr?dzej czy p??niej przyleci i usi?dzie. APULAZ 3 Nast?pnego ranka Ottila obudzi?a si? z serca rozdzieraj?cych maty za?ogowej brygady skaza?c?w, w sk?ad kt?rej wchodzili: Ropuchy – jako brygadzista, Idot – niezmierzony pomocnik i babka Klawka – gwiazdy dru?yny. – Gdzie rzuci?e? desk?, g?upcze? – Oral Idot, przebijaj?cy nog? gwo?dziem. – A co, ??obisz si? w jaja? Ona wisi na twojej stopie! – Ropucha wstawia si? za roze?mian? dam?. – Ty, meduza, umierasz. – Idot odpowiedzia? starcowi – a ty, staruszka, nadal wrzucasz gwo?dzie do deski, wrzuc? j? w ty?ek. – S?uchaj, nie zawracaj sobie g?owy go?dzikami, zw?aszcza na ?abinie! – bas zabrz?cza? bez babci Klava. – Wi?c, przekonani, ?e krzyczymy, ale nie ma walki? – zapyta? Ottila, u?miechaj?c si? elegancko, kt?ry wyszed? na ganek. – Tak, ten g?upiec rozsypa? stare deski, a ja nak?u?em nog?. – Idot poszed? skromniej. – Ostro?na potrzeba. Tutaj i moje dzieci chodz?. – A co, Sarah ju? idzie? – cieszy?a si? babcia Clavka. – i jak idzie jej ci??a? jeszcze nie urodzi?a?? – Niestety, dzieje si? to tylko we ?nie. – w?a?cicielka by?a przygn?biona i natychmiast zosta?a zaskoczona z powodu s?owa «w ci??y». – co powiedzia?e?? – Przepraszam, prosz?, ale czy to rado??? – staruszka skromnie przeprosi?a. – Daj spok?j, ju? zrezygnowa?em. Jest pod nadzorem dr Smertiewa, profesora z Petersburga. «Ale nie rozumiem…» i Ottila zerwa?a z czasem. – Od kogo jest w ci??y? – wyrzuci?a stara kobieta. – Sk?d wiesz o ci??y? – b??d zada? b??d. – A wi?c ca?a wie? wie i od kogo. babcia powiedzia?a z przekonaniem. – A od kogo? – zapyta? Ropucha, odrywaj?c desk? od ?ciany. – Wi?c nie jeste? gustowny czy co? – babcia by?a zaskoczona. – Wi?c nie m?w, Tomi, imi?, siostra, imi?, odpowiedzia?y starcowi. – Wi?c tw?j syn, Izzy. – Z pewno?ci? stara kobieta donosi?a g?osem. – Ups, g?wno dla siebie, ?art! – dla ?ysego Idota. – I og?lnie milczysz, ofiara aborcji. – babcia podesz?a do dzieciaka. – Cicho! – Pluskwa by?a zszokowana. – dlaczego dosta?e? to, babciu Clavka? Kto powiedzia? ci t? herezj?? – Ottila sta? si? t?py i ciemniejszy, poniewa? by? ciemnosk?ry. Klawiatura za?mieci?a si? i zacz??a wygl?da? gorzej, dwadzie?cia lat starsza ni? siedemdziesi?t lat. – C??, tak my?l? – obla? Klavk? i zmieni? wyraz twarzy i zacz?? wygl?da? jak trzynastoletnia dziewczynka, kt?ra po utracie sumienia spojrza?a w lustro. Jej sk?ra by?a podci?gni?ta, a jej rzeczywisto?? ujawni?a tylko bezz?bna paszcza, z kt?rej tylko jedna wystaje czarna jak w?giel, z?b i kikuty nie wyko?czone pr?chnic?. – Ze wszystkich m??czyzn odwiedzi? j? tylko Izya… a ty? – babka si? zakrztusi?a. – ale ty jeste? jej ojcem! Tak mi si? wydaje. – W toalecie pomy?lisz, ale tutaj, daj spok?j, Pasza. – Idot przyby?, – Co doprowadzasz cz?owieka do malowania? Chcesz wej?? do telewizji? Sensacja! Brat zgwa?ci? siostr? i urodzi? si? jako humanoid? Tak, wkr?tce umrzesz, ni? kto? zwr?ci na to uwag?. – A mo?e jeste? jego ojcem? – z?o?liwie z babci? Klavk?. – Kto, policjant rejonowy, czy co? Ty prowadzisz, staruszko. – i Idot wrzuci? do niej znaleziony naw?z. – ?e prowadzi?e? g?si. Moim zdaniem dotyczy to zarodka Sary, a nie matki pluskwy. – wyja?ni?a babcia. – Po pierwsze, nie zarodek, ale zarodek. Zarodek jest bezmy?lnym stworzeniem. I osoba ma zarodek. Trzeba by?o uczy? si? w szkole … – o?wiadczy? Toad i zerkn?? na Idota. – A po drugie? – wspomina?a babcia. – A po drugie … – i Stary zwr?ci? oczy na Klopa, ale nigdzie nie by?o. – A gdzie jest Pluskwa? zapyta? Keyboard. – W?a?nie tu by?em. – babcia wzruszy?a ramionami. – Tak, rzuci?. Kto jest zadowolony, kiedy m?wi? o tobie. Co tam jest: po drugie? – zapyta? Idot. – Tak jest. Och? – Co? zaskoczy?o Ropuch?. – Znalaz?em dziur? w ?cianie. – Gdzie? – zapyta? Idot i poszed? do Ropuchy g??boko do stodo?y. W ?cianie by?a dziura, kt?ra wygl?da?a jak studnia pieca. Wszystko w sadzy i kulach. – Tak, to jest stary piec… A mo?e skarb jest w nim zakopany? – staruszka radowa?a si? i przybra?a sw?j pierwotny wygl?d w swoim wieku. Ropucha w?o?y?a r?k? do dziury. – Lub pu?apka od szczur?w. Hehe – przypi?ty Idot. – Nie boj? si? ?mierci. – A Kumak zanurzy? d?o? w ?okie?. Nagle co? zacz??o szele?ci?. – Ahhhh!!! stary krzykn?? i pr?bowa? wyci?gn?? r?k?. – Co… pu?apka? – wesz?a babcia. Ropucha wy?upiaste oczy. R?ka utkn??a. Pot ?cieka? z czo?a Toada, a jego w?ciek?e oczy przypomina?y ton?cego w ci?gu ostatnich dw?ch minut. Po chwili d?o? zn?w wibrowa?a, tak bardzo, ?e policzki Ropucha zadr?a?y i nagle wyci?gn?? r?k?. Sucha mumia martwego, u?miechni?tego kota zosta?a zaci?ni?ta w zaro?lach. – Wo, mam cz?onka! – zaskoczy? Ropuch? i wyci?gn?? dra?ni?c? twarz zw?ok do zwiotcza?ej twarzy Claudii. – Woah kup! – babcia drgn??a i po wskoczeniu na ty?ek usiad?a na swoim ogromnym ty?ku prosto na gwo?dziu o wielko?ci stu pi??dziesi?ciu milimetr?w, wystaj?c z deski, kt?r? wcze?niej rzuci?a. W wolach oddychaj w pe?ni… – Ha, co powiedzia?em? ten ty?ek sprawi, ?e b?dziesz liczy?. – obci??ony Idot. I na przyjazne przyjacielskie s?owa Idotowa babka zaszczeka?a na stare gard?o. – Poszed?em na farm?, ?eby z?apa? babcie. – stara kobieta rozw?cieczy?a si? i unosz?c lewy ranny po?ladek, rozerwa?a przybit? desk? do cia?a. Gw??d? by? zardzewia?y i mia? falist? powierzchni? jak pi?a. Krew kapa?a z ko?ca. Klawiatura zbada?a go ze wszystkich stron i czuj?c b?l, krzykn??a gwa?townie. – Z czego si? ?miejesz, draniu? – zaszlocha?a i rzuci?a desk? krwawym gwo?dziem w Idot. Unikn?? i zacz?? ucieka?. Ceg?y wystrzelone na szlak polecia?y w po?cig. Jeden z kamieni uderzy? pod k?tem w ty? g?owy dziecka. Upad? i drgn??. – Prowadzisz? – Przestraszony ropucha. – Nic nie umrze. – babcia Klavka uspokoi?a si? i nama?ci?a ran? ?lin?. Idot p??niej wsta? ko?ysz?c si? i kucaj?c obok niego, trzymaj?c obur?cz obola?e miejsce. – Uderz? ci?. – Idot wpad? na pod?og? swojego g?osu. – Och? Zobacz to! W brzuchu ma wi?zk? p??tna. – Ropucha wyci?gn??a ten pakiet z ?o??dka kota i pokaza?a go wszystkim. – Odwr?? si?, zapyta? smutny Idot. – Mo?e s? tam bruliki? – zasugerowa?a, ?e babka, kt?ra zapomnia?a o b?lu, by?a klawiatur?. – A ty, Szczygie?, id? do pracy. warkn??a na Idota. – twoje nazwisko Mukhin i lecisz nad doli? ze skarbu, jak mucha nad Pary?em. – co m?wisz A mo?e p?jdziesz do piek?a, A? – Idot jecha? dalej. – Teraz uderzy?em swoj? sikork?! – Uh, dobrze! – Ropucha prychn?? – Buzu zatrzyma? oba. Chcesz zabra? pent? Podziel na trzy. – W! I to jest szacunek dla ciebie. Przepraszam ?le ci? zrozumia?em … – cieszy? si? p?atny Idot. – Nie pro? wybaczenia, nie jestem czerwon? dziewczyn?. ?le zrozumia?e? innego. Po?owa dla mnie, a po?owa dla nas. – Po co to jest? – babka by?a oburzona. – Od tego! – u?miechn?? si? Ropucha. «M?g?bym wzi?? to wszystko sam». – A jak to si? dzieje, ?e wieczorem sprawdzaj? wszystkich tutaj i czy w og?le ?yjesz tutaj bez wyj?cia? – Tak, dobrze gry??, starzy ludzie. Otw?rz to, a mo?e nie stoi tam nic cholernego. – wprowadzi? Idot. – a gra nie jest warta ?wieczki. Ropucha spojrza?a na wsp??w?a?cicieli skarbu i bez trudu rozdar?a zgni?? lin? i powoli zacz??a otwiera? pakiet. ?wiadkowie na stra?y. – Cze??, butelki. Glina… – Wagi… – Sto mililitr?w ka?dy… – Sze?? sztuk… – A co jest napisane? – Och, s? zapiecz?towane? – Cork. Vintage, prawdopodobnie… – A co jest napisane, pozw?l mi zobaczy?? – Nie pr?bowa? wzi?? jednego rusztowania. – Nie troch, ty dzikusie! – babcia dzieci?stwa klepn??a si? po d?oni. – Ach, ty suko … – Idot eksplodowa? i wepchn?? babci? Key. – Dobrze, m?wi?! – powiedzia? Ropucha i wzi?? sto milimetrow? skal?. Wyczy?ci?em etykiet? na piersi i ponownie przyjrza?em si? … – Co? nie jest po rosyjsku… – Daj mi syudy. – Idot wyci?gn?? r?k? i wzi?? jedn? ma?? skal?. – Sp?jrz, liczby: tysi?c… osiemset.. dziewi??dziesi?t siedem si?dmy… lub tylko si?dmy… To nie jest jasne. – I spr?bujmy! Wino, id? … – sugerowana klawiatura. – Nie wiem, nie wiem. Chod?, spr?buj, jeste? kobiet?, ty i diabe? nie upadniecie. – zgodzi? si? ropucha. – dlaczego – Idot interweniowa? – Lepiej w Sankt Petersburgu odda? sprzedawc? antyk?w, jak jest. – Tak, spr?bujemy pojedynczo, c??,.. umyj, a reszt? przeka? antykwarycznemu dealerowi… Tak, Toad? – No c??, kto jest pierwszy? – zapyta? Idot. – Klucz – powiedzia? Ropucha. – zasugerowa?. – C??, tak, je?li nie umrzesz, mo?esz pi?. – Co by?cie zrobili beze mnie, ch?opi. I nie boj? si? umrze?. Jestem moim… – .. od mrugni?cia. – przedstawi? Idota i, odchodz?c, drania. – Byd?o! – Stara kobieta klepn??a go w rami? d?oni? dziecka i, podnosz?c k?y, wyrwa?a korek z butelki. W?cha?am. «Wino…» u?miechn??a si? i wci?gn??a zawarto?? jednym haustem. Prze?kn?? i chrz?kn??. – Kryaaaa! spoko. – C??, co? – zapyta? Ropuch, prze?ykaj?c ?lin?. – W porz?dku. Co? ju? zacz??o gra? w mojej g?owie. – Tak bzdury. – odpowiedzia? Idot piskliwie, wypijaj?c swoj? butelk?. – Tak, piek?o wie. Ale czy jest stary? – powiedzia?, rozgl?daj?c si? po swojej ju? pustej butelce, Toad. – I jeszcze jeden … – zasugerowa?a weso?a babcia. – Tatarzy nie ?yj? bez pary. – Wi?c pozosta?y tylko trzy. – Idot by? oburzony. – Co powinni?my przekaza?? – S?uchaj co? Pi?, tak pi?, po kr?lewsku. Kiedy ?yjemy. A butelki s? ju? antyczne. S? puste lub pe?ne. Doceniane s? butelki, a nie wino. I wypili pozosta?e trzy szklanki. Usiedli na pniu i zapalili papierosa: Idot – Marlboro, Toad – Belomor i babcia Clavka po dawnej kozie nodze. Wi?c zemdla?y, nie ko?cz?c palenia, siedz?c… APULAZ 4 – Ahhhh!! Ahhh!!! – us?ysza?em z podw?rka. – co to jest – wyskoczy? z ???ka Ottila, zadaj?c sobie pytanie. Jego umys? wci?? ?ni?, a on powoli opad? na poduszk? i natychmiast chrapa?. – Ahhhh!!! – Ch?opak zn?w podskoczy? i upad? do g?ry nogami z ???ka. – o cholera. – Z?apa? si? za czo?o d?oni?. – Co krzyczysz, g?upcze? Pale Isolda Fifovna wesz?a do pokoju szeroko otwartymi oczami, zas?aniaj?c usta d?o?mi. – Aa, aa. warkn??a i wskaza?a palcem na drzwi. – Co jeszcze? – siedz?cy na pod?odze zapyta? Klop. – Tam, w stodole… – Co to jest w stodole? m?w wyra?niej… – Jest martwy kot… – Kt?ry kot? – zapyta? Ottila, pocieraj?c opuchni?te czo?o. – O czym ty m?wisz? – Mamusiu! – Po otwarciu oczu na pod?og? g?osu powiedzia?a. – Teraz zobaczmy. – Ottila wsta? i poszed? boso w majtkach do stodo?y. Wczoraj wr?ci? p??no w nocy, kiedy wszyscy spali i dlatego nie pyta? o sztuczki wi??ni?w. Zhinka posz?a za nim. Stodo?a wygl?da?a na zagracon?. Wszystkie ?le rozmieszczone rozproszone pozosta?y niezmienione. Osteroid Odnoglazowicz siedzia? po?rodku kosza: emeryt, weteran pracy, szermierz sz?stej klasy, urodzony w dniu astronautyki. M?? babci Klawki, a dok?adniej Claudius Aldarovna von Schluchenberg, c?rka barona, nie?lubny syn Lenina. Powiedzia?a to wszystkim. – Co tu robisz? – zapyta? Ottil, starzec cierpi?cy na dystrofi?. – siedz? – Dziadek spokojnie odebra? i dokr?ci? telefon. – Widz?, ?e nie pracujesz. – A wi?c o co pytasz? – Jak si? tu dosta?e?? – dodano bas Isolda. – Id?, wymy?l? to. powiedzia? pluskwa do ?ony i zwr?ci? si? do dziadka. – odpowied? – Przez dziur? w ?cianie Osteroid skin?? g?ow?. Ottila przeszed? przez ?mieci do dziury w ?cianie i zobaczy? grzbiet krowy, kt?ra unios?a ogon. Spojrza? na ni? i by? przera?ony: dachy dom?w by?y widoczne. – Czy jest ulica czy co? takiego? zapyta? dziadka. – Heh, oczywi?cie. – A gdzie jest ca?e moje byd?o? – Pierwsz? rzecz?, kt?ra przysz?a mi do g?owy, Klopu, kt?ry z bocznym wzrokiem i w?osami czuciowymi uszu rozejrza? si? po stodole od wewn?trz. «Tak, zdejmij ty?ek», krzykn?? i poci?gn?? krowy za ogon. Zemsta nala?a mu strumie?, jak z w??a po?arowego, pod ci?nieniem stu atmosfer. Ottila odlecia?a od ci?nienia o dwa metry w ty?, a kark zanurzy? si? w oborniku. Isolda podbieg?a do niego z pomoc? bezw?adno?ci i przykucn??a, opieraj?c g?ow? o jej wspania?? pier?. I chcia?a szlocha?… – Fu! – Piskliwie odrzuci?a g?ow? w g?wno i widz?c z boku, patrzy?a, jak ucich? nacisk machi wylewaj?cej si? z dziury: «Muuuu!!!» – warkn??a krowa, dartanula i zabra?a j? z powrotem, machaj?c ogonem od bzyka. i inne owady. – Gdzie jest klucz? – zapyta? dziadek i wypu?ci? pier?cie? dymu. – Jaki jest klucz? – odpowiedzia? hebrajski Pluskwa, wstaj?c z gnoju. – Moja ?ona, kt?r? skazali?cie na niewol?!!! – Osteroid rykn?? i opar? si? na kolanach r?kami. Jego twarz wyra?a?a ?mier?. – Isolda!! – Co, kochanie? – Gdzie widzia?e? kota? – Tam dziura. Wysz?a st?d i przeprowadzi?a si?? – wpad? w kolor Isolde. – Chcia?em j? oszuka?, wygl?daj?c, a ona zamieni?a si? w mamusi? i tego dziadka-babai. – Gdzie jest moja ?ona, faszysta? – zmartwiona Osteroid. Gdzie s? ci pracownicy migruj?cy? – zapyta?a ?ona Klopa. – nie wiem – wzruszy? ramionami Isolde. – Ostatniej nocy siedzieli tutaj w tr?jk?cie. – A potem? – Ottila wsta?. – A ty – usi?d?, teraz to rozgryziemy. – A potem poszed?em spa?. – Gdzie oni poszli? Oba s? w porz?dku, ale Ropucha?! Zostaje ukarany aresztowaniem przy u?yciu pracy przymusowej. Uciekli. Uciec!!! Natychmiast zadzwo? do Intsefalata. Mamy ucieczk?. – A gdzie jest moja ?ona? – powiedzia? dziadek dr??cym g?osem. – Nie przysz?a ?wiczy? pracy przymusowej. Siedzi tak samo … – Pluskwa by?a w?ciek?a. – Szefie!!! Apchi, powiedzia? Intsefalopata, i pojawi? si? w dziurze od strony ulicy. – Och, ju? tu jeste?? – co ty krzyczysz – wyskoczy?a pluskwa. – Szybko, pochwa?a. – Blablabla, apchi, patron, jeste? tutaj? My?la?em, ?e jeste? w domu, wi?c krzycza?em. – dlaczego – Wi?c, apchi, przynios?em… – Kogo? «Apteka, apczi», odpowiedzia? Intsefalopata, a zamiast kubka w otworze pojawi?a si? ruda, pokryta tr?dzikiem i w?gorzami, sko?ny, niebiesko-czerwony pysk wie?niaka i natychmiast zmieni? si? w twarz Arutunowa. – No to jak? – zapyta? kapral. – Co, jak? – Otila zamar?, pytaj?c kwa?no. «Czy oferujesz mi to?» Jestem m??atk?, prosz?… – Nie, nab?j, zatrzyma?em go, apchi, – I Incefalopata wepchn?? chemika do dziury, – czo?gaj si?, chod?, gruby dupku. – Ale utkn?? w wymienionym miejscu w niej. Jak m?wi?: ani tudy, ani syudy. Zgadza si?, p?? centra w reklamowanym miejscu. Wi?c ty?ek nie wszed?. Acefalopata pozosta? za ?cian?, obok ty?ka aptekarza na ulicy. – Co on zrobi?? Tej samej konopi rub? – Nie, gorzej. Kpi z domowych apchi, zwierz?t. – odpowiedzia? Harutun zza ?ciany. – Moje byd?o, czego chc?, a nast?pnie tworz?… fu, tworz?. – posypane s?oniami, z seplenieniem chemika. – A co on zrobi?? – interweniowa? dziadek. – Tak, odci??em dzika kopyt? pi?? ?a?cuchow?, apczim, s?siadami i zadzwoni?em. – poinformowa? Harutun. – A co to jest? Gdybym chcia? ?elowanego mi?sa, – dla usprawiedliwienia zosta?em zatrzymany. – a nast?pnie rozkaza? mi wyci?? ca?? ?wini?? Co wi?cej, wci?? nie ma wystarczaj?cej masy, a lod?wka wypali?a si?. – Tak, umar?aby za ciebie? – Zaskoczony, stoj?cy za m??em Isolda i ?mia? si?. – Tak, nie umar?bym, powiadam wam, leczy?em rany i uzdrawia?em rany, a potem szy?em. «?y?ka, apchi», doda? Harutun. – A co to jest? – A co to jest przetwarzane? zapyta? Klop. – Bimber. – Tak, znieczulony, apchi, – Harutun u?miechn?? si? szeroko. – ?e ?winia krzycza?a o ca?? wiosk?, ?e nawet Apczi, narkomani od niklu konopnego si? pozbyli. Nawiasem m?wi?c, ja, Apchi, min??em je przez dwa dni, bez snu, bez jastrz?bia, bez ta?my Isolda Apchi. – Jaki rodzaj ta?my elektrycznej? zapyta? dziadek. «C??, umi?owani» Harutun zawaha? si? i zap?aka?. – Kt?re r?ce s? zwi?zane w Ameryce. – zastanawia?em si? Isolde. – Szkocka czy co? – wyja?ni? Ottila. – Mdaaa, – wyd??y si? policzki Klopa. – to termin. – Jaki jest termin? – chemik zapomnia?. – Dla zn?cania si? nad zwierz?tami, artyku?… uh! Nie pami?tam Ale s?dzia da trzy lata i przylutuje artyku?. – Tak, zabij? go, je?li to konieczne. – P??no! – zako?czy? Ottil. – Zabierz go do Harutun i zamknij go w swojej stodole. warkn?? Harutun. – Tak, aby zepsu? ca?e byd?o Apchi? – Nie trzymasz ?wi?? Koran nie zamawia. – Dodano Osteroid. – Jestem buddyst?, po pierwsze apchi, a po drugie moim kutasem? – zaskomla? Harutun – wsadzi? kolczyki do przegrzebka. Ęîíĺö îçíŕęîěčňĺëüíîăî ôđŕăěĺíňŕ. Ňĺęńň ďđĺäîńňŕâëĺí ÎÎÎ «ËčňĐĺń». Ďđî÷čňŕéňĺ ýňó ęíčăó öĺëčęîě, ęóďčâ ďîëíóţ ëĺăŕëüíóţ âĺđńčţ (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=49800390&lfrom=688855901) íŕ ËčňĐĺń. Áĺçîďŕńíî îďëŕňčňü ęíčăó ěîćíî áŕíęîâńęîé ęŕđňîé Visa, MasterCard, Maestro, ńî ń÷ĺňŕ ěîáčëüíîăî ňĺëĺôîíŕ, ń ďëŕňĺćíîăî ňĺđěčíŕëŕ, â ńŕëîíĺ ĚŇŃ čëč Ńâ˙çíîé, ÷ĺđĺç PayPal, WebMoney, ßíäĺęń.Äĺíüăč, QIWI Ęîřĺëĺę, áîíóńíűěč ęŕđňŕěč čëč äđóăčě óäîáíűě Âŕě ńďîńîáîě.
Íŕř ëčňĺđŕňóđíűé ćóđíŕë Ëó÷řĺĺ ěĺńňî äë˙ đŕçěĺůĺíč˙ ńâîčő ďđîčçâĺäĺíčé ěîëîäűěč ŕâňîđŕěč, ďîýňŕěč; äë˙ đĺŕëčçŕöčč ńâîčő ňâîđ÷ĺńęčő čäĺé č äë˙ ňîăî, ÷ňîáű âŕřč ďđîčçâĺäĺíč˙ ńňŕëč ďîďóë˙đíűěč č ÷čňŕĺěűěč. Ĺńëč âű, íĺčçâĺńňíűé ńîâđĺěĺííűé ďîýň čëč çŕčíňĺđĺńîâŕííűé ÷čňŕňĺëü - Âŕń ćä¸ň íŕř ëčňĺđŕňóđíűé ćóđíŕë.