*** Òâîåé Ëóíû çåëåíûå öâåòû… Ìîåé Ëóíû áåñïå÷íûå ðóëàäû, Êàê ñâåòëÿ÷êè ãîðÿò èç òåìíîòû,  ëèñòàõ âèøíåâûõ ñóìðà÷íîãî ñàäà. Òâîåé Ëóíû ïå÷àëüíûé êàðàâàí, Áðåäóùèé â äàëü, òðîïîþ íåâåçåíüÿ. Ìîåé Ëóíû áåçäîííûé îêåàí, È Áðèãàíòèíà – âåðà è ñïàñåíüå. Òâîåé Ëóíû – ïå÷àëüíîå «Ïðîñòè» Ìîåé Ëóíû - äîâåð÷èâîå «Çäðàâñòâóé!» È íàøè ïàðàëëåëüíûå ïóòè… È Ç

Wskrzeszona

Wskrzeszona Morgan Rice Wampirzych Dziennik?w #9 We WSKRZESZONEJ (dziewi?tej cz??ci Dziennik?w Wampir?w) szesnastoletnia Scarlet Paine odkrywa, ?e zmienia si? w jaki? tajemniczy spos?b. Staje si? czu?a na ?wiat?o, potrafi odczyta? ludzkie my?li, jest szybsza i silniejsza ni? kiedykolwiek dot?d. Nie rozumie, co si? z ni? dzieje i stara si? to ignorowa?. Ale jest w stanie to robi? tylko do pewnego czasu. Caitlin Paine, jej mama wie i to zbyt dobrze, co dzieje si? z jej c?rk?. Kiedy?, wieki temu, r?wnie? przesz?a t? sam? przemian? w wampira. Teraz jednak, jako zwyk?y cz?owiek, nie pami?ta tego. Wszystko, co ma, to dziennik, kt?ry znalaz?a na strychu – jej tajemniczy, wampirzy dziennik – opowiadaj?cy o jej wyczynach w innych czasach i miejscach i o tym, jak wypleni?a ras? wampir?w. Ale czy by? tylko jeden wyj?tek od regu?y? Czy Scarlet, jej c?rka, mog?a rzeczywi?cie by? jedynym, pozosta?ym przy ?yciu wampirem?W miar?, jak Scarlet usilnie pr?buje zrozumie?, kim si? staje, r?wnie mocno stara si? radzi? sobie ze swymi gor?cymi uczuciami wobec Blake’a, ch?opaka z jej klasy, w kt?rym jest zadurzona. Nie potrafi jednak stwierdzi?, czy i on jest ni? zainteresowany, a poniewa? zbli?a si? wielka pota?c?wka z okazji Halloween, Scarlet odczuwa coraz wi?ksz? presj?. Jest gotowa zrobi? wszystko, by Blake zaprosi? j? na zabaw?. Jednak?e Vivian, najpodlejsza ze wszystkich popularnych dziewcz?t, r?wnie? znajduje si? w kr?gu zainteresowa? Blake’a i zrobi wszystko, by Blake by? jej – oraz by zamieni? ?ycie Scarlet w piek?o. Na szcz??cie, Scarlet ma grono w?asnych przyjaci??, kt?rzy j? wspieraj?, ??cznie z najlepszymi przyjaci??kami Mari? i Jasmin. One r?wnie? maj? problemy z ch?opakami – ale dopiero kiedy pojawia si? Sage, tajemniczy nowy ch?opak, popadaj? w prawdziw? obsesj?. Scarlet u?wiadamia sobie, ?e jej r?wnie? wydaje si? bardzo poci?gaj?cy – i jest zdumiona, kiedy to na ni?, spo?r?d wszystkich dziewcz?t w szkole, Sage zwraca uwag?. Jednak?e my?li Scarlet wci?? skupiaj? si? na Blake’u, przynajmniej na razie, i nadal ?ywi nadziej?, ?e zaprosi j? na ta?ce. I kiedy wydaje si?, ?e ma wszystko, czego pragn??a, jej cia?o zaczyna si? zmienia?. Wkr?tce przebywanie w bliskim towarzystwie znajomych mo?e okaza? si? dla niej niemo?liwe. Wkr?tce mo?e zosta? zmuszona, by wybra? mi?dzy pragnieniem ?ycia i pragnieniem bycia kochan?. Morgan Rice Wskrzeszona Cz??? 9 Wampirzych Dziennik?w przek?ad: Micha? G?uszak O autorce Morgan Rice plasuje si? na samym szczycie listy USA Today najpopularniejszych autor?w powie?ci dla m?odzie?y. Morgan jest autork? bestsellerowego cyklu fantasy KR?G CZARNOKSI??NIKA, z?o?onego z siedemnastu ksi??ek; bestsellerowej serii WAMPIRZE DZIENNIKI, z?o?onej, do tej pory, z jedenastu ksi??ek; bestsellerowego cyklu thriller?w post-apokaliptycznych THE SURVIVAL TRILOGY, z?o?onego, do tej pory, z dw?ch ksi??ek; oraz najnowszej serii fantasy KR?LOWIE I CZARNOKSI??NICY, sk?adaj?cej si? z dw?ch cz??ci (kolejne w trakcie pisania). Powie?ci Morgan dost?pne s? w wersjach audio i drukowanej, w ponad 25 j?zykach. Morgan czeka na wiadomo?? od Ciebie. Odwied? jej stron? internetow? www.morganricebooks.com (http://www.morganricebooks.com/) i do??cz do listy mailingowej, a otrzymasz bezp?atn? ksi??k?, darmowe prezenty, darmow? aplikacj? do pobrania i dost?p do najnowszych informacji. Do??cz do nas na Facebooku i Twitterze i pozosta? z nami w kontakcie! Wybrane komentarze Wampirzych Dziennik?w Rywal ZMIERZCHU oraz PAMI?TNIK?W WAMPIR?W. Nie b?dziesz m?g? oprze? si? ch?ci czytania do ostatniej strony. Je?li jeste? mi?o?nikiem przygody, romansu i wampir?w to ta ksi??ka jest w?a?nie dla ciebie! – Vampirebooksite.com (komentarz dotycz?cy Przemienionej) Rice udaje si? wci?gn?? czytelnika w akcj? ju? od pierwszych stron, wykorzystuj?c genialn? narracj? wykraczaj?c? daleko poza zwyk?e opisy sytuacji… PRZEMIENIONA to dobrze napisana ksi??ka, kt?r? bardzo szybko si? czyta, – Black Lagoon Reviews (komentarz dotycz?cyPrzemienionej) Idealna opowie?? dla m?odych czytelnik?w. Morgan Rice zrobi?a ?wietn? robot? buduj?c niezwyk?y ci?g zdarze?… Orze?wiaj?ca i niepowtarzalna. Skupia si? wok?? jednej dziewczyny… jednej niezwyk?ej dziewczyny! Wydarzenia zmieniaj? si? w wyj?tkowo szybkim tempie. ?atwo si? czyta. Zalecany nadz?r rodzicielski. – The Romance Reviews (komentarz dotycz?cy Przemienionej) Zaw?adn??a moj? uwag? od samego pocz?tku i do ko?ca to si? nie zmieni?o… To historia o zadziwiaj?cej przygodzie, wartkiej i pe?nej akcji od samego pocz?tku. Nie ma tu miejsca na nud?. – Paranormal Romance Guild (komentarz dotycz?cy Przemienionej) Kipi akcj?, romansem, przygod? i suspensem. Si?gnij po ni? i zakochaj si? na nowo. – vampirebooksite.com (komentarz dotycz?cy Przemienionej) Wspania?a fabu?a. To ten rodzaj ksi??ki, kt?r? ci??ko od?o?y? w nocy. Zako?czona tak nieoczekiwanym i spektakularnym akcentem, i? b?dziesz natychmiast chcia? kupi? drug? cz???, tylko po to, aby zobaczy?, co b?dzie dalej. – The Dallas Examiner (komentarz dotycz?cy Kochany) Morgan Rice udowadnia kolejny ju? raz, ?e jest szalenie utalentowan? autork? opowiada?… Jej ksi??ki podobaj? si? szerokiemu gronu odbiorc?w ??cznie z m?odszymi fanami gatunku fantasy i opowie?ci o wampirach. Ko?czy si? niespodziewanym akcentem, kt?ry pozostawia czytelnika w szoku. – The Romance Reviews (komentarz dotycz?cy Kochany) Ksi??ki autorstwa Morgan Rice KR?LOWIE I CZARNOKSI??NICY POWR?T SMOK?W (Cz??? #1) POWR?T WALECZNYCH (Cz??? #2) POT?GA HONORU (Cz??? #3) KU?NIA M?STWA (Cz??? #4) KR?LESTWO CIENI (Cz??? #5) NOC ?MA?K?W (Cz??? #6) KR?G CZARNOKSI??NIKA WYPRAWA BOHATER?W (CZ??? 1) MARSZ W?ADC?W (CZ??? 2) LOS SMOK?W (CZ??? 3) ZEW HONORU (CZ??? 4) BLASK CHWA?Y (CZ??? 5) SZAR?A WALECZNYCH (CZ??? 6) RYTUA? MIECZY (CZ??? 7) OFIARA BRONI (CZ??? 8) NIEBO ZAKL?? (CZ??? 9) MORZE TARCZ (CZ??? 10) ?ELAZNE RZ?DY (CZ??? 11) KRAINA OGNIA (CZ??? 12) RZ?DY KR?LOWYCH (CZ??? 13) PRZYSI?GA BRACI (CZ??? 14) SEN ?MIERTELNIK?W  (CZ??? 15) POTYCZKI RYCERZY (CZ??? 16) ?MIERTELNA BITWA (CZ??? 17) THE SURVIVAL TRILOGY ARENA ONE: SLAVERSUNNERS (CZ??? 1) ARENA TWO (CZ??? 2) WAMPIRZYCH DZIENNIK?W PRZEMIENIONA (CZ??? 1) KOCHANY (CZ??? 2) ZDRADZONA (CZ??? 3) PRZEZNACZONA (CZ??? 4) PO??DANA (CZ??? 5 ZAR?CZONA (CZ??? 6) ZA?LUBIONA (CZ??? 7) ODNALEZIONA (CZ??? 8) WSKRZESZONA (CZ??? 9) UPRAGNIONA (CZ??? 10) NAZNACZONA (CZ??? 11) Pos?uchaj  cyklu Wampirze Dzienniki w formacie audio! Copyright © 2012 Morgan Rice Wszelkie prawa zastrze?one. Poza wyj?tkami dopuszczonymi na mocy ameryka?skiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, ?adna cz??? tej publikacji nie mo?e by? powielana, rozpowszechniana, ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek spos?b, ani przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania informacji bez wcze?niejszej zgody autora. Niniejsza publikacja elektroniczna zosta?a dopuszczona do wykorzystania wy??cznie na u?ytek w?asny. Nie podlega odsprzeda?y ani nie mo?e stanowi? przedmiotu darowizny, w kt?rym to przypadku nale?y zakupi? osobny egzemplarz dla ka?dej kolejnej osoby. Je?li publikacja zosta?a zakupiona na u?ytek osoby trzeciej, nale?y zwr?ci? j? i zakupi? w?asn? kopi?. Dzi?kujemy za okazanie szacunku dla ci??kiej pracy autorki publikacji. Niniejsza praca jest dzie?em fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia s? wytworem wyobra?ni autorki. Wszelkie podobie?stwo do os?b prawdziwych jest ca?kowicie przypadkowe i niezamierzone. ? Nie kocha? ten, co w pierwszym nie kocha? spojrzeniu ?     William Shakespeare ROZDZIA? PIERWSZY Rhinebeck, Nowy Jork (Dolina Hudson) Dzie? dzisiejszy Caitlin siedzia?a w swoim salonie, z zap?akanymi oczyma, wyko?czona, wpatruj?c si? w krwistoczerwony zach?d s?o?ca, ledwie s?uchaj?c tego, co m?wili do niej policjanci. By?a ot?pia?a. Rzuci?a okiem na pok?j pe?en ludzi – zbyt wielu ludzi. Policjanci, miejscowi gliniarze, kr?cili si? po pomieszczeniu. Jedni siedzieli, inni stali, niekt?rzy trzymali w d?oniach fili?anki z kaw?. Siedzieli z ponurym wyrazem twarzy, usadowieni na kanapie, na krzes?ach naprzeciw niej, zadaj?c niezliczone pytania. Byli tu ju? od kilku dobrych godzin. W tym niewielkim miasteczku ka?dy zna? ka?dego. Wszystkich zd??y?a ju? dobrze pozna?. Spotyka?a ich w supermarkecie, w miejscowych sklepikach wita?a si? z nimi za ka?dym razem. Nie mog?a uwierzy?, ?e tutaj byli, w jej domu. To by? jaki? koszmar. To by?o nieprawdopodobne. Wszystko potoczy?o si? tak szybko. Jej ?ycie wywr?ci?o si? do g?ry nogami, niemal nie zdo?a?a sobie tego u?wiadomi?. Stara?a si? uchwyci? jakiej? normalnej cz??ci ?ycia, jakiego? rutynowego zaj?cia, kt?re zazwyczaj poprawia?o jej samopoczucie – ale wszystko zdawa?o si? jej umyka?. Zwyczajno?? ju? nie istnia?a. Poczu?a dodaj?cy otuchy u?cisk d?oni. Obejrza?a si? i zobaczy?a Caleba, kt?ry siedzia? obok niej z twarz? blad? od zmartwienia. Na wy?cie?anych krzes?ach tu? obok siedzieli Sam i Polly z trosk? wyryt? na twarzach. Salon by? zat?oczony – wr?cz przeludniony ? w oczach Caitlin. Chcia?a, by wszyscy po prostu znikli, ?eby wszystko wr?ci?o do stanu z poprzedniego dnia. Szesnastych urodzin Scarlet, do tego, jak wszyscy siedzieli przy stole, delektuj?c si? ciastem i ?miej?c si?. W poczuciu, ?e wszystko jest takie idealne, i ?e nie mo?e si? zmieni?. Wr?ci?a my?lami do poprzedniej nocy, do swych przemy?le?, do pragnienia, by jej ?wiat i ?ycie by?o czym? wi?cej, ni? objawem normalno?ci. I teraz tego ?a?owa?a. Da?aby wiele, byle tylko odzyska? tamt? zwyczajno??. Wszystko potoczy?o si? w zawrotnym tempie od chwili, w kt?rej dotar?a do domu po tym okropnym spotkaniu z Aidenem. Po tym, jak Scarlet wypad?a z domu, Caitlin pobieg?a za ni?. Rzuci?a si? w pogo? za Scarlet bocznymi uliczkami. Caleb doszed? w mi?dzyczasie do siebie po uderzeniu o ?cian? i do??czy? do niej. Oboje uganiali si? po ma?ej wiosce, niczym jacy? szale?cy, pr?buj?c z?apa? swoj? c?rk?. Ale to nie mia?o sensu. Wkr?tce si? zasapali, a Scarlet ca?kowicie znik?a z pola widzenia. Wybieg?a tak szybko, jednym susem przeskoczy?a licz?ce osiem st?p ogrodzenie, nie zwalniaj?c ani na chwil?. Caleb by? zdumiony, Caitlin natomiast wcale: wiedzia?a, czym Scarlet si? sta?a. Wiedzia?a, ju? kiedy bieg?a, ?e ich wysi?ek by? p?onny, ?e Scarlet potrafi?a biec z pr?dko?ci? b?yskawicy, przeskoczy? wszystko, ?e za kilka chwil ca?kowicie zniknie im z oczu. I znik?a. Pobiegli z powrotem do domu, wskoczyli do samochodu i pop?dzili uliczkami, szukaj?c jej gor?czkowo. Caitlin wiedzia?a jednak, nawet kiedy Caleb zignorowa? kolejne znaki nakazuj?ce im si? zatrzyma?, kiedy ostro skr?ca? w kolejne uliczki, ?e nie mieli ?adnej szansy. Nie z?apaliby jej. Wiedzia?a, ?e Scarlet dawno znikn??a. Po kilku godzinach, w ko?cu, Caitlin mia?a tego do?? i nalega?a, by wr?cili do domu i zadzwonili na policj?. I siedzieli tu tak od wielu godzin niemal do p??nocy. Scarlet nie wr?ci?a, a policja nie by?a w stanie jej znale??. Na szcz??cie, by?o to ma?e miasteczko, w kt?rym nic takiego si? nie dzia?o. Niemal natychmiast rozes?ali za ni? radiowozy, kt?re wci?? jej jeszcze poszukiwa?y. Pozostali – trzej policjanci siedz?cy przed nimi oraz trzej kolejni stoj?cy obok – zostali u nich, zasypuj?c ich pytaniami. – Caitlin? Caitlin wyrwa?a si? z zamy?lenia. Odwr?ci?a si? i zobaczy?a twarz policjanta siedz?cego na kanapie naprzeciw. Eda Hardy’ego. By? dobrym cz?owiekiem, mia? c?rk? w wieku Scarlet, w tej samej klasie. Spogl?da? na ni? ze wsp??czuciem i trosk?. Wiedzia?a, ?e odczuwa? b?l, jako rodzic, i ?e mia? zamiar uczyni? wszystko, co w jego mocy. – Wiem, ?e to trudne – powiedzia?. – Ale mamy jeszcze kilka pyta?. Musimy wiedzie? naprawd? wszystko, je?li mamy znale?? Scarlet. Caitlin skin??a potakuj?co. Spr?bowa?a si? skupi?. – Przykro mi – powiedzia?a. – Co jeszcze chcecie wiedzie?? Posterunkowy Hardy odchrz?kn??, spogl?daj?c raz na Caitlin, raz na Caleba. Wydawa?o si?, ?e trudno mu by?o zada? kolejne pytanie. – Pytam o to niech?tnie, ale czy mi?dzy pa?stwem a wasz? c?rk? mia?y miejsce jakie? k??tnie w ostatnim czasie? Caitlin spojrza? na niego ze zdumieniem. – K??tnie? – spyta?a. – Jakie? sprzeczki? B?jki? Cokolwiek, co sprawi?oby, ?e chcia?a odej??? W?wczas Caitlin u?wiadomi?a sobie, ?e pyta? j?, czy Scarlet nie uciek?a z domu. Nadal nie rozumia?. Potrz?sn??a gwa?townie g?ow?. – Nie mia?a powodu, by odej??. Nigdy si? nie k??ci?y?my. Nigdy. Kochamy Scarlet i Scarlet kocha nas. Nie nale?y do tych, kt?rzy si? sprzeczaj?. Nie jest buntownikiem. Nie uciek?aby. Nie rozumiecie? Nie o to w tym chodzi. Czy wy nas w og?le s?uchacie? – Jest chora! Potrzebuje pomocy! Posterunkowy Hardy spojrza? na pozosta?ych policjant?w, kt?rzy skwitowali to sceptyczn? min?. – Wybaczcie, ?e pytam – kontynuowa?. – Lecz musz? pa?stwo zrozumie?, ?e ca?y czas otrzymujemy tego rodzaju zg?oszenia. Nastolatki uciekaj?. W?a?nie tak. W?ciekaj? si? na swych rodzic?w. I w dziewi??dziesi?ciu dziewi?ciu procentach przypadk?w wracaj? do domu. Zazwyczaj kilka godzin p??niej. Czasami dzie? lub dwa potem. Nocuj? u swych przyjaci??. Chc? jedynie wyrwa? si? z domu. I przewa?nie poprzedza to k??tnia. – Nie by?o ?adnej k??tni – wtr?ci? Caleb zdecydowanie. ? Scarlet by?a szcz??liwa, na tyle, na ile mog?a. Wczoraj obchodzili?my jej szesnaste urodziny. I tak, jak powiedzia?a Caitlin, nie jest tego rodzaju dziewczyn?. – Mam wra?enie, ?e nie s?uchali?cie ani jednego naszego s?owa – doda?a Caitlin. – Powiedzieli?my ju?, ?e Scarlet by?a chora. Odes?ano j? wcze?niej ze szko?y do domu. Mia?a… Sama nie wiem. Konwulsje… mo?e jaki? atak. Wyskoczy?a z ???ka i wybieg?a z domu. To nie kolejny przypadek uciekiniera. To dziecko, kt?re jest chore. Kt?remu nale?y zapewni? opiek? medyczn?. Posterunkowy Hardy ponownie spojrza? na pozosta?ych policjant?w, kt?rzy wci?? patrzyli na niego sceptycznie. – Wybaczcie, ale to co m?wicie, nie ma najmniejszego sensu. Je?li by?a chora, to jak mog?a wybiec z domu? – Powiedzieli?cie, ?e j? gonili?cie – wtr?ci? inny policjant nieco bardziej poirytowany. – Jak mog?a wyprzedzi? was oboje na raz? Zw?aszcza, je?li by?a chora? Caleb potrz?sn?? g?ow?. Sam wygl?da? na skonsternowanego. – Nie wiem – powiedzia?. – Ale w?a?nie tak by?o. – To prawda. Ka?de s?owo – cicho potwierdzi?a Caitlin ze skruch?. Zaczyna?a mie? z?e przeczucie, czuj?c, ?e ci m??czy?ni nie byli w stanie tego zrozumie?. Wiedzia?a jednak, dlaczego Scarlet zdo?a?a ich wyprzedzi?; wiedzia?a, dlaczego mog?a biec mimo, i? by?a chora. Zna?a odpowied? – t?, kt?ra wszystko by wyja?ni?a. Ale by?a to te? odpowied?, kt?rej nie mog?a im udzieli?, poniewa? nigdy by jej nie uwierzyli. To nie by?y ?adne konwulsje; to by? ?cisk ?o??dka powodowany g?odem.. Scarlet nie ucieka?a. Ona polowa?a. A to dlatego, ?e by?a wampirem. Caitlin wzdrygn??a si? wewn?trznie. A? pali?a si?, by im powiedzie?, ale wiedzia?a, ?e tej odpowiedzi nie byliby w stanie wys?ucha?. Zamiast tego zatem, spogl?da?a z powa?n? min? przez okno, maj?c nadziej?, modl?c si?, ?eby Scarlet wr?ci?a. ?eby wydobrza?a. ?eby nie musia?a si? po?ywi?. Maj?c nadziej?, ?e ci m??czy?ni wkr?tce sobie p?jd?, zostawi? j? w spokoju. Wiedzia?a, ?e tak i tak byli bezu?yteczni. Wezwanie ich by?o b??dem. – M?wi? to z niech?ci? – doda? trzeci posterunkowy – ale to, co opisujecie… jak wasza c?rka wr?ci?a ze szko?y, jak dosta?a ataku, potem ten przyp?yw adrenaliny, nag?e opuszczenie domu… przykro mi to m?wi?, ale wygl?da to na narkotyki. Mo?e kokaina. Lub amfetamina. To brzmi, jakby by?a pod wp?ywem czego? takiego. Jakby mia?a odlot. A potem zadzia?a?a adrenalina. – Nie macie poj?cia, o czym m?wicie – odparowa? Caleb. – Scarlet nie jest taka. Nigdy w ?yciu nie mia?a do czynienia z narkotykami. Trzej policjanci spojrzeli po sobie sceptycznie. – Wiem, ?e trudno wam tego s?ucha? – powiedzia? cicho posterunkowy Hardy – ale r?wnie ci??ko przyjmuje to wi?kszo?? innych rodzic?w. Nasze dzieci ?yj? ?yciem, o kt?rym nic nie wiemy. Nie wiecie, co robi za waszymi plecami, razem ze swymi przyjaci??mi. – Czy przyprowadzi?a ostatnio ze sob? jakiego? nowego znajomego? – spyta? inny policjant. Nagle twarz Caleba skamienia?a. – Wczoraj w zasadzie – powiedzia?, a w jego g?osie rozbrzmia? gniew. – Przyprowadzi?a nowego ch?opaka. Blake’a. Poszli razem do kina. Gliniarze popatrzeli po sobie znacz?co. – S?dzicie, ?e o to chodzi? – spyta? Caleb. – My?licie, ?e ten dzieciak wci?ga j? w narkotyki? S?ysz?c swoje pytanie, tylko utwierdzi? si? w przekonaniu, znalaz? wygodne wyt?umaczenie tego wszystkiego. Caitlin siedzia?a cicho, pragn?c jedynie, by to si? ju? sko?czy?o. A? pali?a si?, by poda? im prawdziw? przyczyn?. Lecz wiedzia?a, ?e nic dobrego z tego by nie wynik?o. – Jak si? nazywa? – spyta? jeden z policjant?w. – Nie mam poj?cia. Caleb spojrza? na Caitlin. ? Ty wiesz? Caitlin potrz?sn??a g?ow? i odwr?ci?a si? w stron? Sama i Polly. – A wy? Oni r?wnie? zaprzeczyli. – By? mo?e si? dowiem – powiedzia?a Polly. – Je?li byli przyjaci??mi na Facebooku… ? powiedzia?a, wyj??a swoja kom?rk? i zacz??a co? wpisywa?. – Scarlet jest moj? przyjaci??k? na Facebooku. Nie znam jej ustawie?, ale mo?e zobacz? jej innych przyjaci??. A je?li Scarlet przyja?ni si? z nim… Wpisa?a co? w kom?rce i jej oczy rozb?ys?y. – Prosz?! Blake Robertson. Tak, to on! Gliniarze nachylili si? i Polly podnios?a kom?rk? do g?ry. Wzi?li j?, podaj?c jeden drugiemu, przygl?daj?c si? dobrze jego twarzy, spisuj?c jego nazwisko. – Porozmawiamy z nim – powiedzia? posterunkowy Hardy i zwr?ci? telefon Polly. – Mo?e on co? wie. – A co z pozosta?ymi przyjaci??mi Scarlet? – zapyta? inny policjant. – Skontaktowali?cie si? ju? z nimi? Caitlin spojrza?a nieobecnym wzrokiem na Caleba, zdaj?c sobie spraw?, ?e byli zbyt oszo?omieni, by to zrobi?. – Nie pomy?la?am o tym – powiedzia?a. – Jako? nie przysz?o mi to do g?owy. Nie sz?a do ?adnego z przyjaci??. By?a chora. Nie wygl?da?o na to, ?e mia?a jaki? plan. – Zr?bcie to – powiedzia? policjant. – Skontaktujcie si? ze wszystkimi. Od tego najlepiej zacz??. – Musz? przyzna?, po tym wszystkim, co tu s?ysza?em – konkludowa? posterunkowy Hardy, gotowy zako?czy? spraw?, – ?e wygl?da mi to na narkotyki. S?dz?, ?e Bob ma racj?. To wygl?da na narkotyczny odlot. Tymczasem b?dziemy patrolowali ulice. Najlepsz? rzecz?, jak? mo?ecie zrobi? to si? st?d nie rusza?. Zaczekajcie na ni? tutaj. Wr?ci. Policjanci spojrzeli po sobie, po czym wszyscy w jednej chwili wstali. Caitlin zauwa?y?a, ?e ze zniecierpliwieniem my?leli o wyj?ciu. Caleb, Sam i Polly wstali i Caitlin powoli do nich do??czy?a, czuj?c, jak dr?a?y jej kolana. Kiedy poda?a im d?o? na po?egnanie, kiedy wszyscy gotowi byli ju? wyj??, co? j? nasz?o. Nie mog?a ju? d?u?ej milcze?. Nie potrafi?a powstrzyma? w sobie tego pal?cego pragnienia, by powiedzie? im wszystkim to, co sama wiedzia?a. Powiedzie?, ?e nie podchodzili do tej sprawy z w?a?ciwym nastawieniem. – A je?li to co? innego? – wypali?a nagle, kiedy gliniarze zbierali si? do wyj?cia. Zatrzymali si? wszyscy, w po?owie zak?adania kurtek, po czym odwr?cili si? w jej stron?. – Co pani ma na my?li? – spyta? posterunkowy Hardy. Z mocno bij?cym sercem odchrz?kn??a. Wiedzia?a, ?e nie powinna im m?wi?; tylko wyjdzie na szalon?. Ale nie mog?a ju? d?u?ej tego w sobie trzyma?. – Je?li moja c?rka zosta?a op?tana? – spyta?a. Wszyscy stali i patrzyli na ni? tak, jakby by?a szurni?ta. – Op?tana? – powiedzia? jeden z nich. – Je?li nie jest ju? sob?? – spyta?a Caitlin. – Je?li zmienia si?? W co? innego? W pomieszczeniu zapanowa?a g?ucha cisza. Caitlin poczu?a, jak dos?ownie wszyscy, wraz z Calebem, Samem i Polly gapi? si? na ni?. Zaczerwieni?a si? z za?enowania. Ale nie mog?a przesta?. Nie teraz. Musia?a brn?? dalej. I wiedzia?a, ju? to robi?c, ?e b?dzie to punkt zwrotny, chwila, w kt?rej ca?e miasteczko przestanie traktowa? j? normalnie, kiedy jej ?ycie zmieni si? na zawsze. – Je?li moja c?rka staje si? wampirem? ROZDZIA? DRUGI Caleb odprowadzi? policjant?w do drzwi, zamkn?? je za nimi i wmaszerowa? z powrotem do pokoju, patrz?c gniewnie na Caitlin. Nigdy jeszcze nie widzia?a, by by? na ni? taki z?y i a? ugi??y si? pod ni? nogi. Mia?a wra?enie, jakby ca?e ?ycie przelecia?o jej przed oczyma. – Nie mo?esz opowiada? takich rzeczy przy ludziach! – warkn??. – Oszala?a?! Jeszcze pomy?l? sobie, ?e my wszyscy zwariowali?my. Przestan? traktowa? nas powa?nie. – NIE oszala?am! – odwarkn??a Caitlin. – A ty powiniene? trzyma? moj? stron?, nie ich. I przesta? udawa?, ?e wszystko jest w porz?dku. By?e? w jej pokoju ze mn?. Sam wiesz, co widzia?e?. Scarlet przerzuci?a ci? przez pok?j. My?lisz, ?e to z powodu jakiego? ataku? Choroby? – O czym ty m?wisz? – ripostowa? Caleb podniesionym g?osem. – Wi?c my?lisz, ?e jest jakim? potworem? Wampirem? To ?mieszne. Tracisz kontakt z rzeczywisto?ci?. G?os Caitlin podni?s? si?. – No to jak to wyt?umaczysz? – Mo?e by? wiele r??nych powod?w – odpar?. – Na przyk?ad? – Mo?e ma to co? wsp?lnego z jej chorob?? A mo?e jest tak, jak powiedzieli, ?e by?a na prochach? Mo?e ten dzieciak, Blake… – To ?mieszne – odburkn??a Caitlin. – Blake to dobry dzieciak. ?aden diler. A poza tym, widzia?e?, jak nam uciek?a. Nie mieli?my z ni? najmniejszych szans. To nie by?o normalne. Nie udawaj, ?e nie widzia?e? tego, co widzia?e?. – Nie mam zamiaru wi?cej tego s?ucha? – powiedzia? Caleb. Odwr?ci? si? i przeszed? przez pok?j, zerwa? wojskow? kurtk? z haka, na?o?y? i szybko zapi?? zamek. – Gdzie idziesz? – spyta?a Caitlin. – Zamierzam j? odnale??. Nie mog? tu tak po prostu siedzie?. To mnie doprowadza do sza?u. Musz? jej poszuka?. – Gliniarze powiedzieli, ?eby?my pozostali tutaj. Co b?dzie, je?li wr?ci do domu podczas twej nieobecno?ci? – spyta?a Caitlin. – Dlatego ty tu zosta? i zadzwo? do mnie – warkn?? Caleb. – Wychodz?. To powiedziawszy, wyszed? z pokoju, otworzy? drzwi i zatrzasn?? je za sob?. Caitlin us?ysza?a odg?os jego but?w oddalaj?cych si? szybko po schodach ganku, potem ?wirze, potem, jak wsiad? do samochodu i odjecha?. Mia?a ochot? si? rozp?aka?. Nie chcia?a sprzecza? si? z Calebem – zw?aszcza teraz. Ale nie mog?a pozwoli?, by przekonywa? j?, ?e traci?a kontakt z rzeczywisto?ci?. Dobrze wiedzia?a, co widzia?a. I wiedzia?a, ?e mia?a racj?. Nie zamierza?a nikomu pozwoli? si? przekonywa?, ?e traci?a zmys?y. Zwr?ci?a si? w stron? Sama i Polly, kt?rzy stali w bezruchu, z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Nigdy jeszcze nie widzieli, by Caitlin i Caleb sprzeczali si? ze sob? – a? do tej chwili ich zwi?zek by? pe?en harmonii. Sam i Polly wygl?dali na oszo?omionych, obawiali si? wtr?ci? cokolwiek. Patrzyli na ni?, jakby by?a szalona, nie przy zdrowych zmys?ach. Przysz?o jej do g?owy, ?e by? mo?e trzymali stron? Caleba. – Wydaje mi si?, ?e powinienem te? jej poszuka? – powiedzia? niepewnie Sam. – Dwa wozy przeszukuj?ce ulice to zawsze lepiej ni? jeden. A tu jestem kompletnie bezu?yteczny. W porz?dku? – spyta? Caitlin. Caitlin skin??a g?ow?, obawiaj?c si? otworzy? usta, by si? nie pop?aka?. Sam mia? racj?; tu w domu do niczego nie m?g? si? przyda?. I mia?a poza tym Polly. Sam podszed? do niej, u?ciska? szybko, po czym odwr?ci? si? i wyszed?. – B?d? pod telefonem – powiedzia? na wychodne. – Zadzwo?, je?li czegokolwiek si? dowiesz. Zamkn?? drzwi za sob?, a Polly podesz?a do niej i obj??a j? ramionami w d?ugim u?cisku. Caitlin odwzajemni?a si? jej tym samym. Dobrze by?o mie? teraz przy sobie najlepsz? przyjaci??k?. Nie mia?a poj?cia, co by bez niej zrobi?a. Siedzia?y we dwie obok siebie na kanapie. Caitlin wytar?a ?z? zbieraj?c? si? w k?ciku oka. Jej oczy by?y ju? i tak zaczerwienione i opuchni?te od wielogodzinnego p?aczu. Teraz czu?a si? po prostu pusta. – Tak mi przykro – powiedzia?a Polly. – To jaki? koszmar. Po prostu ohyda. Nie mam s??w. Nie rozumiem, co si? tu wydarzy?o. Nic z tego nie ma sensu. Wiem, ?e Scarlet nie wzi??a narkotyk?w. Nie zrobi?aby tego. I masz racj?: Blake wydaje si? dobrym dzieciakiem. Caitlin siedzia?a, wygl?daj?c przez okno na zapadaj?cy zmierzch i skin??a g?ow? beznami?tnie. Chcia?a porozmawia?, ale czu?a si? taka wstrz??ni?ta i obawia?a si?, ?e mog?aby ponownie wybuchn?? p?aczem. – Co my?lisz o tym, co powiedzieli policjanci? – spyta?a Polly. – O skontaktowaniu si? z jej przyjaci??mi? S?dzisz, ?e to dobry pomys?? Kiedy Polly o tym wspomnia?a, Caitlin nagle u?wiadomi?a sobie, i? dok?adnie to nale?a?o zrobi?. Zacz??a gor?czkowo my?le?, zastanawiaj?c si?, w jaki spos?b dotrze? do jej przyjaci??. I wtedy j? ol?ni?o: telefon Scarlet. Wypad?a st?d, nie zatrzymuj?c si? nawet, by wzi?? sw?j telefon. Musia? wi?c wci?? by? gdzie? w domu. Mo?e w jej torbie. Prawdopodobnie w jej sypialni. Caitlin zerwa?a si? z kanapy. – Masz racj? – powiedzia?a. – Jej telefon. Musi by? w jej sypialni. Caitlin przebieg?a przez pok?j i wbieg?a po schodach, a tu? za ni? Polly i Ruth. Wpad?a do pokoju Scarlet, zobaczy?a potargan? po?ciel i poduszki, wgniecenia w ?cianie, gdzie wyl?dowa? Caleb, gdzie uderzy?a jej w?asna g?owa. Wr?ci?y do niej wszystkie wydarzenia i zrobi?o jej si? niedobrze, kiedy zacz??a prze?ywa? wszystko na nowo. Jakby wydarzy?a si? tu jaka? katastrofa. Poczu?a przyp?yw determinacji, przeszukuj?c pok?j Scarlet. Pogrzeba?a w ba?aganie na jej biurku, na komodzie – potem zauwa?y?a jej torebk? zawieszon? na krze?le. Przetrz?sn??a j?, czuj?c si? odrobin? winna, staraj?c si? palcami wyczu? telefon. Wyj??a go z min? zwyci?zcy. – Znalaz?a?! – wrzasn??a Polly i podbieg?a do niej. Caitlin zauwa?y?a, ?e zosta?o jeszcze troch? baterii. Otworzy?a telefon, maj?c wyrzuty z powodu szpiegowania, wiedz?c jednak, ?e musia?a to zrobi?. Nie zna?a numer?w telefonu przyjaci?? Scarlet, a nie mia?a jak inaczej si? z nimi skontaktowa?. Wcisn??a kontakty, potem przesz?a do Ulubionych. Przewin??a w d?? i zobaczy?a tuziny nazwisk. Niekt?re rozpozna?a, innych nie. – Powinny?my zadzwoni? do wszystkich – powiedzia?a Polly. – Do ka?dego po kolei. Mo?e kto? b?dzie co? wiedzia?. Caitlin sta?a otumaniona, czuj?c si? nagle przyt?oczona. Kiedy zacz??a wybiera? pierwszy numer, zauwa?y?a, jak bardzo trz?s?y si? jej d?onie. Polly r?wnie? to zauwa?y?a; wyci?gn??a r?k? i po?o?y?a na jej nadgarstku w dodaj?cym otuchy ge?cie. Caitlin podnios?a wzrok. – Caitlin, kochanie, jeste? nadal w szoku. Pozw?l mi zadzwoni? do nich za ciebie. Prosz?. Przynajmniej b?d? mia?a co? robi?. Ty usi?d? i po prostu odpocznij. Przesz?a? piek?o i zrobi?a? ju? wszystko, co mog?a?. Us?yszawszy te s?owa, Caitlin wiedzia?a, ?e Polly mia?a racj?. Nie by?a tak naprawd? w pe?ni w?adz umys?owych. Spojrza?a na telefon i przez chwil? zapomnia?a, co mia?a zrobi?. Wyci?gn??a r?k? i poda?a telefon Polly. Caitlin odwr?ci?a si? i wysz?a z pokoju. Za chwil? us?ysza?a d?wi?czny g?os Polly, kt?ra mia?a ju? kogo? na linii. – Czy to Heather? – zawo?a?a Polly. – Tu Polly Paine. Jestem ciotk? Scarlet Paine. Przepraszam, ?e ci? niepokoj?, ale szukamy Scarlet. Widzia?a? j?? G?os Polly powoli cich? w miar?, jak Caitlin schodzi?a coraz ni?ej po schodach. Trzyma?a si? por?czy, czuj?c zawroty g?owy, maj?c wra?enie, jakby ziemia mia?a za chwil? wy?lizn?? si? spod jej st?p. W ko?cu wesz?a do salonu, podesz?a do wielkiego, wy?cie?anego fotela i zaton??a w nim. Siedzia?a i spogl?da?a przez okno, a w jej g?owie kot?owa?y si? r??ne my?li. Pomimo wszelkich wysi?k?w, wci?? pojawia?y si? przed ni? obrazy: Scarlet w ???ku, krzycz?ca; jej warkni?cie; jak odrzuci?a Caleba; jak wypad?a z domu… Czy to wszystko wydarzy?o si? naprawd?? Kiedy nad tym wszystkim duma?a, mimowolnie przysz?o jej na my?l spotkanie z Aidenem. Jego s?owa, jej dziennik. Czy to jej dziennik by? wszystkiemu winien? Dlaczego musia?a p?j?? na ten g?upi strych? Dlaczego musia?a pojecha? do Aidena? Gdyby tego nie zrobi?a, gdyby pozostawi?a to w spokoju, czy sta?oby si? to wszystko, co si? sta?o? Przypomnia?a sobie ostrze?enie Aidena, ?e Scarlet mog?a ponownie rozsia? wampiryzm na ca?y ?wiat. Musisz j? powstrzyma?. Caitlin siedzia?a i zastanawia?a si? nad tym. Co Scarlet teraz robi?a? Czy po?ywia?a si? lud?mi? Przemienia?a ich w wampiry? Czy rozprzestrzenia?a to nawet w tej chwili? Czy ?wiat ju? nigdy nie mia? by? taki sam? Czy to Caitlin ponosi?a za to odpowiedzialno??? Mia?a ochot? chwyci? telefon i zadzwoni? do Aidena. Przemaglowa? go. Za??da?, by powiedzia? jej wszystko ze szczeg??ami. Ale nie potrafi?a si? przem?c. Si?gn??a po telefon, podnios?a go, lecz co? j? powstrzyma?o. Przypomnia?a sobie ostatnie s?owa Aidena i ponownie odczu?a nudno?ci. Kocha?a Scarlet ponad ?ycie i nigdy nie by?aby w stanie wyrz?dzi? jej krzywdy. Siedzia?a i trzyma?a telefon, wygl?daj?c przez okno i s?uchaj?c przyt?umionego g?osu Polly dochodz?cego z g?ry, a w jej umy?le kot?owa?y si? r??ne my?li. Powieki zacz??y jej ci??y?. Zanim si? zorientowa?a, ju? spa?a. * Caitlin obudzi?a si? i zda?a sobie spraw?, ?e by?a sama w swym wielkim, pustym domu. Wszystko zastyg?o w bezruchu. Usiad?a, zastanawiaj?c si?, gdzie si? wszyscy podziali, po czym wsta?a i przesz?a przez pok?j. Co dziwne, wszystkie zas?ony i ?aluzje by?y szczelnie zaci?gni?te. Podesz?a do jednego z okien i ods?oni?a je. Kiedy wyjrza?a na zewn?trz, zobaczy?a krwistoczerwone s?o?ce – ale tym razem wygl?da?o inaczej. Nie przypomina?o to zachodu s?o?ca, ale raczej jego wsch?d. By?a zdezorientowana. Czy?by przespa?a ca?? noc? Czy Scarlet wr?ci?a do domu? I gdzie si? wszyscy podziali? Ruszy?a w stron? drzwi wej?ciowych. Z jakiego? powodu wyczu?a, i? by? mo?e Scarlet sta?a tam i na ni? czeka?a. Powoli otworzy?a ci??kie drzwi i wyjrza?a na zewn?trz. Ale panowa?a tam ca?kowita cisza i spok?j. Na ulicy nie by?o ani jednej ?ywej duszy, ani nawet samochodu w zasi?gu wzroku. S?ysza?a jedynie ?wiergot samotnego porannego ptaka. Podnios?a wzrok i zauwa?y?a, ?e to kruk. Nagle us?ysza?a jaki? ha?as, odwr?ci?a si? i ruszy?a w g??b domu. Wesz?a do kuchni, szukaj?c oznak czyjejkolwiek obecno?ci. Us?ysza?a kolejne dzwonienie i podesz?a do okna wychodz?cego na ty?y budynku. R?wnie? tutaj zas?ony by?y szczelnie zasuni?te, co by?o nader osobliwe, jako ?e Caitlin nigdy ich nie zas?ania?a. Si?gn??a po nie i poci?gn??a za sznur. I w tej samej chwili odskoczy?a ze strachu. Na zewn?trz sta? wampir, z blad?, bia?? twarz? niemal przyklejon? do szyby, ca?kowicie ?ysy i z wyd?u?onymi k?ami. Warcza? i sycza?, po czym podni?s? d?onie i przytkn?? je do szyby. Caitlin zauwa?y?a jego d?ugie, ???te pazury. Nagle us?ysza?a kolejny ha?as, odwr?ci?a si? i zobaczy?a twarz jeszcze jednego wampira w oknie bocznym. Rozleg? si? d?wi?k t?uczonego szk?a. Odwr?ci?a si? i dostrzeg?a nast?pn? twarz. Wampir uderzy? g?ow? w szk?o, warcz?c na ni?. Nagle jej dom wype?ni? brz?k t?uczonego szk?a. Caitlin zerwa?a si? do biegu. Wsz?dzie, gdzie patrzy?a, ?ciany jej domu by?y inne, ni? pami?ta?a. Teraz wype?nia?y je w ca?o?ci oszklone okna. Wsz?dzie, gdzie tylko spojrza?a, zas?ony odsuwa?y si? i okna roztrzaskiwa?y, a w ich miejscu pojawia?y si?, wysuwaj?c g?ow? za g?ow?, kolejne wampiry. Caitlin min??a kolejne pokoje, biegn?c w kierunku wyj?ciowych drzwi. Pragn??a wydosta? si? na zewn?trz, podczas gdy wok?? niej rozlega? si? coraz g?o?niejszy brz?k szk?a. Dotar?a do drzwi, otworzy?a je szarpni?ciem – i stan??a jak wryta. Sta?a tam, zwr?cona twarz? do niej, obj?wszy j? zab?jczym spojrzeniem oczu, Scarlet. Spogl?da?a gniewnie na Caitlin, wygl?daj?c bardziej na martw?, ni? ?yw?, skrajnie blada, ze w?ciek?ym wyrazem twarzy i pragnieniem mordu. Jeszcze bardziej szokuj?ce by?o to, ?e sta?a za ni? armia wampir?w – ca?e ich tysi?ce. Wszystkie gotowe p?j?? w jej ?lady, wtargn?? do domu Caitlin. – Scarlet? – spyta?a, s?ysz?c w swoim g?osie strach. Zanim jednak zd??y?a zareagowa?, Scarlet skrzywi?a si?, odchyli?a i rzuci?a si? na Caitlin, celuj?c k?ami wprost w jej szyj?. Caitlin obudzi?a si? z krzykiem, siadaj?c wyprostowana w fotelu. Si?gn??a do szyi i pomasowa?a j? d?oni?, za? drug? stara?a si? odepchn?? Scarlet. – Caitlin? Wszystko w porz?dku? Po kilku sekundach Caitlin och?on??a, podnios?a wzrok i u?wiadomi?a sobie, ?e to nie Scarlet. By? to Sam. Najpierw poczu?a si? zdezorientowana. Potem zda?a sobie spraw?, z poczuciem wielkiej ulgi, ?e ?ni?a. ?e by? to tylko senny koszmar. Siedzia?a, oddychaj?c ci??ko. Nad ni? sta? Sam, trzymaj?c jedn? d?o? na jej ramieniu i wygl?daj?c na zatroskanego oraz Polly. ?wiat?o by?o w??czone. Zauwa?y?a, ?e na zewn?trz by?o ju? ciemno. Rzuci?a okiem na szafkowy zegar i zobaczy?a, ?e by?o po p??nocy. Musia?a zasn?? w fotelu. – W porz?dku? – spyta? ponownie Sam. Caitlin poczu?a za?enowanie. Wyprostowa?a si? i wytar?a czo?o. – Wybacz, ?e ci? obudzili?my, ale wygl?da?o na to, ?e mia?a? z?y sen – doda?a Polly. Caitlin wsta?a powoli i zacz??a przemierza? pok?j, staraj?c si? otrz?sn?? z okropnej sennej wizji. By?a tak rzeczywista, ?e czu?a jeszcze b?l w gardle w miejscu, gdzie k?sa?a j? w?asna c?rka. Ale by? to tylko sen. Musia?a powt?rzy? to sobie kilka razy. Tylko sen. – Gdzie Caleb? – spyta?a, przypomniawszy sobie o nim. – Macie jakie? wie?ci? Jak posz?y rozmowy telefoniczne? Wyraz twarzy Sama i Polly powiedzia? jej wszystko, co chcia?a wiedzie?. – Caleb wci?? jej szuka – powiedzia? Sam. – Ja da?em sobie spok?j jak?? godzin? temu. Jest ca?kiem p??no. Ale chcieli?my dotrzyma? ci towarzystwa zanim nie wr?ci. – Obdzwoni?am wszystkich jej przyjaci?? – wtr?ci?a Polly. – Ka?dego. Z wi?kszo?ci? uda?o mi si? porozmawia?. Nikt nic nie widzia?, ani nie s?ysza?. Byli r?wnie zaskoczeni, co my. Dotar?am nawet do Blake’a. Ale powiedzia?, ?e nie mia? z ni? ostatnio kontaktu. Tak mi przykro. Caitlin zacz??a rozciera? twarz, pr?buj?c pozby? si? resztek snu. Mia?a nadziej? obudzi? si? i dowiedzie?, ?e to wszystko by?o nieprawd?. ?e Scarlet by?a w domu, bezpieczna. ?e ?ycie wr?ci?o do normy. Ale kiedy zobaczy?a stoj?cych nad ni? Sama i Polly, w jej domu, po p??nocy, tak bardzo zatroskanych, wszystko do niej wr?ci?o. Wszystko by?o rzeczywiste. Zbyt rzeczywiste. Scarlet gdzie? przepad?a. I mog?a ju? nigdy nie wr?ci?. My?l ta przeszy?a Caitlin niczym n??. Nie mog?a z jej powodu zaczerpn?? tchu. Scarlet, jej jedyna c?rka. Osoba, kt?r? kocha?a najbardziej w swoim ?yciu. Nie potrafi?a wyobrazi? sobie ?ycia bez niej. Chcia?a wybiec z domu i wykrzycze? na ca?? ulic? na niesprawiedliwo??, jaka j? spotka?a. Ale wiedzia?a, ?e to nie mia?oby sensu. Musia?a tu siedzie? i czeka?. Nagle rozleg? si? jaki? ha?as przy drzwiach. Ca?a tr?jka podskoczy?a i spojrza?a w tym kierunku z nadziej?. Caitlin podbieg?a do drzwi, modl?c si?, by ujrze? w nich znajom? twarz jej nastoletniej c?rki. Ale mina jej zrzed?a, kiedy zobaczy?a, ?e to tylko Caleb. Wr?ci? do domu – z ponur? min?. Jej widok jeszcze bardziej dobi? Caitlin. Najwyra?niej nie powiod?o mu si?. Wiedzia?a, ?e to bezcelowe, ale i tak go spyta?a: – I co? Caleb spu?ci? wzrok na pod?og? i potrz?sn?? g?ow?. Wygl?da? na za?amanego. Sam i Polly wymienili si? spojrzeniami, po czy podeszli oboje do Caitlin i u?ciskali j?. – Wr?c? z samego rana – powiedzia? Sam. – Zadzwo?, je?li czego? si? dowiesz. Nawet je?li to b?dzie ?rodek nocy. Obiecujesz? Caitlin skin??a g?ow?. By?a zbyt przej?ta, by cokolwiek powiedzie?. Poczu?a, jak Polly, a potem Sam j? u?ciskali i odwzajemni?a si? tym samym. – Kocham ci?, siostrzyczko – powiedzia? ponad ramieniem. – Trzymaj si?. Wszystko b?dzie w porz?dku. Caitlin star?a ?zy i obserwowa?a, jak Sam i Polly wyszli przez drzwi. By?a teraz tylko ona i Caleb. Zazwyczaj by?aby zachwycona, maj?c chwil? na osobno?ci z nim – ale po ich sprzeczce czu?a si? podenerwowana. Widzia?a, ?e Caleb pogr??y? si? we w?asnym ?wiecie pe?nym przygn?bienia i ?alu; wyczu?a r?wnie?, ?e nadal by? na ni? z?y za wyg?oszenie swej teorii przed policj?. Zbyt wiele tego by?o, by Caitlin zdo?a?a to znie??. Zda?a sobie spraw?, ?e mia?a du?e nadzieje w zwi?zku z powrotem Caleba, ?ywi?a krzt? optymizmu, i? wkroczy do domu, jak gdyby nigdy nic i oznajmi jej dobre wie?ci. Ale widz?c go w takim stanie, z pustymi r?koma, z niczym, zrozumia?a prawd?. Scarlet nie by?o ju? ca?y dzie?. Nikt nie wiedzia?, gdzie jest. By?o ju? po p??nocy, a ona wci?? nie wr?ci?a do domu. Wiedzia?a, ?e to z?y znak. Nie chcia?a w og?le dopuszcza? do siebie r??nych mo?liwych scenariuszy, ale wiedzia?a, ?e by?o ?le, naprawd? bardzo niedobrze. – Id? do ???ka – o?wiadczy? Caleb, po czym odwr?ci? si? i wszed? po schodach na g?r?. Caleb zawsze m?wi? „dobranoc”, zawsze prosi?, by posz?a razem z nim. W?a?ciwie Caitlin nie przypomina?a sobie ani jednego wieczora, kiedy poszliby do ???ka osobno. A teraz nawet nie zapyta?. Caitlin opad?a z powrotem na fotel w salonie i ws?ucha?a si? w odg?os jego but?w wspinaj?cych si? po schodach, potem zamykanych drzwi od ich sypialni. By? to najbardziej osamotniaj?cy odg?os, jaki kiedykolwiek s?ysza?a. Zacz??a szlocha? i p?aka?a niewiadomo jak d?ugo. W ko?cu zwin??a si? w k??bek, p?acz?c do poduszki. Jak przez mg?? poczu?a Ruth, kt?ra podesz?a do niej i pr?bowa?a poliza? j? po twarzy, ale wszystko by?o takie zamazane. Wkr?tce jej cia?o, przeszywane spazmami szlochu, zapad?o w g??boki, niespokojny sen. ROZDZIA? TRZECI Caitlin poczu?a co? zimnego i mokrego na twarzy i powoli otworzy?a oczy. Zdezorientowana, rozejrza?a si? po salonie, na boki; zda?a sobie spraw?, ?e zasn??a w fotelu. Pok?j gin?? w ciemno?ciach, a po stonowanym ?wietle dochodz?cym zza zas?on dosz?a do wniosku, ?e dzie? dopiero si? rozpoczyna?. Odg?os strug deszczu uderzaj?cych o szyb? rozchodzi? si? woko?o. Us?ysza?a skomlenie i ponownie poczu?a co? mokrego na twarzy. Obejrza?a si? i dostrzeg?a stoj?c? nad ni?, li??c? j? i skoml?c? panicznie Ruth. Szturcha?a j? swym zimnym, mokrym pyszczkiem i nie chcia?a przesta?. W ko?cu Caitlin usiad?a, zdaj?c sobie spraw?, ?e co? by?o nie w porz?dku. Ruth nie przestawa?a, skowycza?a coraz g?o?niej, wreszcie zacz??a szczeka? – nigdy jeszcze nie zachowywa?a si? w ten spos?b. – O co chodzi, Ruth? – spyta?a Caitlin. Ruth zaszczeka?a ponownie, po czym obr?ci?a si? i wybieg?a z pokoju w kierunku drzwi wej?ciowych. Caitlin spu?ci?a wzrok i w niewyra?nym ?wietle dostrzeg?a ?lad po zab?oconych ?apach na ca?ym dywanie. Zda?a sobie spraw?, ?e Ruth musia?a by? wcze?niej na dworze. Drzwi by?y otwarte. Pospiesznie skoczy?a na nogi, uzmys?awiaj?c sobie, i? Ruth chcia?a jej co? zasygnalizowa?, gdzie? j? zaprowadzi?. Scarlet, pomy?la?a. Ruth zaszczeka?a ponownie i Caitlin poczu?a, ?e w?a?nie o to jej chodzi?o. Ruth chcia?a zaprowadzi? j? do Scarlet. Wybieg?a z pokoju z ci??ko bij?cym sercem. Nie zamierza?a traci? ani sekundy, by pobiec na g?r? po Caleba. Wyrwa?a z salonu i wybieg?a przez drzwi wej?ciowe. Gdzie te? Ruth mog?a znale?? Scarlet? zastanawia?a si?. Czy by?a bezpieczna? Czy wci?? ?y?a? Caitlin zala?a fala paniki, kiedy wypad?a z domu przez otwarte, uchylone przez Ruth w jaki? spos?b drzwi i znalaz?a si? na ganku. ?wiat wype?nia? odg?os ulewy. Rozleg? si? cichy, dudni?cy grzmot i poranne niebo przeci??a b?yskawica. Ulewny deszcz uderza? o ziemi? w ?agodnej szarej po?wiacie poranka. Caitlin zatrzyma?a si? u szczytu stopni, kiedy zobaczy?a, gdzie pobieg?a Ruth. Ogarn??a j? panika. Niebem wstrz?sa?y b?yskawice, a przed sob? mia?a obraz, kt?ry spowodowa? u niej uraz – kt?ry wry? si? w jej ?wiadomo?? i kt?rego nigdy nie mia?a ju? zapomnie?, jak d?ugo ?y?a. Oto, na trawniku przed domem, zwini?ta w k??bek, nieprzytomna i naga le?a?a jej c?rka, Scarlet, ca?kowicie wystawiona na ?ask? ?ywio?u. Wok?? niej biega?a Ruth, szczekaj?c jak oszala?a, spogl?daj?c to na Caitlin, to na Scarlet. Caitlin zerwa?a si? z miejsca: zbieg?a po stopniach, potykaj?c si? z pospiechu, krzycz?c z przera?enia, biegn?c do c?rki. Wyobra?a?a sobie niezliczone scenariusze tego, co mog?o si? przydarzy? Scarlet, gdzie mog?a by? i w jaki spos?b wr?ci?a. Czy by?a zdrowa. Czy ?y?a. Najgorsze z nich przemkn??y jej przez my?l wszystkie naraz, kiedy tak bieg?a w b?otnistej trawie, ?lizgaj?c si? co rusz. – SCARLET! – wrzasn??a i kolejny grzmot zawt?rowa? jej krzykowi. By? to lament matki, kt?ra nie posiada?a si? ze smutku, zawodzenie matki, kt?ra nie potrafi?a powstrzyma? biegu; dotar?a do Scarlet, ukl?k?a przy niej, wzi??a w ramiona i zacz??a modli? si? do Boga ?arliwie, by jej c?rka wci?? ?y?a. ROZDZIA? CZWARTY Caitlin siedzia?a z Calebem w nieskazitelnie bia?ej sali szpitalnej, obserwuj?c ?pi?c? Scarlet. Siedzieli na osobnych krzes?ach, kilka st?p jedno od drugiego, ka?de poch?oni?te swoimi my?lami. Oboje byli tak emocjonalnie wyczerpani, zdj?ci tak wielk? panik?, ?e nie mieli nawet si? ze sob? rozmawia?. Je?li kiedykolwiek zdarza?y si? w ich ma??e?stwie trudne chwile, zawsze znajdowali pocieszenie w sobie nawzajem; tym razem by?o jednak inaczej. Wydarzenia poprzedniego dnia by?y zbyt tragiczne, zbyt przera?aj?ce. Caitlin by?a wci?? w szoku; wiedzia?a, ?e Caleb r?wnie?. Oboje musieli przemy?le? to na sw?j spos?b. Siedzieli w ciszy, obserwuj?c ?pi?c? Scarlet, a jedynym d?wi?kiem na sali by?o popiskiwanie r??nych urz?dze?. Caitlin obawia?a si? spu?ci? Scarlet z oczu, ba?a si?, ?e je?li odwr?ci g?ow?, znowu j? straci. Zegar nad g?ow? Scarlet pokazywa? ?sm? rano i Caitlin u?wiadomi?a sobie, ?e siedzieli tu od trzech godzin, obserwuj?c Scarlet, kt?ra nie przebudzi?a si? od chwili, kiedy j? tu przywie?li. Piel?gniarki ju? kilka razy zapewnia?y, ?e wszystkie jej organy dzia?a?y normalnie, ?e znajdowa?a si? tylko w stanie g??bokiego snu i nie by?o powodu do obaw. Z jednej strony, Caitlin poczu?a wielk? ulg?; z drugiej jednak, nie zamierza?a w to uwierzy? dop?ki sama nie upewni si?, nie zobaczy przebudzonej Scarlet, z otwartymi oczyma, t? sam?, kt?r? zna?a od zawsze – weso?? i zdrow?. Caitlin wspomina?a wci?? na nowo wydarzenia ostatniej doby. Niewa?ne jednak, od kt?rej strony na nie spogl?da?a, nic z tego nie mia?o sensu – dop?ki nie wraca?a do tego samego wniosku: ?e Aiden mia? racj?. Jej dziennik by? prawdziwy. Jej c?rka by?a wampirem. ?e ona, Caitlin, kiedy? r?wnie? nim by?a. ?e odby?a podr?? w przesz?o??, znalaz?a antidotum i postanowi?a wr?ci? tu, do tych czas?w i miejsca, by tutaj wie?? normalne ?ycie. ?e Scarlet by?a ostatnim ?yj?cym wampirem na ziemi. My?l ta przera?a?a j?. Mia?a silny instynkt opieku?czy wobec Scarlet i by?a zdecydowana nie dopu?ci?, aby cokolwiek z?ego przytrafi?o si? jej; chocia? jednocze?nie czu?a te? odpowiedzialno?? wobec ludzko?ci, czu?a, ?e je?li to wszystko by?o rzeczywi?cie prawd?, nie mog?a pozwoli?, by Scarlet rozprzestrzeni?a to, by odtworzy?a ras? wampirz? na nowo. Nie wiedzia?a praktycznie, co robi?, nie wiedzia?a te?, co o tym my?le? i w co wierzy?. Jej w?asny m?? jej nie wierzy? i nie mog?a go w sumie wini?. Ledwie sama sobie wierzy?a. – Mamo? Caitlin usiad?a wyprostowana, zobaczywszy jak powieki Scarlet zatrzepota?y, jak otworzy?a oczy. Caitlin zeskoczy?a z krzes?a i podbieg?a do jej ???ka, tak samo jak Caleb. Zawi?li nad ni?, kiedy Scarlet otworzy?a swe du?e, pi?kne oczy roz?wietlone porannym s?o?cem, kt?rego ?wiat?o wpada?o do sali przez okno. – Scarlet? Kochanie? – spyta?a Caitlin. – W porz?dku? Scarlet ziewn??a i przetar?a oczy wierzchem d?oni, potem przetoczy?a si? powoli na plecy, mrugaj?c oczyma zdezorientowana. – Gdzie ja jestem? – spyta?a. Caitlin zala?a fala ulgi na d?wi?k jej g?osu; brzmia?a, i wygl?da?a, jak ta sama, zwyczajna Scarlet. W jej g?osie, ruchach, wyrazie twarzy wida? by?o si??. W zasadzie, ku ca?kowitemu zaskoczeniu Caitlin, Scarlet wygl?da?a zupe?nie normalnie, jakby w?a?nie beztrosko przebudzi?a si? z d?ugiego snu. – Pami?tasz cokolwiek, co si? sta?o, Scarlet? – spyta?a Caitlin. Scarlet obr?ci?a si? i spojrza?a na ni?, a potem podpar?a si? na ?okciu i cz??ciowo usiad?a. – Jestem w szpitalu? – spyta?a zaskoczona. Zlustrowa?a sal?, u?wiadamiaj?c sobie, ?e to prawda. ? RANY. Co ja tutaj robi?? Naprawd? a? tak si? pochorowa?am? Caitlin poczu?a jeszcze wi?ksz? ulg?, s?ysz?c jej s?owa – i widz?c jej gesty. Siedzia?a na ???ku. By?a w pe?ni sprawna umys?owo. Jej g?os by? ca?kiem naturalny. Jej oczy by?y jasne. Trudno by?o uwierzy?, ?e wydarzy?o si? co? nieprawdopodobnego. Caitlin zamy?li?a si?, zastanawiaj?c, jak zareagowa?, ile powiedzie?. Nie chcia?a jej nastraszy?. – Tak, skarbie – wtr?ci? Caleb. – By?a? chora. Szkolna piel?gniarka odes?a?a ci? do domu, a my zabrali?my ci? dzi? rano do szpitala. Pami?tasz co? z tego? – Pami?tam, jak mnie odes?ali do domu… jak by?am w ???ku, w moim pokoju… potem… Zmarszczy?a brwi, jakby stara?a si? co? przypomnie?. ? … no i tyle. Co to by?o? Gor?czka? Cokolwiek to by?o, czuj? si? ju? dobrze. Caleb i Caitlin wymienili spojrzenia pe?ne niedowierzania. Najwyra?niej Scarlet wydawa?a si? normalna i nic nie pami?ta?a. Powinni?my jej powiedzie?? zastanawia?a si? Caitlin. Nie chcia?a jej przerazi?. Ale jednocze?nie mia?a wra?enie, ?e Scarlet powinna wiedzie?, musia?a pozna? jak?? cz??? tego, co si? jej przytrafi?o. Czu?a, ?e Caleb my?la? tak samo. – Scarlet, skarbie – zacz??a cicho Caitlin, staraj?c si? jak najlepiej ubra? to w s?owa – kiedy by?a? chora, wyskoczy?a? z ???ka i wybieg?a? z domu. Pami?tasz? Scarlet spojrza?a na ni? oczyma rozszerzaj?cymi si? ze zdumienia. – Naprawd?? – spyta?a. – Wybieg?am z domu? Co masz na my?li? ?e chodzi?am we ?nie, jak lunatyk? Jak daleko zasz?am? Caitlin i Caleb wymienili spojrzenie. – W zasadzie to pobieg?a? ca?kiem daleko – powiedzia?a Caitlin. – Przez jaki? czas nie mogli?my ci? znale??. Zadzwonili?my na policj? i do niekt?rych twoich przyjaci??… – Powa?nie? – spyta?a Scarlet, siedz?c prosto i czerwieniej?c na twarzy. – Zadzwonili?cie do moich znajomych? Dlaczego? To takie ?enuj?ce. Sk?d mieli?cie ich numery telefon?w? I wtedy uprzytomni?a co? sobie. – Grzeba?a? w moim telefonie? Jak mog?a?? Odchyli?a si? do ty?u, westchn??a i wpatrzy?a w sufit. By?a poirytowana. – To takie ?enuj?ce. Nigdy mi tego nie zapomn?. Jak mam teraz spojrze? im w oczy? Pomy?l?, ?e jestem jakim? dziwol?giem, czy co?. – Skarbie, tak mi przykro, ale by?a? chora, a my nie mogli?my ci? znale??… Nagle otworzy?y si? drzwi i do pomieszczenia wszed? m??czyzna, najwyra?niej lekarz, krocz?c dumnie, autorytatywnie, w otoczeniu dw?ch lekarzy rezydent?w trzymaj?cych w d?oniach podk?adki. Podeszli wprost do karty Scarlet u szczytu jej ???ka i zacz?li odczytywa? dane. Caitlin by?a wdzi?czna za chwil? przerwy, kt?ra za?agodzi?a ich k??tni?. Za lekarzami przywlok?a si? piel?gniarka, podesz?a do wezg?owia ???ka Scarlet i podnios?a je do pozycji siedz?cej. Owin??a rami? Scarlet i zbada?a jej ci?nienie krwi, po czym w?o?y?a jej termometr cyfrowy do ucha i odczyta?a wynik lekarzowi. – W normie – oznajmi?a, kiedy ten odczytywa? jej kart?, kiwaj?c g?ow?. – Tak samo, jak w?wczas, kiedy tu przysz?a. Nic z?ego si? z ni? nie dzieje. – Czuj? si? ?wietnie – wtr?ci?a Scarlet. – Wiem, ?e wczoraj by?am chora, chyba mia?am jak?? gor?czk?, czy co? podobnego. Ale teraz czuj? si? ju? lepiej. W zasadzie, naprawd? chcia?abym ju? p?j?? do szko?y. Mam dzi? wiele sprawdzian?w. I musz? zredukowa? wyrz?dzone szkody – doda?a, patrz?c ze z?o?ci? na rodzic?w. – I jestem g?odna. Mog? ju? i??? Caitlin zmartwi?a si? reakcj? Scarlet, tym, jak uporczywie stara?a si? zamie?? to wszystko pod dywan i wr?ci? jednym susem z powrotem do swego normalnego ?ycia. Spojrza?a na Caleba z nadziej?, ?e czu? to samo, lecz wyczu?a, ?e on r?wnie? pragn?? zapomnie? o wszystkim i wr?ci? do normalno?ci. Wygl?da?, jakby mu ul?y?o. – Scarlet – zacz?? lekarz. – Czy mog? ci? przebada? i zada? ci kilka pyta?? – Pewnie. Poda? sw? podk?adk? jednemu ze sta?yst?w, zdj?? stetoskop, przy?o?y? do jej klatki piersiowej i zacz?? s?ucha?. Potem po?o?y? palce w r??nych miejscach na jej brzuchu, po czym chwyci? jej nadgarstki i wygi?? jej r?ce na r??ne strony. Przy?o?y? d?onie do jej w?z??w ch?onnych, potem gard?a i zbada? jej punkty uciskowe za ?okciami i kolanami. – Powiedziano mi, ?e zosta?a? wczoraj odes?ana do domu z gor?czk? – powiedzia?. – Jak czujesz si? w tej chwili? – Wspaniale – odpar?a weso?o. – Czy mo?esz opisa?, jak czu?a? si? wczoraj? – nalega? lekarz. Scarlet zmarszczy?a brwi. – Szczerze powiedziawszy, mam nieco mgliste wspomnienia – odpar?a. – By?am w klasie i nagle zrobi?o mi si? naprawd? niedobrze. Rozbola?a mnie g?owa, ?wiat?o razi?o mi oczy i naprawd? by?am ca?a obala?a… Pami?tam, ?e kiedy dotar?am do domu, by?o mi bardzo zimno… Ale poza tym, nic nie pami?tam. – Czy pami?tasz cokolwiek z wczoraj, jakiekolwiek wydarzenie po tym, jak zrobi?o ci si? niedobrze? – spyta?. – W?a?nie m?wi?am o tym rodzicom, ?e nie. Przykro mi. Powiedzieli, ?e lunatykowa?am, czy co? takiego. Ale nie pami?tam. W ka?dym razie, naprawd? chcia?abym ju? wr?ci? do szko?y. Lekarz u?miechn?? si?. – Jeste? siln? i dzieln? m?oda dam?, Scarlet. Podziwiam tw?j hart ducha. Chcia?bym, aby inne nastolatki by?y podobne do ciebie – powiedzia? i mrugn?? okiem. – Je?li nie masz nic przeciwko, chcia?bym porozmawia? przez chwil? z twoimi rodzicami. I owszem, nie widz? powodu, dla kt?rego nie mia?aby? wr?ci? do szko?y. Porozmawiam z piel?gniarkami i przygotujemy ci wypis. – Super! – powiedzia?a Scarlet, zaciskaj?c pi??ci, patrz?c na niego swymi b?yszcz?cymi oczyma. Lekarz odwr?ci? si? do Caitlin i Caleba. – Mo?emy porozmawia? na osobno?ci? ROZDZIA? PI?TY Caitlin i Caleb pod??yli za lekarzem do jego wielkiego, jasno o?wietlonego gabinetu, przez kt?rego okno wlewa?o si? do wn?trza strumieniami ?wiat?o porannego s?o?ca. – Prosz? usi??? – powiedzia? uspokajaj?cym, apodyktycznym g?osem, wskazuj?c gestem krzes?a stoj?ce naprzeciw jego biurka, kiedy zamkn?? za nimi drzwi. Caitlin i Caleb usiedli, a lekarz obszed? biurko, trzymaj?c teczk? w d?oniach, i zaj?? miejsce w fotelu. Poprawi? okulary na nosie, spojrza? w d?? na jakie? notatki, po czym zdj?? okulary, zamkn?? teczk? i odsun?? j? na bok. Spl?t? d?onie i opar? je na brzuchu, odchyliwszy si? nieco do ty?u, i przyjrza? si? im. Caitlin czu?a si? w jego towarzystwie rozlu?niona, wyczuwa?a te?, ?e by? dobry w tym, co robi?. Podoba?o jej si? r?wnie? to, jak mi?y by? dla Scarlet. – Wasza c?rka ma si? dobrze – powiedzia?. – Jest ca?kowicie normalna. Jej organy s? prawid?owe i by?y takie ju? w chwili, kiedy tu przyjecha?a. Nie wykazuje ?adnych oznak konwulsji, ataku, czy jakichkolwiek zaburze? epileptycznych. Nie wykazuje r?wnie? oznak problem?w neurologicznych. Bior?c pod uwag? fakt, i? znale?li?cie j? bez odzie?y, zbadali?my j? r?wnie? pod k?tem jakichkolwiek oznak wsp???ycia – i nie znale?li?my niczego w tej kwestii. Przeprowadzili?my r?wnie? szeroko zakrojone badania krwi. Wszystkie wykaza?y negatywny rezultat. Mog? pa?stwo by? ju? spokojni: waszej c?rce absolutnie nic nie dolega. Caleb odetchn?? z ulg?. – Dzi?kuj?, panie doktorze – powiedzia?. – Nie wie pan, ile to dla nas znaczy. Jednak?e, Caitlin wewn?trznie wci?? dr?a?a. Nie odczuwa?a jeszcze spokoju. Gdyby ten lekarz powiedzia?, ?e rzeczywi?cie u Scarlet znaleziono jakie? medyczne objawy, poczu?aby si? paradoksalnie o wiele lepiej, niejako odetchn??aby z ulg?: przynajmniej wtedy wiedzia?aby dok?adnie, co dolega?o Scarlet i mog?aby porzuci? my?li o wampiryzmie. Lecz s?owa, ?e pod wzgl?dem zdrowotnym nic Scarlet nie dolega?o, tylko pog??bi?y przera?enie Caitlin. – Zatem jak wyt?umaczy pan to, co si? sta?o? – zapyta?a lekarza dr??cym g?osem. Obr?ci? si? i spojrza? na ni?. – Prosz? powiedzie?, co dok?adnie si? wydarzy?o? – spyta?. – Wiem jedynie tyle, ile napisano w papierach: ?e mia?a wczoraj gor?czk?, zosta?a odes?ana ze szko?y do domu, ?e wybieg?a z domu i ?e znaleziono j? dzi? rano na pa?stwa trawniku. Czy to prawda? – Jest jeszcze co? – odburkn??a Caitlin, zdecydowana zrobi? wszystko, by jej wys?ucha?. – Nie wybieg?a z domu ot tak. Ona… – Caitlin zawaha?a si?, chc?c znale?? najlepsze s?owa, jakie mog?yby to opisa?. – Ona… zmieni?a si?. Poziom jej si?y – trudno to wyja?ni?. M?j m?? pr?bowa? j? zatrzyma?, a ona przerzuci?a go przez pok?j. Mnie r?wnie?. A jej szybko??: rzucili?my si? za ni? w pogo?, ale nie mogli?my jej dogoni?. Nie by?o to takie zwyczajne wybiegni?cie z domu. Co? jej si? sta?o. Co? z jej cia?em. Lekarz westchn??. – Zdaj? sobie spraw?, ?e musia?o to by? dla was przera?aj?ce – powiedzia? – jak dla ka?dego innego rodzica. Ale mog? was zapewni? jeszcze raz, ?e nic jej nie jest. Od czasu do czasu zdarzaj? si? takie przypadki, zw?aszcza u nastolatk?w. W rzeczy samej istnieje stara jak ?wiat diagnoza tego typu zachowa?; nosi nazw?: zaburzenia konwersyjne. Dawniej nazywana histeri?. Tego rodzaju napady potrafi? opanowa? pacjenta, kt?ry w ich nast?pstwie mo?e do?wiadczy? przyp?ywu si?y i robi? rzeczy nie w swoim stylu. Taki stan mo?e utrzymywa? si? przez kilka godzin, po czym wszystko wraca do normy. Przewa?nie dotyka to m?ode dziewcz?ta. Nikt nie zna dok?adnej przyczyny, cho? og?lnie uznaje si?, ?e odpowiedzialny za to jest stres. Czy Scarlet do?wiadczy?a jakiego? stresu w dniach poprzedzaj?cych wczorajsze wydarzenia? Co? nietypowego? Cokolwiek? Caitlin powoli potrz?sn??a g?ow?. Nadal tego nie kupowa?a. – Wszystko by?o idealnie. Poprzedniego wieczoru obchodzili?my jej szesnaste urodziny. Przedstawi?a nam swego nowego ch?opaka. By?a szcz??liwa, jak nigdy dot?d. ?adnego stresu. Lekarz u?miechn?? si? w odpowiedzi. – To znaczy, ?adnego, kt?ry mogliby?cie zauwa?y? – lub, kt?ry chcia?aby wam ujawni?. Ale s?dz?, ?e sama odpowiedzia?a pani na swoje pytanie: powiedzia?a pani, ?e przedstawi?a wam swego ch?opaka. Nie s?dzi pani, ?e w oczach nastolatki mo?e to by? stresuj?ce? Przychylno?? rodzic?w? Mog?y te? by? jakie? inne, ukryte czynniki. Nie wspominaj?c o tym, ?e uko?czy?a szesna?cie lat. Liceum, presja r?wie?nik?w, egzaminy ko?cowe, a na horyzoncie egzaminy na studia… Niesko?czenie d?uga lista potencjalnych czynnik?w wywo?uj?cych stres. Czasami nie znamy konkretnej przyczyny, kt?ra uruchamia ca?y proces. Sama Scarlet mo?e o tym nie wiedzie?. Ale najwa?niejsze to pami?ta?, ?e nie ma powodu do zmartwienia. – Panie doktorze – kontynuowa?a Caitlin bardziej stanowczo – to nie by? jedynie atak histerii, czy jak tam pan to nazwa?. M?wi? panu, ?e co? wydarzy?o si? w tym pokoju. Co?… nadprzyrodzonego. Lekarz popatrzy? na ni? wnikliwie przez d?ug? chwil? szeroko otwartymi oczyma. Caleb wtr?ci? si?, przechylaj?c si? do przodu. – Pan wybaczy, panie doktorze – moja ?ona mia?a ostatnio powa?ny stres. Na pewno pan to rozumie. – Nie mia?am stresu – odburkn??a Caitlin, brzmi?c jak bardzo zestresowana i zaprzeczaj?c w?asnym s?owom. – Wiem, co widzia?am. Panie doktorze, musi pan pom?c mojej c?rce. Ona nie jest normalna. Co? jej si? sta?o. Zmienia si?. Prosz?. Musi by? co?, co mo?e pan zrobi?. Jakie? miejsce, gdzie mo?emy j? zabra?. Lekarz popatrzy? na Caitlin ze zdumieniem przez przynajmniej dziesi?? sekund. W powietrzu zawis?a pe?na napi?cia cisza. – Pani Paine – zacz?? powoli – z ca?ym szacunkiem, ale to ja jestem lekarzem. I z medycznego punktu widzenia, pani c?rce absolutnie nic nie dolega. W zasadzie, ca?ym sercem zalecam, by wr?ci?a dzi? do szko?y i jak najszybciej zostawi?a za sob? ten ca?y incydent. A co si? tyczy… pani pomys?u… nie chc? zabrzmie? zbyt protekcjonalnie, ale je?li mog? spyta?, to czy widuje si? pani z kim? obecnie? Caitlin spojrza?a na niego nieobecnym wzrokiem, staraj?c si? zrozumie?, o co mu chodzi?o. – Czy przechodzi pani obecnie jak?? terapi?, pani Paine? Caitlin zaczerwieni?a si?, zdawszy sobie w ko?cu spraw?, o czym m?wi?. My?la?, ?e by?a szalona. – Nie – odpar?a beznami?tnie. Skin?? powoli g?ow?. – C??, wiem, ?e dzi? rozmawiamy o pa?stwa c?rce, nie o pani. Kiedy jednak sprawy nieco przycichn?, je?li mo?na, to zasugerowa?bym, aby pani z kim? porozmawia?a. To mo?e pom?c. Si?gn?? d?oni? po bloczek, po czym zacz?? co? pisa?. To nazwisko pierwszorz?dnego psychiatry. Doktor Halsted, m?j kolega. Prosz? skorzysta?. Wszyscy prze?ywamy stresuj?ce sytuacje w ?yciu. On mo?e pani pom?c. To powiedziawszy, nagle wsta? i poda? notatk? Caitlin. Wsta?a wraz z Calebem, ale nie potrafi?a zmusi? si?, by wzi?? od niego t? kartk?. Nie by?a szalona. Wiedzia?a, co widzia?a. I nie zamierza?a przyj?? tej kartki. Lekarz wyci?gn?? j? przed siebie niezgrabnie, trzymaj?c w dr??cej d?oni o wiele za d?ugo, a? w ko?cu Caleb wyci?gn?? d?o? i j? zabra?. – Dzi?kuj?, panie doktorze. Dzi?kuj? te? za pomoc c?rce. ROZDZIA? SZ?STY Caitlin i Caleb szli szpitalnym korytarzem w kierunku poczekalni. Scarlet potrzebowa?a chwili, by zebra? swoje rzeczy i ubra? si? i chcieli da? jej odrobin? prywatno?ci. Caitlin nie mog?a uwierzy? w to, jak szybko wypisano j? ze szpitala: mieli wyj?? ju? przed dziewi?t? rano. Caitlin chcia?a, by Scarlet zosta?a w domu i odpocz??a, jednak Scarlet upar?a si?, aby p?j?? tego dnia do szko?y. Wszystko wydawa?o si? takie nierzeczywiste. Jeszcze kilka godzin temu Caitlin, obudzona przez Ruth, zastanawia?a si?, czy jej c?rka ?y?a. Teraz, kiedy dochodzi?a dziewi?ta, Scarlet zdawa?a si? ca?kowicie zdrowa i zamierza?a i?? do szko?y. Caitlin wiedzia?a, ?e powinna by? wdzi?czna za ten powr?t do normalno?ci. Lecz nic nie by?o w stanie jej uspokoi?. Dr?a?a w duchu, przeczuwaj?c, ?e o wiele gorsze rzeczy czeka?y ich ju? wkr?tce. Kiedy weszli do szpitalnego atrium, wielkiej, szklanej poczekalni o pn?cym si? wysoko stropie, z ogromnymi p?dami bambusa, s?onecznym ?wiat?em wlewaj?cym si? przez szklane ?ciany i ogromn?, spienion? fontann? po?rodku, Caleb wydawa? si? szcz??liwy a? do b?lu. Wyczu?a, ?e by? zdecydowany pozostawi? za sob? to, co si? zdarzy?o, uprze? si?, by wszystko wr?ci?o do normy. I to j? martwi?o. Jakby udawa?, ?e nic niezwyk?ego nie mia?o miejsca. – Wi?c to wszystko? – spyta?a w ko?cu, kiedy przemierzali ogromny, pusty hol, wybijaj?c rytm butami o marmurow? posadzk?. – Tak po prostu odstawimy Scarlet pod szko?? i b?dziemy udawa?, ?e nic si? nie sta?o? Caitlin nie chcia?a wszczyna? k??tni, ale nie mog?a nic poradzi?. Nie potrafi?a zostawi? tego ot tak sobie. – Co innego mieliby?my zrobi?? – spyta? Caleb. ? Sama powiedzia?a, ?e dobrze si? czuje. Lekarz powiedzia? to samo. Piel?gniarki twierdz?, ?e jest dobrze. Wszystkie badania pokazuj?, ?e jest dobrze. Nie chce wraca? do domu. I wcale jej si? nie dziwi?. Po co mia?aby siedzie? sama w swoim pokoju przez ca?y dzie?, le??c na ???ku, kiedy chce i?? do szko?y? – I szczerze – doda? – s?dz?, ?e to dobry pomys?. S?dz?, ?e powinna ?y? dalej swoim ?yciem. My?l?, ?e wszyscy powinni?my – doda?, patrz?c dziwnie na Caitlin, jakby dawa? jej co? do zrozumienia. – To by? okropny dzie? i okropna noc, kiedy nie wiedzieli?my, gdzie jest, ani co tak naprawd? si? sta?o. Ale wr?ci?a do nas. I tylko to si? liczy. Tylko na tym mi zale?y. Chc? mie? to ju? za sob? i ruszy? dalej. Nie chc? si? nad tym rozwodzi?. Nie s?dz?, ?eby to w czymkolwiek mia?o pom?c Scarlet. Nie chc?, ?eby wpad?a w jakie? kompleksy, ?eby zacz??a szuka? w sobie powod?w do zmartwie?, je?li jest normalna. Jestem wdzi?czny losowi, ?e wr?ci?a do nas, ?e jest bezpieczna i zdrowa. Tylko to si? liczy, prawda? Kiedy zatrzyma? si? i obr?ci? w jej stron?, poranne s?o?ce roz?wietli?o jego wielkie br?zowe oczy; Caitlin dostrzeg?a w nich nadziej?, rozpacz i b?aganie, by powiedzia?a, ?e wszystko z powrotem by?o w porz?dku, ?e mogli o wszystkim zapomnie?. Caitlin pragn??a tego r?wnie?, bardziej ni? czegokolwiek. Kiedy spogl?da?a w te oczy, chcia?a jedynie, by by?y szcz??liwe. Naprawd? nie chcia?a k??ci? si? z nim. Ale mimo, ?e bardzo chcia?a zamie?? to po prostu pod dywan, nie mog?a. Na szali le?a?o ?ycie jej c?rki, jej zdrowie – jej przysz?o??. Jak r?wnie? przysz?o?? ca?ego ludzkiego rodzaju. I cho? by?a to nieprzyjemna sprawa, czu?a, ?e musia?a dotrze? do jej sedna. – S?dz?, ?e nie powinna spieszy? si? ze szko?? tak bardzo, bez wzgl?du na to, co m?wi, czy te? na to, co m?wi lekarz – powiedzia?a, s?ysz?c w swym g?osie determinacj?, z jak? chcia?a zachowa? spok?j. – S?dz?, ?e potrzebne s? dodatkowe badania. Ten lekarz jest tylko trybikiem s?u?by zdrowia. By? mo?e Scarlet powinien zobaczy? jaki? inny lekarz. Specjalista. Êîíåö îçíàêîìèòåëüíîãî ôðàãìåíòà. Òåêñò ïðåäîñòàâëåí ÎÎÎ «ËèòÐåñ». Ïðî÷èòàéòå ýòó êíèãó öåëèêîì, êóïèâ ïîëíóþ ëåãàëüíóþ âåðñèþ (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=43696399&lfrom=688855901) íà ËèòÐåñ. Áåçîïàñíî îïëàòèòü êíèãó ìîæíî áàíêîâñêîé êàðòîé Visa, MasterCard, Maestro, ñî ñ÷åòà ìîáèëüíîãî òåëåôîíà, ñ ïëàòåæíîãî òåðìèíàëà, â ñàëîíå ÌÒÑ èëè Ñâÿçíîé, ÷åðåç PayPal, WebMoney, ßíäåêñ.Äåíüãè, QIWI Êîøåëåê, áîíóñíûìè êàðòàìè èëè äðóãèì óäîáíûì Âàì ñïîñîáîì.
Íàø ëèòåðàòóðíûé æóðíàë Ëó÷øåå ìåñòî äëÿ ðàçìåùåíèÿ ñâîèõ ïðîèçâåäåíèé ìîëîäûìè àâòîðàìè, ïîýòàìè; äëÿ ðåàëèçàöèè ñâîèõ òâîð÷åñêèõ èäåé è äëÿ òîãî, ÷òîáû âàøè ïðîèçâåäåíèÿ ñòàëè ïîïóëÿðíûìè è ÷èòàåìûìè. Åñëè âû, íåèçâåñòíûé ñîâðåìåííûé ïîýò èëè çàèíòåðåñîâàííûé ÷èòàòåëü - Âàñ æä¸ò íàø ëèòåðàòóðíûé æóðíàë.